Średnia długość życia w 33 krajach Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) osiągnęła 80,6 lat. Najdłużej żyją Japończycy (83,9 lat), a w Europie – Hiszpanie (83 lata). W Polsce oczekiwana długość życia w momencie narodzin wynosi 77,6 lat (to o 3 lata poniżej średniej OECD). Największy postęp w zakresie długości życia dokonał się od 1970 r. w Turcji, Korei Płd. i Chile.
Na poprawę wskaźników długości życia w największym stopniu wpływały: wzrost nakładów na zdrowie (wzrost o 10 proc. wydłuża życie o 3,5 miesiąca), edukacja, wyższe dochody obywateli, ograniczenie palenia tytoniu oraz konsumpcji alkoholu.
Redukcja częstości palenia i picia alkoholu o połowę mogłaby przynieść – jak obliczyli autorzy raportu – zwiększenie oczekiwanej długości życia o kolejne 13 miesięcy. Tymczasem w Polsce pali 22,7 proc. populacji i choć odsetek ten powoli obniża się, wciąż sporo nam brakuje do średniej OECD (18,4 proc.). W Europie po papierosy częściej od naszych rodaków sięgają Słowacy, Hiszpanie, Rosjanie, Łotysze, Austriacy, Węgrzy i Grecy. Najmniejszym odsetkiem palaczy w naszej części świata może się pochwalić Islandia, Szwecja i Norwegia.
Wydatki na zdrowie per capita to kategoria, w której – konsekwentnie od lat – Polska plasuje się w ogonie europejskich krajów OECD. W 2016 r. na zdrowie jednego mieszkańca naszego wydano średnio 1798 dolarów (6,4 proc. PKB). Mniej pieniędzy przeznaczono na ten cel tylko na Łotwie (1466 dolarów; 5,7 proc. PKB), choć należy zauważyć, że w tegorocznym zestawieniu nie uwzględniono krajów, które wyprzedzaliśmy w roku ubiegłym: Rumunii, Bułgarii i Chorwacji.
Uwagę zwraca też wysoki udział środków prywatnych w całości wydatków na zdrowie w Polsce – w 2016 r. stanowiły one niemal jedną trzecią całości (2 proc. PKB).
Autorzy raportu podkreślają, że wyższe wydatki na zdrowie, to nie to samo co lepszy poziom opieki medycznej. Ważne jest jak najbardziej efektywne wydawanie dostępnych środków. Wśród obszarów, gdzie racjonalizacja wydatków może przynieść najlepsze efekty raport wskazuje m.in.: zwiększanie udziału leków generycznych, ograniczenie stosowania antybiotyków, upowszechniania jednodniowego trybu wykonywania niektórych zabiegów, takich jak np. usunięcie zaćmy (Polska, niestety, jest pod tym względem na szarym końcu).
Kolejnym zestawieniem, w którym nasz kraj zamyka europejską stawkę jest liczba lekarzy na 1000 mieszkańców. W tym przypadku martwić może nie tylko sam wskaźnik (2,3/1000, wobec średniej OECD na poziomie 3,4/1000), ale także fakt, że od 2000 r. praktycznie się on nie zwiększył.
Niedobór lekarskich kadr idzie w Polsce w parze z wysokością wynagrodzeń w tej grupie zawodowej. Widać to szczególnie w przypadku specjalistów – w żadnym innym objętym analizą kraju nie zarabiają oni tak mało w stosunku do średniej krajowej, jak u nas.
Zestawieniem, które chyba najdosadniej ukazuje, jak niepriorytetowo politycy decydujący o wydatkach publicznych traktują zdrowie Polaków, jest udział państwa w refundacji leków. W Polsce był on w 2015 roku najniższy wśród 30 uwzględnionych w raporcie krajów. Polacy z własnej kieszeni pokryć musieli aż 66 proc. kosztów farmaceutyków dostępnych w aptekach, podczas gdy średnia OECD to 39 procent. Do krajów takich jak Luksemburg (13 proc.), Niemcy (16 proc.) czy Francja (17 proc.) w ogóle enie ma sensu się tu porównywać.
Cały raport Raport „Health at a Glance 2017” dostępny jest tutaj.
Źródło: OECD