Naukowcy z University of Warwick przeprowadzili badanie ankietowe wśród 178 lekarzy, którzy za kilka miesięcy zakończą 5–6 letnie szkolenie specjalizacyjne i uzyskają tytuł GP (general practitioner), którego polskim odpowiednikiem jest specjalista medycyny rodzinnej.
Dwie trzecie ankietowanych lekarzy zamierza rozpocząć pracę lekarza rodzinnego w klasycznym rozumieniu – własna (lub współdzielona w grupie) praktyka, lista stałych pacjentów i… zależność od NHS.
Pozostałym (33,9 proc.) nie podoba się taka perspektywa i deklarują, że pracować będą jako tzw. locums, czyli specjaliści, którzy są wynajmowani na krótki okres przez placówki zmuszone do nagłego załatania braków kadrowych, np. z powodu choroby czy urlopu pracujących tam na stałe lekarzy. Taki tryb pracy oznacza, z jednej strony, wyższe stawki, z drugiej zaś – całkowitą swobodę w kształtowaniu własnego czasu pracy.
Zdaniem prof. Helen Stokes-Lampard, przewodniczącej Royal College of GPs, wyniki badania są wybitnie niepokojące. – W czasie specjalizacji z medycyny rodzinnej młodzi lekarze na własnej skórze przekonują się, jaki stopień obciążenia pracą i obowiązkami wymusza NHS. W ciągu ostatnich 7 lat obciążenie lekarza GP pracą wzrosło średnio o 16 proc. Wpływa to na ich decyzje zawodowe – mówi prof. Stokes-Lampard.
Ponad połowa badanych (56,4 proc.) przyznała, że wypowiedzi polityków dotyczące lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej oraz kreowany przez media obraz ich pracy, negatywnie wpłynęły na ich morale i decyzje dotyczące dalszego kształtowania zawodowej kariery.
Źródło: Pharma Times