Analiza przeprowadzona przez badaczy z Intermountain Medical Center w Salt Lake City objęła dane ponad 12 tys. osób, którzy w okresie od 2013 do 2017 r. zgłosili się na oddziały ratunkowe dwóch dużych szpitali w stanie Utah z objawami sepsy. Do szpitala nie przyjęto ok. 16 proc. spośród tych, u których potwierdzono sepsę. To znacznie więcej, niż przypuszczano – podkreślają autorzy.
Nie jest zaskakujące, że stan pacjentów, którzy nie byli przyjmowani na leczenie szpitalne, był lżejszy niż tych, których hospitalizowano. Jednak nawet po wyeliminowaniu wpływu tego czynnika, okazało się, że ryzyko zgonu w czasie kolejnych 30 dni było bardzo podobne u leczonych ambulatoryjnie i u przyjętych do szpitala.
Ponadto ustalono, że 65 proc. pacjentów z sepsą, których nie hospitalizowano, stanowiły kobiety. Dlaczego? Wg wstępnej hipotezy – panie mogły po prostu wcześniej zgłaszać się po pomoc, podczas gdy mężczyźni dłużej zwlekali z wizytą na oddziale ratunkowym.
Sepsa nie jest jednostką chorobową. Pojęcie to oznacza specyficzną reakcję organizmu na zakażenie. Jedna z definicji sepsy mówi, że jest to zagrażająca życiu dysfunkcja narządowa spowodowana zaburzoną regulacją odpowiedzi ustroju na zakażenie.
Sepsa jest tam drugą (po chorobach układu krążenia) najczęstszą przyczyną zgonu pacjentów leczonych na oddziałach intensywnej terapii. W krajach Unii Europejskiej na ciężką sepsę umiera rocznie 146 tys. osób.
Źródło: OutbreakNewsToday