Władze University College London (UCL) pod koniec ubiegłego roku poprosiły o przeprowadzenie eksperckiego dochodzenia specjalistów z University of Edinburgh. Na czele zespołu stanął renomowany transplantolog – prof. Stephen Wigmore. Eksperci mieli za zadanie wziąć pod lupę działalność laboratorium materiałów biomedycznych. Wiadomo było bowiem, że to właśnie z tego laboratorium pochodziły sztuczne tchawice, których wszczepianie przyniosło sławę, a potem okryło niesławą prof. Paolo Macchiariniego.
Macchiarini stał się sławny w 2008 roku, po tym jak pierwszy wykonał przeszczep tchawicy „podrasowanej” komórkami macierzystymi biorcy. Od 2010 Włoch pracował w szwedzkim Karolinska Institutet. Tam też w latach 2011-2012 przeprowadził serię pionierskich zabiegów wszczepienia sztucznej tchawicy (implanty pochodziły z londyńskiego UCL). Niestety, sześciu spośród ośmiu pacjentów zmarło.
Uniwersytet (po mocnych naciskach ze strony szwedzkiego rządu) postawił chirurgowi kilka poważnych zarzutów – m.in. eksperymentowanie na ludziach, fałszerstwa, zaniedbania – i zakończył współpracę z nim w marcu 2016 roku w atmosferze wielkiego skandalu. Pojawiły się wtedy nawet głosy, że uczelni, która tak długo tolerowała „wybryki” Włocha, powinno się odebrać (a przynajmniej zawiesić na dwa lata) prawo do decydowania o tym, kto otrzymuje Nagrodę Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny!
W okresie, gdy londyńskie laboratorium dostarczało sztuczne tchawice Macchiariniemu, placówką kierował prof. Alexander Seifalian. Zwolniono go z UCL w lipcu 2016 roku (za przyjęcie łapówki od studenta – nie ma to jednak żadnego związku ze sprawą implantów). Kierowany przez prof. Seifaliana zespół produkował m.in. syntetyczne tchawice, przewody nosowo-łzowe i protezy naczyniowe.
W toku dochodzenia ustalono, że laboratorium prof. Seifaliana nie miało zgody na wytwarzanie implantów przeznaczonych dla ludzi. Co więcej – nigdy o taką zgodę nie występowało. Produkowane materiały nadawały się jedynie do eksperymentów na zwierzętach.
Macchiarini utrzymuje, że nic o tym nie widział i był całkowicie przekonany, że tchawice, które zamawiał w UCL, można bez obaw implantować pacjentom.
Z kolei prof. Seifalian powiedział prowadzącym dochodzenie, że jego praca polegała na prowadzeniu eksperymentalnych badań nad materiałami do zastosowań biomedycznych, a uzyskanie zgody na ich wszczepienie ludziom uważał za obowiązek chirurgów przeprowadzających pionierskie zabiegi.
- To nie pierwszy przypadek, że kozły ofiarne robi się z naukowców, winiąc ich za problemy systemowe – powiedział prof. Seifalian. – Jestem niezmiernie dumny z rezultatów znakomitych, innowacyjnych badań, które mój zespół prowadził pod skrzydłami UCL.
Prowadzący dochodzenie znaleźli jednak dowody na to, że nieatestowane implanty trafiały nie tylko do Macchiariniego. Z ujawnionej dokumentacji wynika, że testowano je na ludziach, w sposób wykluczający czyjąś niewiedzę czy pomyłkę. Przykładowo – małe plastikowe dyski wysyłane były do Indii, gdzie wszczepiano je ludziom pod skórę, tylko po to, aby sprawdzić, czy materiał jest wystarczająco „kompatybilny” z ludzkim organizmem.
Ujawniono też kilka przypadków wszczepienia nieatestowanych protez naczyniowych (m.in., pacjentowi w Iranie) oraz protezy przewodu nosowo-łzowego w Zurychu (implant wykonała szwajcarska okulistka Karla Chaloupka, która była doktorantką Seifaliana).
Władzie University College London wydały oświadczenie, w którym czytamy: „Jest nam niezwykle przykro, że materiały, które nie zostały poddane rygorystycznej ocenie przedklinicznej, były dostarczane przez laboratorium badawcze prof. Alexandra Seifaliana w celu bezpośredniego zastosowania klinicznego. Nasze procedury zarządzania powinny były temu zapobiec. Przykro nam także z powodu szeroko rozumianego negatywnego wpływu zaistniałej sytuacji na rozwój medycyny regeneracyjnej".
Źródła: The Guardian / New Scientist