Agresywni pacjenci to problem szpitali na całym świecie, jednak chyba nigdzie nie przybrał on takich rozmiarów jak w Chinach. Stan służby zdrowia w Państwie Środka pozostawia wiele do życzenia, a sfrustrowani pacjenci swoją złość wyładowują bezpośrednio na lekarzach.
Kilka miesięcy temu informowaliśmy o krwawym zajściu na oddziale laryngologicznym szpitala Wenling w prowincji Zhejiang. Niezadowolony z efektów operacji 31-pacjent zaatakował nożem trzech lekarzy. Jeden z laryngologów zmarł, drugi przeżył pomimo ciosu zadanego prosto w serce, trzeci odniósł niewielkie obrażenia.
Każdego roku w Chinach dochodzi do tysięcy podobnych ataków. Według oficjalnych danych w 2012 r. w wyniku agresji pacjentów i ich krewnych zginęło 7 chińskich lekarzy, a 28 zostało rannych. Chińskie Stowarzyszenie Szpitali obliczyło, że liczba napaści na lekarzy zwiększyła się z 20,6 ataków przypadających na jeden szpital w 2008 r. do 27,3 ataków na każdy szpital w roku 2012.
Lekarze czują się bardzo poważnie zagrożeni - w kilka dni po zajściu w Wenling wyszli na ulice, aby zaprotestować przeciwko atakom ze strony niebezpiecznych pacjentów i zażądać od władz zapewnienia bezpieczeństwa podczas wykonywania pracy.
Chińskie ministerstwo zdrowia odpowiedziało wydaniem nowych wytycznych. Zalecenia mówią o większej liczbie strażników – przynajmniej po jednym na każde 20 łóżek – oraz instalacji kamer monitoringu, przycisków alarmowych i skanerów do wykrywania broni.
Według ekspertów i samych lekarzy środki te nie będą jednak skuteczne, jeżeli nie będzie towarzyszyła im gruntowna reforma systemu służby zdrowia.
Niskie pensje i ciągłe zagrożenie atakami ze strony niezadowolonych pacjentów odstraszają od zawodów medycznych, pogłębiając problem niedoboru lekarzy w Państwie Środka. Aż 78 proc. ankietowanych chińskich lekarzy zadeklarowało, że nie chcą, by ich dzieci studiowały medycynę.
Źródła: New York Times / Mirror Online