Opublikowane na łamach czasopisma „Journal of Infectious Diseases” wyniki badań amerykańskich uczonych obalają wcześniejsze hipotezy, mówiące o tym, że czas inaktywacji wirusa grypy jest tym krótszy, im wyższa jest wilgotność powietrza.
W krajach o umiarkowanym klimacie szczyt zachorowań na grypę przypada zimą. Tłumaczy się to między innymi tym, że przy niskich temperaturach na zewnątrz, ludzie częściej przebywają w ciepłych wnętrzach, mając ze sobą bliższy kontakt, co ułatwia rozprzestrzenianie się wirusa. Co więcej, jak do tej pory sądzono, suche powietrze w ogrzewanych mieszkaniach jest dla wirusa korzystne, w przeciwieństwie do wilgotnego, które go dezaktywuje. Hipotezę tę potwierdzono eksperymentalnie, jednak wykorzystano wtedy wirusa grypy w aerozolu wodnym, niewzbogaconym śluzem dróg oddechowych.
Inaczej postąpili autorzy najnowszego badania. Stworzyli specjalny aerozol zawierający związki pozyskane z wydzieliny ludzkich dróg oddechowych i to z jego użyciem testowali – w ściśle kontrolowanych warunkach - odporność wirusa H1N1 na długotrwały kontakt z powietrzem. Sprawdzono siedem różnych poziomów wilgotności powietrza, symulując warunki od ogrzewanego kaloryferami pomieszczenia zimą po tropikalne lasy deszczowe.
Ku zaskoczeniu naukowców – zdolność „zawieszonego” w powietrzu wirusa H1N1 do zakażania utrzymywała się przez taki sam czas (co najmniej 4 godziny), niezależnie od wilgotności powietrza.
Jak więc zmniejszyć ryzyko zarażenia się innych domowników, skoro nawilżanie powietrza nie przynosi efektu? Autorzy badania radzą, by w czasie sezonu grypowego jak naczęściej wietrzyć pomieszczenia, stosować filtry powietrza z funkcją odkażania promieniami UV, a także regularnie dezynfekować często dotykane powierzchnie i przedmioty, np. kuchenne blaty, stoły, klamki, klawiatury, piloty i telefony.
Źródło: OutbreakNewsToday