Błonica (dyfteryt, krup) to ciężka choroba zakaźna, którą udało się wyeliminować dzięki szczepieniom. Do lat 50. XX wieku błonica wywoływała epidemie, które w Polsce przynosiły rocznie kilkadziesiąt tysięcy zakażeń i nawet 3 tysiące zgonów. W tej chwili w Europie notuje się pojedyncze zachorowania. Ostatnia fala epidemiczna przypadła na połowę XX wieku (rozpad ZSRR, migracje ludności). Choć w tej chwili w skali globalnej skala zachorowań na błonicę sięga „zaledwie” kilku tysięcy (wg danych WHO w 2010 roku było ich nieco ponad 4,1 tysiąca), warto pamiętać, że w krajach Afryki, Azji czy Ameryki Południowej nadal zakażenia się zdarzają.
Lekarze określają stan dziecka jako ciężki, mimo że choroba została prawidłowo zdiagnozowana (objawy, czyli ból gardła, gorączka, mogły sugerować anginę) i szybko wdrożono leczenie. Oprócz antybiotykoterapii pacjent szybko otrzymał antytoksynę (szpitale nie mają antytoksyny na stanie, jest ona pobierana z rządowych rezerw strategicznych), mimo to wymagał zaintubowania i intensywnej terapii.
Wysoce zaraźliwa infekcja rozprzestrzenia się drogą kropelkową - poprzez kaszel i kichanie lub bliski kontakt z osobą zakażoną, dlatego w tej chwili – jak mówił w piątek wieczorem podczas webinaru prowadzonego od czasów pandemii dr Paweł Grzesiowski, Główny Inspektor Sanitarny – jest w tej sprawie prowadzone szczegółowe dochodzenie. Przed błonicą skutecznie chronią szczepienia, nieszczepione osoby są narażone na zakażenie i ciężki przebieg choroby, z powikłaniami do zgonu włącznie. Szczepić powinny się również osoby dorosłe (co dziesięć lat, podobnie jak przeciw krztuścowi), ale w Polsce przyjmowanie dawek przypominających szczepień realizowanych w ramach PSO jako obowiązkowe w populacji dzieci i młodzieży nie jest zbyt rozpowszechnione.