Autor: Marcin Szulwiński, prezes Grupy Nowy Szpital
Na stronie medexpress.pl jakiś czas temu pojawiła się analiza problemów, z jakimi borykają się szpitale powiatowe autorstwa dr. Macieja Biardzkiego. O ile mogę się zgodzić z niektórymi przyczynami tych problemów, to do przedstawionych przez autora propozycji rozwiązań mam kilka uwag.
Zgadzam się, że szpitale, jak i cała ochrona zdrowia, za często podlegają politycznym targom. Rozumiem też frustrację, kiedy z przyczyn wyborczych trzeba rezygnować z pomysłów, które mogą dobrze służyć pacjentom. Mimo to nie uważam, aby połączenie szpitali powiatowych ze szpitalami marszałkowskimi czy wojewódzkimi przyniosło dobre efekty. Po pierwsze nie uwolni to szpitala od politycznych gier. Ich centrum przeniesie się z powiatu do miasta wojewódzkiego. Po drugie tzw. szpital-matka będzie bardziej zainteresowany przejęciem kontraktu niż utrzymywaniem oddalonej od siebie placówki. Nie zmniejszy to kolejek do specjalistów czy na badania. Przeciwnie - pacjenci będą mieli bardziej ograniczoną niż obecnie możliwość wyboru placówki, gdzie mogą być leczeni. Musimy pamiętać, po co jest system ochrony zdrowia. Nie dla szpitali, które są pracodawcami i nie dla polityków, tylko dla pacjenta.
Po trzecie szpitale powiatowe to szpitale pierwszego kontaktu. Tu pacjent wymagający hospitalizacji powinien trafiać w pierwszej kolejności. I dopiero, jeżeli diagnoza wskaże na konieczność leczenia w szpitalu specjalistycznym, pacjent powinien być tam kierowany. Dlatego bardziej sensowne byłoby, gdyby szpitale pierwszego kontaktu były właścicielem szpitala specjalistycznego, a nie odwrotnie.
Po czwarte zgadzam się, że w obecnej sytuacji niedofinansowania ochrony zdrowia niewykorzystywanie kupionego za publiczne pieniądze sprzętu oraz marnowanie deficytowego kapitału ludzkiego jest karygodne. Tylko że odpowiedzialność za to powinni ponosić ci, którzy takie nietrafione decyzje podejmują, a nie pacjenci, którzy wolą leczyć się tam, gdzie są szanowani, a nie tam, gdzie wpompowano publiczne miliardy. Nie zmieniajmy systemu w sposób mający wymusić na pacjentach leczenie się we wskazanych przez polityków placówkach po to, by wykorzystać sprzęt i kapitał ludzki, ale raczej wymagajmy od polityków, aby premiowane były te placówki, które wybiera pacjent i w których zasoby są właściwie wykorzystane.
I jeszcze jedna uwaga. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że obecna sytuacja w ochronie zdrowia jest wynikiem wolnego rynku i konkurencji w ochronie zdrowia. Z prostego powodu: nigdy w ochronie zdrowia w Polsce nie mieliśmy do czynienia z konkurencją i mechanizmami rynkowymi. Zdrowie przez lata podlegało dużo większej ochronie niż inne sfery gospodarki. Można straszyć prywatyzacją szpitali i wolnym rynkiem, ale fakty są takie, że na około 700 szpitali, jakie w Polsce istnieją, dotychczas sprywatyzowano 63. Reszta to własność publiczna.
Samorządy jako właściciele szpitali występują w podwójnej roli i to rzeczywiście stanowi dla nich duże wyzwanie. Zadaniem samorządu jest reprezentowanie interesów mieszkańców. Jeżeli samorząd ma zapewnić mieszkańcom usługi medyczne, a jednocześnie jest właścicielem przedsiębiorstwa, które te usługi świadczy, to mamy sprzeczność. Nie można reprezentować klienta i sprzedawcy jednocześnie. Niektóre powiaty zdają sobie z tego sprawę i szukają rozwiązań, np. sprzedają udziały w szpitalu lub przekazują szpital w dzierżawę. Oczywiście nie jest to łatwe i wymaga sporego wysiłku w zderzeniu się z obawami mieszkańców czy atakami przeciwników, ale w przyszłości może przynieść dużo korzyści dla pacjentów i samorządu.
Czytaj także: Co jest problemem powiatowych szpitali?