Po tym, jak w piątek w „Rynku Zdrowia” ukazał się wywiad z ministrem Adamem Niedzielskim, lekarskie fora i grupy w mediach społecznościowych rozgrzały się do czerwoności. Minister, mówiąc w największym skrócie, ale stroniąc od kolokwializmów, postawił kilka kontrowersyjnych tez. Jakich?
Po pierwsze, problem wzrostu nakładów na ochronę zdrowia został praktycznie rozwiązany (o tym, jak daleko jesteśmy od tego etapu, poinformował w piątek GUS, podając informację sygnalną o Narodowym Rachunku Zdrowia). Po drugie, na dobrej drodze jest rozwiązanie kwestii wynagrodzeń w tym sektorze, przynajmniej wynagrodzeń minimalnych, a szczególne powody do zadowolenia mają ratownicy i pielęgniarki (jak na ironię, to właśnie pielęgniarki protestują najgłośniej, już zapowiadają lokalne strajki a ich związek zawodowy mówi o perspektywie wchodzenia w spory zbiorowe, to wszystko jest zaś pokłosiem ostatniej nowelizacji ustawy o wynagrodzeniach minimalnych).
Jednak clou wywiadu to poglądy ministra na temat lekarzy. Rezydentom dostało się za brak pokory. I za to, że nie pamiętają o szczodrości budżetu państwa, opłacającego ich specjalizację. - Rezydenci zachowują się natomiast tak, jakby o tym zapomnieli. Każdy z nas ma prawa i obowiązki. Rezydenci zdają się pamiętać tylko o swoich prawach. Niezrozumiały jest dla mnie ich opór przed pracą w szpitalach powiatowych. Skoro płacimy za ich kształcenie, mamy prawo kierować ich na te odcinki systemu ochrony zdrowia, w których są braki. Tym bardziej, że szpitale cały czas kierują do nas postulaty o wsparcie rezydenckie. Mogę tylko powiedzieć: więcej pokory – pouczył minister.
I to właśnie ten fragment lekarzy poruszył chyba najbardziej, czemu dał wyraz Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, który w rozmowie ze mną, opublikowanej na łamach portalu mp.pl ripostował: - Więcej szacunku. „Cały wywiad uważam za konfrontacyjny i lekceważący, ale fragment, w którym urzędnik państwowy mówi obywatelom, że skoro wypłaca im wynagrodzenie, może z nimi zrobić, co chce, to po prostu kuriozum. Niewiarygodne”.
Lekarze z Porozumienia Rezydentów stawiają kropkę nad „i”. – Pomijając niezrozumienie przez pana ministra na czym polega kształcenie lekarzy, wypowiadane przez urzędnika państwowego słowa sugerujące, że pracodawca może dowolnie postępować z pracownikiem, ponieważ płaci mu za pracę, budzi nasze zdumienie i oburzenie – podkreślił szef Porozumienia Rezydentów, Mateusz Szulca w liście do prezesa PiS.
Minister w przywoływanym wywiadzie nie ograniczył się jednak do rezydentów. Zarzucił części środowiska lekarzy rodzinnych, zrzeszonych w Federacji Porozumienie Zielonogórskie i Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce, że potrafią bezpardonowo walczyć o swoje interesy, nie wahając się narażać bezpieczeństwa pacjentów. Że próbują w tej chwili odbudować swoją pozycję, nadwyrężoną w czasie pandemii tym, że byli niedostępni dla pacjentów i nadużywali teleporad, konfliktem z Ministerstwem Zdrowia (ministrowi chodzi o to, że lekarze nie chcą podpisać aneksów do umów, w których NFZ jednostronnie wydłużył o 100 proc. czas wypowiedzenia, z 45 do 90 dni oraz że mówią o zastrzeżeniach do sposobu wprowadzania budżetu powierzonego i opieki koordynowanej).
Minister podkreślał też, wielokrotnie, że nie zamierza patrzeć na system „oczami izby lekarskiej”. Mówił o lobbystach i o tym, że lekarze domagając się systemu no-fault chcą de facto postawić się ponad innymi obywatelami, bo rozwiązanie, o jakie walczą, to całkowite zwolnienie z odpowiedzialności karnej za popełnione błędy medyczne.
Wiarygodność polityków (i nie tylko) najlepiej sprawdza test czasu. Zaledwie trzy miesiące temu, pod koniec kwietnia, podczas konferencji organizowanej w Gdańsku pod patronatem Rzecznika Praw Pacjenta, Adam Niedzielski mówił tak: Na pewno system no fault, o którym marzyliśmy wszyscy, jest kontrowersją i to trzeba otwarcie powiedzieć, bo my jesteśmy do niego w stu procentach przekonani, ale na poziomie politycznym jest trudny do wytłumaczenia.
Ministerstwo Zdrowia przez wiele miesięcy broniło okrojonej wersji no fault, by na ostatniej prostej – bojąc się, że projekt ustawy o jakości w ochronie zdrowia nawet nie zdąży ujrzeć światła dziennego, nie mówiąc o uchwaleniu – zgodziło się z resortem sprawiedliwości, że lekarzom można co najwyżej zaoferować perspektywę (nawet nie gwarancję) nadzwyczajnego złagodzenia kary, pod warunkiem, że doniosą sami na siebie.
To nie jest odosobniony przypadek, gdy obecny minister zdrowia przechodzi do porządku dziennego nad swoimi poprzednimi wypowiedziami czy decyzjami (żeby przywołać tu decyzje z początku urzędowania, gdy próbował zmusić lekarzy POZ do osobistego pacjentów z ewidentnymi objawami COVID-19 przed wydaniem skierowania na test PCR), wyznając – chyba – zasadę: „co było a nie jest, nie pisze się w rejestr”. Na poziomie politycznym nie jest to trudne do wytłumaczenia, zaprogramowana amnezja pozwala funkcjonować bez poczucia dyskomfortu. Nie wszystko jednak jest polityką.