Cała sprawa jest związana z wejściem w życie 2 sierpnia rozporządzenia, ograniczającego możliwość przepisywania leków psychotropowych i przeciwbólowych, w ramach walki z tzw. receptomatami. Lekarze od razu zaczęli alarmować, że nie wszystko działa jak należy – jednym z wypowiadających się publicznie były Piotr Pisula, były przewodniczący Porozumienia Rezydentów. I właśnie jego w piątek po południu na Twitterze zaatakował Adam Niedzielski.
Wpis ministra do poniedziałku osiągnął niewyobrażalnie wysoką liczbę wyświetleń (4,5 mln) i spotkał się z ostrą reakcją środowiska lekarskiego, opozycji i dużej części mediów. Zwracano uwagę, przywołując autorytety prawnicze, na możliwość naruszenia przepisów konstytucji oraz kilku ustaw, w tym ustawy o ochronie danych osobowych. Nie było też wątpliwości, że choć minister nie jest lekarzem, nie miał prawa ujawnić informacji objętych tajemnicą lekarską. Stawiano pytania o bezpieczeństwo danych, które w procesie cyfryzacji ochrony zdrowia są gromadzone i przetwarzane na coraz większą skalę. Kropkę nad „i” postawiła poselska kontrola przeprowadzona przez posłów Koalicji Obywatelskiej, którzy ujawnili, że minister pozyskał dane wrażliwe na podstawie ustnego polecenia (w podobnym trybie miesiąc wcześniej zostały wprowadzone limity na wystawianie recept, w lipcu Rzecznik Praw Obywatelskich dwukrotnie pisał w tej sprawie do resortu zdrowia, wnioskując o wskazanie podstawy prawnej decyzji ministra).
Samorząd lekarski w weekend zapowiedział skierowanie wniosków do prokuratury, UODO, RPO i RPP w sprawie możliwości naruszenia przez Adama Niedzielskiego szeregu przepisów (we wtorek ta zapowiedź została zrealizowana, a stosowne pisma skierowane do adresatów). Również w sobotę Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej poinformował premiera, że samorząd lekarski nie widzi możliwości współpracy z ministrem.
Warto przeczytać
Los Niedzielskiego był przesądzony już w weekend – było jasne, że żaden z liczących się polityków PiS, również z obszaru zdrowia, nie staje w jego obronie. Pojedyncze głosy (również płynące z rządu) nie były w stanie przeważyć szali – politycy Prawa i Sprawiedliwości byli i są świadomi siły rażenia zarzutu o naruszenie tajemnicy medycznej, bo kwestia poufności danych jest newralgiczna, a zaufanie Polaków do instytucji publicznych – ciągle bardzo niskie. Właśnie tę kwestię najmocniej zresztą akcentowali eksperci, uznając działania ministra zdrowia za „bombę” podłożoną pod projekty cyfryzacji zdrowia i innych usług publicznych.
Warto przeczytać
