Jesteśmy społeczeństwem, które jeszcze nie dostrzega, że styl życia ma wpływ na nasze zdrowie. Tego trzeba uczyć się od przedszkola. Co zrobić, by zmieniła się świadomość Polaków? Iwona Guzowska zaczęłaby od dobrych lekcji WF-u.
Ma Pani za sobą trudne dzieciństwo. Pobyt w domu dziecka. Teraz zajmuje się Pani pracą na rzecz osób wykluczonych. Czy te osobiste doświadczenia pomagają?
One są nie do kupienia za żadne pieniądze. Najedzony głodnego nigdy nie zrozumie. Politykom, którzy mają nawet dobre chęci, ale żadnych własnych doświadczeń, trudno jest mówić o tym, że jakieś rozwiązanie jest lepsze. Dziś trzeba działać tam, gdzie jest jeszcze szansa na dokonanie pozytywnych zmian. Trzeba pracować z dziećmi i młodzieżą. Zwłaszcza z tymi, których rodzice nigdy się nie zresocjalizują. Wyrywanie tych dzieci z korzeniami z patologicznych środowisk jest kluczową sprawą. Ustawa o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej, którą udało się uchwalić, powinna być wdrażana w życie. Im szybciej zadziałamy, tym mniej wyhodujemy klientów opieki społecznej, pijawek, które żyją wyłącznie na koszt państwa. Potrzebna jest wielka reforma w edukacji prawników. Zmiana podejścia sędziów w sądach rodzinnych do orzekanych spraw. Brak doświadczenia życiowego i znajomości materii prowadzi do kuriozalnych wyroków. Sygnalizowałam ten problem wszystkim kolejnym ministrom sprawiedliwości. No i do dziś nic się nie wydarzyło. Mam tylko nadzieję, że kropla drąży skałę.
Zajmuje się Pani również tematami, które są nam bliskie. Kiedyś mówiono, że za zdrowie odpowiada państwo, dziś – że każdy z nas. Aktywność fizyczna ma wpływ na zdrowie. To oczywiste. Jak to Pani ocenia na dzień dzisiejszy?
Obecnie nasze „życie sportowe” zmienia się na lepsze. Trochę bardziej interesujemy się rekreacją. Okres recesji w dziedzinie uprawiania sportu przez Polaków związany był z gwałtownymi przemianami społeczno-politycznymi. W czasach komuny kluby sportowe funkcjonowały bardzo dobrze, organizowano mnóstwo zawodów dla dzieci i młodzieży. Mój dziadek i ojciec biegali na nartach i zachęcali mnie do tego typu rywalizacji. Sport był ważny dla lokalnych społeczności. To było fajne i modne.
W ostatnich latach doszło do głębokiej zapaści w aktywności sportowej Polaków?
Powodem było to, że kluby sportowe musiały zacząć zarabiać na siebie, musiały się utrzymać. Ludzie zaczęli dostosowywać się do zmian gospodarczych, a więc pracowali od rana do nocy, aby pozostać na rynku pracy. To wtedy osoby w wieku 40+ byli zwalniane, aby ustąpić miejsca młodszym. Sport też podupadł. Ale od kilku lat, co bardzo mnie cieszy, znowu zaczął się odradzać.
Wszyscy mamy wrażenie, że niechęć do sportu zaczyna się już na lekcjach WF-u!
Tak, wygląda to tragicznie. Sama się zastanawiam, jak to się dzieje, że ludzie pracujący w szkołach i odpowiadający za edukację nie rozumieją podstawowych rzeczy. Uważają, że lekcje WF-u są zupełnie nieistotne z punktu widzenia rozwoju młodego człowieka. Zupełna bzdura. Odsyłam do prof. Jerzego Vetulaniego, który znakomicie i w przystępny sposób wytłumaczy tym wszystkim pedagogom, którzy się nie douczyli w procesie własnej edukacji, jak istotną częścią zrównoważonego rozwoju człowieka jest ruch. Jak bardzo istotna jest aktywność fizyczna dla rozwoju układu nerwowego, który przecież odpowiada za wszystkie funkcje życiowe.
To jak powinno być? Ma Pani jakąś receptę?
Lekcje WF-u powinny być wychowaniem w pewnej świadomości. Powinno się przekazywać wiedzę o tym, jakie są konkurencje, dyscypliny sportowe, pokazywać dzieciakom namiastki różnych sportów. Być może któreś z nich zarazi się miłością do konkretnej dyscypliny.
Ponad 50 proc. polskiego społeczeństwa cierpi na otyłość i nadwagę. Czy myśli Pani, że da się ten trend odwrócić?
Jeśli trafimy do dziecka, które ma 6, 7 lat i jest wychowane na frytkach, trudno będzie to zmienić. Odstawienie od takiej diety dziecko uzna za karę. Tu błąd popełnili rodzice. To oni muszą być przede wszystkim dobrym przykładem. Mój syn jest bardzo aktywny sportowo, ale ja cały czas daję mu przykład. Teraz zabrałam się za triatlon. 7 lipca wystartuję we Frankfurcie i będę musiała przepłynąć 4 km, przejechać 180 km rowerem i zakończyć rywalizację biegiem maratońskim.
Jaka jest według Pani rola państwa w przekazywaniu takich wartości jak troska o zdrowie, aktywność, zdrowa dieta? Czy państwo polskie spełnia tę rolę?
Rola państwa jest na tyle duża, na ile sami jesteśmy w to zaangażowani. Państwo to nie jest hybryda wyciągnięta z szafy, to jesteśmy my wszyscy.
Cały wywiad z Iwoną Guzowską można przeczytać w marcowym wydaniu czasopisma "Służba Zdrowia".