POTRZEBA WIĘCEJ LEKARZY, ALE SOLIDNIE WYKSZTAŁCONYCH
Punktem wyjścia do pierwszego zagadnienia, nad którym pochylili się debatujący, były słowa Anny Rulkiewicz, prezes Grupy LuxMed, która powiedziała, że woli lekarza niedouczonego, niż żadnego, bo firmy takie jak ta, którą kieruje, są w stanie takiego medyka odpowiednio wyszkolić.
Z takim stwierdzeniem nie zgodziła się poseł Marcelina Zawisza z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Przyznała, że brak lekarzy jest bolączką polskiego systemu ochrony zdrowia, ale każda uczelnia powinna dawać gwarancję tego, że absolwent, który ją ukończy, będzie w stanie zapewnić wszystkim swoim pacjentom bezpieczeństwo.
– Jeśli uczelnia nie spełnia konkretnych warunków, to nie powinna mieć akredytacji i możliwości prowadzenia zajęć. Potrzebujemy również przemyśleć cały system. Nie może być tak, że lekarz wykonuje zadania, których nie powinien wykonywać. On powinien leczyć, zajmować się pacjentem. Nie powinien natomiast zajmować się kwestiami technicznymi, organizacyjnymi i papierologią. Przez osiem lat rząd Prawa i Sprawiedliwości, mimo zapowiedzi ministra Łukasza Szumowskiego, nie stworzył regulacji dotyczącej sekretarek medycznych – powiedziała Marcelina Zawisza.
– Nie powinno być tak, że dopuszczamy do pacjentów ludzi, którzy nie znają polskiego języka, nie mają odpowiedniego poziomu wykształcenia, którzy ukończyli słabą uczelnię. Kwestia jakości świadczenia usług medycznych i opieki nad pacjentem to jest kwestia fundamentalna. Nie zamierzamy obniżać tego standardu i jesteśmy przeciwni uruchamianiu kierunku lekarskiego przez kolejne uczelnie niemedyczne, zwłaszcza że mamy infrastrukturę w postaci uczelni akademickich, która nie jest w pełni wykorzystana– ocenił Przemysław Wipler, który w wyborach parlamentarnych startuje z listy Konfederacji.
– Sami, jako lekarze, jesteśmy ofiarami własnych dążeń do tego, żeby zwiększać liczbę lekarzy. Przez ostatnie lata często powtarzaliśmy, że jest ich za mało. Rządzący w sposób opaczny zrozumieli nasze oczekiwania. Spodziewaliśmy się, że edukacja w zawodzie lekarza będzie prowadzona w oparciu o uniwersytety medyczne i uniwersytety już istniejące. Przez myśl nam nie przeszło, że można doprowadzić do sytuacji produkcji kierunków lekarskich w szkołach wyższych, które do tego nie mają najmniejszych uprawnień i nie dają żadnej gwarancji jakości. Jeszcze jeden aspekt, który jest związany z produkcją tych kierunków, to zdecydowane pogorszenie jakości nauczania i tego, w jaki sposób jest ona kontrolowana – wskazał natomiast Cezary Pakulski z Polski 2050 Szymona Hołowni.
Senator Beata Małecka-Libera z Koalicji Obywatelskiej przyznała, że niewystarczające zasoby kadry medycznej rzeczywiście są problemem systemu ochrony zdrowia, a kształcenie większej liczby lekarzy jest jedną z recept na poprawę sytuacji. Kształcenie powinno się jednak odbywać w oparciu o wypracowane standardy.
– Najważniejsze jest to, aby jakość tych wykształconych młodych osób była odpowiednia. Aby tak się stało, należy zainwestować w uczelnie medyczne, które kształcą lekarzy. W tej chwili też są one niedoinwestowane. Należy także zainwestować w kadrę naukową, która przygotowuje młodych lekarzy do pracy. Jednak kształcenie studentów, które niewątpliwie jest ważne, to jest tylko jeden z elementów problemu, jaki mamy z kadrami. Lekarz jest obciążony nadmiarem obowiązków. Kompetencje innych zawodów medycznych nie są odpowiednio wykorzystane do tego, żeby tego lekarza wspomóc w jego pracy. Lekarz decyduje o leczeniu, ale jednak system to jest zespół szeregu pracowników i bardzo często jest tak, że inne osoby, na przykład farmaceuci czy rehabilitanci, mają dodatkowe kompetencje, które można też odpowiednio wykorzystać – zaznaczyła Beata Małecka-Libera.
– To, że mamy mało lekarzy na tysiąc pacjentów, jest oczywiste. Jednym z kierunków działań jest kształcenie lekarzy. Musimy pamiętać o tym, że otwieranie kierunku na jakiejś uczelni, która dotychczas nie była medyczna, musi być poprzedzone spełnieniem warunków akredytacyjnych. Nie ma innej możliwości. Nie jestem zwolennikiem otwierania nadmiaru tego typu kierunków, natomiast rozszerzenie, zwłaszcza w oparciu o uniwersytety, niekoniecznie medyczne, jest według mnie właściwym kierunkiem – ocenił poseł Bolesław Piecha z Prawa i Sprawiedliwości.
PACJENT MA BYĆ KLIENTEM, A NIE PETENTEM
Druga runda pytań dotyczyła spraw systemowych, a konkretnie tego, co należy zrobić, by system ochrony zdrowia w Polsce stał się pacjentocentryczny.
– Z jednej strony potrzebne jest przeniesienie kompetencji, tak żeby lekarz mógł zająć się realnie leczeniem. Z drugiej strony potrzebne jest wzmocnienie roli Rzecznika Praw Pacjenta. Dziś ma on ograniczony budżet i ograniczone możliwości funkcjonowania. NFZ zajmuje się pilnowaniem skarbonki, a nie tym, żeby świadczenia były realizowane dobrze. Musimy postawić na wzrost liczby świadczeń i na to, żeby te świadczenia docierały do ludzi. Trzeba też docenić pracowników niemedycznych, którzy również są częścią szpitala. Potrzebne jest większe wykorzystanie telemedycyny, co teraz pjeszcze się nie dzieje. I nie chodzi tu o to, żeby wszystkie wizyty przerzucić na e-wizyty, tylko korzystać ze współczesnej technologii i dostęp do niej przekładać na dostęp pacjentów do świadczeń, szczególnie w tych miejscowościach, które są oddalone od dużych miast – powiedziała Marcelina Zawisza.
– System pacjentocentryczny to system, w którym pacjent jest klientem, a nie petentem. Żeby tak się wydarzyło, musimy wprowadzić działanie mechanizmów rynkowych w miejsce, w którym w chwili obecnej działają mechanizmy rodem z innej epoki – epoki centralnego planowania. Monopol NFZ-u, jako instytucji pobierającej naszą składkę i kontraktującej usługi to jest coś, co sprawia że w Polsce system nie działa. Jesteśmy zwolennikami zniesienia monopolu NFZ-u i wprowadzania możliwości pobierania naszych składek i świadczenia nam usług przez prywatne podmioty, będące firmami ubezpieczeniowymi, zarządzającymi tą składką. Należy oczywiście narzucić im określony standard, czyli to, co gwarantuje nam Konstytucja i co jest tym podstawowym koszykiem świadczeń, powinno być zapewnione – zaproponował Przemysław Wipler.
– Problem, z którym się zderzamy, to nieprawidłowe rozmieszczenie kadr medycznych. Nie jest prawdą, że lekarzy jest w tej chwili zdecydowanie za mało i wcale nie jesteśmy w ogonie Europy. Według danych z zeszłego roku, rzeczywista liczba lekarzy, którzy są aktywni zawodowo byłaby wystarczająca na zabezpieczenie świadczeń medycznych, tyle że oni są nieprawidłowo rozlokowani. Drugim problemem jest udział tak zwanego sektora prywatnego. Należałoby się zastanowić, w jaki sposób lekarzy sprowadzić z niego z powrotem do systemu publicznego – wskazał Cezary Pakulski.
– Wszystkie placówki medyczne, które w tej chwili świadczą usługi zdrowotne dbają o to, żeby wykonać kontrakt, natomiast nie dbają o koordynację opieki nad pacjentem. Mamy do naprawienia dwie sprawy. Pierwsza, która jest w tej chwili najbardziej paląca, to olbrzymie kolejki i oczekiwanie pacjentów na wizytę lekarską. To jest dług zdrowotny, który za nami się wlecze od dwóch lat i narasta. Dlatego w naszym programie jest likwidacja limitów do porad specjalistycznych i do leczenia szpitalnego, właśnie po to, żeby ten dług zniwelować. Drugim elementem jest to, aby nasze społeczeństwo, nasi obywatele, nie chorowali i nie wypadali z rynku pracy w momencie największej aktywności. To jest wyzwanie, z którym od wielu lat nie potrafimy sobie poradzić. Największe nakłady, jakie w tej chwili dajemy, to jest leczenie szpitalne. Jest ono bardzo drogie, bo przecież mamy tam wszelkiego rodzaju innowacyjne terapie, które pacjenci powinni dostawać. Nie potrafimy jednak przełożyć tego paradygmatu na zapobieganie i profilaktykę, co w tej chwili lekarze wskazują jako najważniejszy element, najbardziej efektywny w pozyskaniu zdrowego społeczeństwa – powiedziała Beata Małecka-Libera.
– Czy system jest lekarzocentryczny? Tak, bo tym, który ubiega się o kontrakt, jest lekarz. Lekarz ma obowiązek zbudować zespół i kierować leczeniem. W jakiś sposób zmienić mogłoby to wykonywanie przez inne zawody pewnych usług. Przekazywaniu poszczególnych kompetencji aptekarzom czy ratownikom medycznym, towarzyszyły dotychczas duże dyskusje. Jest to z pewnością jakiś proces. Druga sprawa, to oczywiście kwestia limitów. Część z nich zostało zniesionych, a i tak dalej są kolejki, bo brakuje tego, kto miałby te świadczenia wykonać – wskazał Bolesław Piecha.
ZDROWIE PRIORYTETEM (CAŁEGO) RZĄDU
Ostatnie pytanie, jakie zaplanowali organizatorzy debaty, dotyczyło tego, z jakimi hasłami na sztandarach wyszliby dyskutujący, gdyby przyszło im zorganizować protest w ochronie zdrowia.
Marcelina Zawisza zaproponowałaby zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia, Przemysław Wipler stwierdził, że jedyny protest, jaki zorganizowałby w służbie zdrowia, to wybory, bo potrzebne są zmiany systemowe. Cezary Pakulski wyraził przekonanie, że obecny system nie wytrzymałby żadnej gwałtownej zmiany i dlatego potrzebny jest ewolucyjny proces jego naprawy. Beata Małecka-Libera na sztandarach widziałaby hasło: „Zdrowie priorytetem rządu”. W jej ocenie o zdrowiu bardzo często decydują w większym stopniu niż minister zdrowia, decyduje dziś resort finansów. Bolesław Piecha powiedział natomiast, że zbyt długo zajmuje się tematyką systemu ochrony zdrowia, by wznieść jednoznaczne hasło. System ten jest organizowany przy udziale wielu grup interesariuszy, a każda z nich ma swoje odrębne oczekiwania i postulaty. Dużo większą zgodność poglądów wykazali debatujący, odpowiadając na dodatkowe pytanie, zadane przez prezesa Naczelnej Izby Lekarskiej, Łukasza Jankowskiego. Dotyczyło ono możliwości działania na rzecz ochrony zdrowia w ponadpartyjnym porozumieniu. Wszyscy uczestnicy debaty widzieliby jakąś przestrzeń dla takiego porozumienia.