Ministerstwo Zdrowia podczas debaty zorganizowanej przez Instytut Ochrony Zdrowia „Ustawa refundacyjna – dwa lata funkcjonowania” twierdziło, że leki tanieją, natomiast z badań wynika, że pacjenci na leki wydają coraz więcej. Skąd biorą się takie rozbieżności Iwona Schymalla, redaktor naczelna Medexpress.pl, pyta Jacka Krajewskiego z Porozumienia Zielonogórskiego.
Iwona Schymalla: Oceniamy dwa lata funkcjonowania ustawy refundacyjnej. Czy Pana zdaniem ustawa ta działa dobrze? Jakie są jej zalety, a jakie wady?
Jacek Krajewski: Ja mogę ocenić tę ustawę z punktu widzenia lekarza, który tak naprawdę jest prawie na końcu łańcucha, tuż przed aptekarzem - wypisanie, wydanie i zaordynowanie leku. Biorąc pod uwagę doniesienia firm z rynku leków, wzrasta udział pacjentów w odpłatności za leki. Dzieje się to z niekorzyścią dla leków refundowanych. Jak twierdzi Ministerstwo Zdrowia, leki refundowane tanieją, a dopłaty do leków idą w górę (40,3 proc. - wskazują dane z roku 2013). Mimo tego oraz list obwieszczających grupę leków refundowanych, pacjenci zaopatrują się w nie pełnopłatnie. Coś więc dzieje się nie tak z ordynacją leków i ich zakupem. Pacjenci znaczną część swojego budżetu przeznaczają na leki nierefundowane. Dzieje się tak mimo starań Ministerstwa Zdrowia, które twierdzi, że leki tanieją i że pacjent powinien coraz mniej partycypować w ich koszcie. Powodem tego, na tyle, na ile mogę stwierdzić jako lekarz praktyk, jest obniżona cena limitów. Udział pacjenta w płatności za leki jest więc większy. Problemem jest też określenie odpłatności. Pacjenci otrzymują od lekarzy recepty na leki ze 100 proc. płatnością. To ogromny problem, który nie wynika z niechęci lekarzy, tylko z dosyć skomplikowanego systemu. Mamy pięć poziomów odpłatności. Są choroby, na które koszt leku jest zryczałtowany lub bez opłaty albo, w zależności od schorzenia, na 30 proc. Jest jeszcze regulacja wprowadzona przez jedne z ostatnich rozporządzeń, która mówi, że przy ordynacji leku, jeśli nie będzie się on mieścił we wskazaniach w charakterystyce produktu leczniczego, lekarz zobowiązany jest go zaznaczyć na recepcie na 100 proc. Inaczej mówiąc, jeżeli używamy leku, który w charakterystyce produktu leczniczego na stronach Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych ma określone wskazanie, a zostanie zaordynowany w innym, to również będzie ze 100 proc. odpłatnością. Dzieje się tak np. ze wskazań klinicznych, kiedy lekarz, według swojej najnowszej i uaktualnianej wiedzy medycznej, przepisuje lek w danym schorzeniu, mimo że jeszcze nie został on przy nim zarejestrowany. To wszystko powoduje, że skomplikowane przepisy i większy udział budżetu pacjentów w dopłacie do leków mogą powodować złe skutki. Złym skutkiem będzie to, że pacjenci leków nie wykupują. Niestosowanie się do zaleceń terapeutycznych to problem, który już istniał przed wprowadzeniem ustawy refundacyjnej, a teraz jest szczególnie widoczny. Na całym świecie jest on widoczny, ale w Polsce dotyczy aż 50 proc. pacjentów. Przeprowadzone u nas badania na pacjentach chorych na cukrzycę pokazały, że w pierwszym roku stosowania leków przeciwcukrzycowych 1/3 pacjentów odstawia je. Brak jest porozumienia między lekarzem a pacjentem dotyczącego stosowania leku. To może być też kwestia kolejek do specjalistów i czasu na wypisanie przez nich recepty na lek refundowany. Badanie jednego z pism medycznych wykazało, że wizyta pacjenta, podczas której lekarz wypisuje receptę na lek refundowany, trwa dwukrotnie dłużej, niż jeśliby wypisywał ją bez refundacji. Nie jest to więc kwestia diagnozy, konsultacji, ale administracji pracy. Z powodu tych praktycznych, codziennych skutków my, czyli Porozumienie Zielonogórskie, zainicjowaliśmy ustawę dotyczącą zmian ustawy refundacyjnej oraz ustawy o zawodzie lekarza. Obie one decydują o tym, że to lekarz jest odpowiedzialny za odpłatność za leki. Zaproponowaliśmy inne rozwiązanie zwalniające lekarza z tej odpowiedzialności oraz wskazujące, by leki nie były stosowane tylko zgodnie z ulotką i charakterystyką leczniczą, ale zgodnie z wiedzą kliniczną. Uważamy, że sam proces refundacji powinien odbywać się na poziomie apteki. Zaznaczony na recepcie odpowiedni kod chorobowy byłby odczytywany przez program komputerowy w aptece i wskazywał poziom odpłatności. Nie byłoby tu też ryzyka błędu, którego w tej chwili obawiają się lekarze. Aby do niego nie doszło, muszą poświęcać czas na zapoznanie się z aktualnymi obwieszczeniami.