Ministerstwo Edukacji Narodowej w poniedziałek zapewniało wprawdzie, że prace trwają i żadne decyzje jeszcze nie zapadły, ale wypowiedzi polityków sugerują coś przeciwnego.
Na pewno rozczarowania nie kryją środowiska, które od lat postulowały wprowadzenie do szkół przedmiotu wiedza o zdrowiu (edukacja zdrowotna), upatrując w takiej decyzji nadziei na przełamanie negatywnych zjawisk w obszarze zdrowia publicznego: słabnącego zaufania do szczepień, niechęci do zgłaszania się na badania profilaktyczne czy, generalnie rzecz ujmując, kiepskich wyborów zdrowotnych, jakich dokonują dorośli Polacy (brak aktywności fizycznej, dieta, używki). Edukacja zdrowotna miała też stać się szansą na zadbanie o zdrowie psychiczne młodego pokolenia oraz jego edukację seksualną, która pozostawia wiele do życzenia. Ten ostatni punkt stał się (przewidywalnym) zarzewiem sporu, bo środowiska konserwatywne, w tym Kościół katolicki, zrównują edukację seksualną z seksualizacją dzieci czy też kształtowaniem postaw i protestują, powołując się na gwarantowane konstytucją prawo rodziców do decydowania o wychowaniu dzieci. – Edukacja to nie wychowanie – ripostują zwolennicy edukacji zdrowotnej jako przedmiotu obowiązkowego.
MEN od wiosny zapowiadało, że edukacja zdrowotna wejdzie do szkół jako przedmiot obowiązkowy w roku szkolnym 2025/2026 – takie rozwiązanie uzgodniły resorty edukacji i zdrowia, poparł m.in. Rzecznik Praw Pacjenta, organizacje pacjentów, specjaliści w dziedzinie zdrowia publicznego oraz – aktywnie – duża część środowisk medycznych. Przeciw obniżeniu rangi przedmiotu edukacja zdrowotna zaprotestowali we wtorek rezydenci. - W dobie skrajnej dezinformacji w obszarze medycyny konieczne jest tworzenie narzędzi do walki z tym zjawiskiem. Taka dezinformacja oraz znikoma reakcja państwa na nią prowadzą do rosnącej liczby uchyleń od szczepień — według danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego w 2019 roku było ich 48,6 tys., podczas gdy pięć lat później, w 2023 roku, już 87,3 tys. Z dużym niepokojem przyjmujemy deklaracje polityków o uczynieniu tego przedmiotu fakultatywnym. Odbieramy to jako swego rodzaju poddanie się naporowi środowisk antynaukowych – głosi oświadczenie Porozumienia Rezydentów OZZL.
Od niedzieli głosu w sprawie nie zabrał natomiast ani resort zdrowia, ani ministra Izabela Leszczyna.