Dużo mówi się o tym, że palenie zwiększa ryzyko wystąpienia chorób nowotworowych. Dużo mniej mówi się o tym, że nawet o 15 proc. zmniejsza skuteczność leczenia onkologicznego…
To prawda. Publikacje w literaturze światowej mówią o tym, że skuteczność leczenia przeciwnowotworowego jest o 10-15 proc. mniejsza, jeśli pacjent pali papierosy w trakcie terapii. To duży problem i o tym nie mówi się głośno, dlatego jakiś czas temu stworzyłam broszurę „Włącz myślenie – rzuć palenie w trakcie leczenia onkologicznego”. Początkowo spotkała się z dobrym przyjęciem, ale niestety zainteresowanie jest już coraz mniejsze. Dziś nie dziwi nikogo smutny widok wianuszka chorych palących papierosy na patio Narodowego Instytutu Onkologii.
W dymie papierosowym zawarte są substancje smoliste i aromatyczne węglowodory, które drażnią całą błonę śluzową. To kłopotliwe zwłaszcza przy chemio- i radioterapii w nowotworach głowy i szyi, gdzie skutkiem ubocznym często jest zapalenie błon śluzowych tak masywny, że pacjenci mają problem z przełykaniem. Jeśli pacjenci dokładają sobie dodatkowy czynnik, to taką terapie trzeba na jakiś czas przerwać.
Idealnie byłoby, gdyby chorym udawało się po prostu rzucić palenie, ale nie zawsze się to udaje. Jak pomóc takim osobom, pamiętając też o tym, że nikotyna uzależnia, ale zabija palenie?
To prawda. Jeszcze dziesięć lat temu byłam orędowniczką absolutnego zakazu palenia. Ale to się nie sprawdza. Nałóg to choroba, bo nikotyna uzależnia tak samo jak narkotyki. Trzeba pomóc tym pacjentom wyjść z tego nałogu. Mamy za mało poradni antynikotynowych, ale są pewne standardy postępowania: od psychoterapii, tabletek, plastrów, przez różne inne metody, kończąc na tym, że mamy systemy podgrzewania tytoniu, które w rezultacie mają doprowadzić do tego, że pacjent przestanie palić.
Dziękuję za rozmowę.