Z jednym trzeba się zgodzić: prezes wie (i zapewne pomagają mu w tej wiedzy sowicie opłacane z pieniędzy podatników badania opinii publicznej), gdzie uderzyć, żeby rezonowało. Wysoka inflacja i realny spadek zarobków przeciętnego Kowalskiego musi źle nastrajać do krezusów, którzy zarabiają kilkanaście razy więcej, niż wynosi nieosiągalna dla randomowego Polaka średnia krajowa.
W tych opowieściach pojawia się nowy wątek. Gdy je uważnie prześledzić i przeanalizować razem, co mówią prezes PiS i minister zdrowia (Adam Niedzielski bohatersko wtórował liderowi Zjednoczonej Prawicy w niedzielę wieczorem na antenie Polsatu), wyłania się obraz dobrze lub stosunkowo dobrze zarabiających lekarzy (tu już w grę wchodzą mniejsze kwoty, kilkunastu lub dwudziestu kilku tysięcy złotych miesięcznie, co prawda nie jest to wynagrodzenie, jakie pobiera Kowalski z pracy w jednym miejscu w wymiarze 40 godzin tygodniowo, ale nie bądźmy drobiazgowi), którzy są pazerni i chcą więcej. I rząd, w trosce o jakość (trudno nie zapytać o losy ustawy o jakości, minister kilka dni temu wspominał, że ma nadzieję na jej uchwalenie w nowym roku…) położy kres tej pogoni za pieniądzem, stawiając lekarzom za wzór księży.
Dywagacje, w czym konkretnie lekarze powinni naśladować duchownych pozostawmy twórcom memów – ci zresztą, jak zwykle, od razu ruszyli do pracy. Chodzi o poczucie misji, czyli pracę dla idei – tak bliską politykom PiS, którzy do polityki szli przecież zawsze z poczucia misji, a lądowanie w radach nadzorczych i zarządach spółek skarbu państwa było (i jest), można powiedzieć niepożądanym odczynem politycznym.
Lekarze się oburzą, media zajmą się dociekaniem, kto i ile zarabia, komu i gdzie trzęsły się ręce z przepracowania (choć prezes nie omieszkał wpuścić jeszcze jednego wątku, wtrącając, że jego pierwszym skojarzeniem było nadużywanie alkoholu, swoją drogą, skąd ta obsesja na temat dawania w szyję?) i może nikt nie zauważy raportu OECD i Komisji Europejskiej, który 5 grudnia w południe będzie mieć swoją premierę? Może, zajęci wątkami pobocznymi, skwapliwie podrzucanymi przez decydentów, nie znajdziemy czasu na analizę tego, co naprawdę ważne?
I jakoś to będzie.