Szpitale inwestują, żeby się rozwijać: wyjść z nową ofertą do pacjenta, nadążać za nowościami. Ale inwestycje mogą je wyprowadzić na manowce. Zwłaszcza gdy założenia są zbyt ambitne, a minister zdrowia co chwilę wprowadza nowe zarządzenia.
Szpital Specjalistyczny im. Jędrzeja Śniadeckiego w Nowym Sączu dużo zainwestował w budowę nowoczesnego ośrodka onkologicznego. Jedynego w południowo-wschodniej Małopolsce, a więc mogącego służyć dużej liczbie pacjentów: od podkarpackiego Jasła, przez Limanową, Nowy Targ, po Zakopane. To ponad 520 tysięcy mieszkańców, a chorzy na nowotwory byli zmuszeni jeździć na leczenie do Krakowa, Tarnowa lub nawet Rzeszowa, Gliwic czy Kielc.
Rzeczywistość okazała się jednak inna od założeń. Nowosądecki szpital boryka się z rosnącym długiem. Nie ma kontraktów na usługi, które pozwoliłyby nowy ośrodek rozruszać. Nie może uruchomić całej oferty. Ergo – nie ma tylu pacjentów, ilu by chciał. Co zawiodło: Planowanie? Koordynacja podaży i popytu na świadczenia onkologiczne? Nierealistyczne, mordercze przepisy, które hamują działanie? Obiecywane środki na leczenie chorób nowotworowych? Wszystko po trochu. W efekcie to, co miało być kopem do rozwoju lecznicy, stało się zarzewiem problemów, włącznie z próbą odwołania dyrektora – twórcy sądeckiej onkologii.
Pożyczona mieszalnia
Miało być sześć oddziałów: chirurgii oraz ginekologii onkologicznej, hematologii, chemioterapii, radioterapii, medycyny paliatywnej. W sumie ponad 120 łóżek. Trzy sale operacyjne. Plan: leczyć rocznie około trzech tysięcy pacjentów. – Chory zostanie u nas kompleksowo zdiagnozowany i przejdzie cały cykl leczenia. Wszystko, co jest obecnie dostępne w onkologii, będzie także w Nowym Sączu – zapowiadał Puszko.
Jednak realizacja projektu była trudniejsza. Zapowiadano, że ośrodek przyjmie pacjentów w listopadzie 2012 roku. Nawet hucznie go otwarto 20 października. Jednak chorzy pojawili się dopiero w lutym 2013 r., tak długo trwały końcowe odbiory budowlane.
Co gorsza, z tygodnia na tydzień odkładano uruchomienie tak kluczowego oddziału jak chemioterapia. Okazało się, że szpital nie ma odpowiedniego pomieszczenia do mieszania cytostatyków. Wymogi stawiane mieszalniom zmieniły się bowiem w 2012 r. i placówka musi się do nich dostosować.
Akcelerator, którego nie ma
Problemów było jednak więcej. Okazało się, że plany szybkiego wyposażenia centrum w pełną aparaturę – do radioterapii, tomograf komputerowy, rezonans magnetyczny, mammograf, gammakamerę – to tylko marzenie. Ministerstwo Zdrowia nie wyłożyło od razu dziesiątków milionów, tym bardziej na budowany dopiero obiekt, placówka więc szykowała ponowne wnioski o aparaturę i wyposażenie. Na kolejny rok. Dzięki pomocy marszałka Małopolski mogła kupić rzeczy podstawowe, choćby łóżka.
Onkologia za 5 mln zł?
Bo z kontraktami też jest problem. Mimo tak dużych inwestycji dokonanych z błogosławieństwem marszałka i ministra zdrowia, szpital nie ma oczekiwanych pieniędzy na leczenie. Marszałek Marek Sowa narzekał, że kontrakt na onkologię jest za mały: niecałe 5 mln zł na cztery oddziały, a do sprawnego funkcjonowania potrzeba 20 mln. Ale Narodowy Fundusz Zdrowia ich nie zaoferował. Dyrektor Puszko ma nadzieję, że zrobi to w następnych latach.
Zanim się jednak dobije do tych większych pieniędzy, dyrektor ma już na onkologii nadwykonania. I dobrze wie, jak ciężko je odzyskać. Podpisał z NFZ ugodę, żeby uzyskać choć 30 procent „nadróbek” za lata 2009–2010. – To był wymuszony krok. Wcześniej jako jedyni poszliśmy z NFZ do sądu. Ale nasza sytuacja finansowa nie pozwalała czekać długo na zawieszone w próżni pieniądze. Bujałem się w sądzie dwa lata, mogłem się bujać i pięć, a wynik nie był pewny, dlatego zdecydowałem się na podpisanie ugody. Nikt więcej od nas nie uzyskał. Co nie zmienia faktu, że Fundusz nas kiwał i kiwa dalej – stwierdza Puszko.
Długi znowu rosną
Zadłużenie w latach 2010–2012 spadło o ponad 10 mln zł, z 58 do 47 mln. W 2012 r. placówka osiągnęła zysk, około 1 mln zł. Ale teraz znów dług rośnie.
Mają nadwykonania także na chirurgii urazowo-ortopedycznej czy pediatrii. Są również „niewykonania” kontraktu na chirurgii ogólnej, ginekologii i położnictwie. Nie ma więc gotówki, która powinna na nie wpłynąć.
Biegły rewident podczas kontroli zleconej przez marszałka odnotował, że w 2012 roku nastąpiło gwałtowne pogorszenie wszystkich wskaźników ekonomicznych szpitala, w tym płynności finansowej. Zarząd województwa małopolskiego nie przyjął sprawozdania finansowego placówki za ów rok.
Można uznać, że na onkologii powinęła się szpitalowi noga, ale też mało kto chciał mu pomóc. Marszałek, niezadowolony z sytuacji finansowej szpitala oraz sposobu i tempa uruchamiania ośrodka onkologicznego, usiłował nawet na początku roku odwołać Artura Puszko. Za dyrektorem stanęła załoga szpitala. Pisali petycje. Pikietowali. Aż w końcu uchylono tę decyzję.
„Zielone światło” zgasło
Dwa dni po otwarciu ośrodka w Nowym Sączu minister zdrowia Bartosz Arłukowicz ogłosił: „Konsolidujemy placówki onkologiczne i tworzymy sieć ośrodków referencyjnych”. Wzorem najbardziej skutecznej onkologii na świecie – w USA – gdzie jedno kompleksowo leczące centrum przypada na dużą, 7,5-milionową populację. W całej Polsce kilka strategicznych ośrodków onkologicznych będzie decydowało, kto i jak może leczyć nowotwory. Coraz mniej jest więc miejsca dla szpitala mającego kruchy budżet, jeszcze słabego kadrowo i sprzętowo, niemarzącego nawet o takich cudach techniki jak PET.
W Nowym Sączu, na spotkaniu dyrektora z załogą, która tak ufała w tę inwestycję i nawet sama szybko sprzątała budynek, żeby błyszczał na otwarcie, ktoś rzucił pretensję: „Po co było otwierać onkologię?!”.
Puszko gorzko to wspomina: – Po takim pytaniu wsiadłem na motor i pojechałem, żeby ochłonąć. Dla ludzi otworzyliśmy, człowieku, onkologię, dla ludzi!
Pełny tekst artykułu można przeczytać w październikowej Służbie Zdrowia