Niewydolność serca jest stanem, w którym serce nie jest w stanie pompować odpowiedniej ilości krwi do narządów naszego organizmu. Jest uważana za schyłkową fazę różnych chorób kardiologicznych, w tym zawału serca, choroby wieńcowej, czy wrodzonych bądź nabytych wad serca. Ze względu na coraz skuteczniejsze leczenie tych schorzeń i wydłużanie życia pacjentów liczba osób z niewydolnością serca rośnie. W krajach rozwiniętych, w tym w Polsce, przybrała już rozmiary epidemii.
GŁÓWNA PRZYCZYNA ZGONÓW POLAKÓW
Zgodnie z danymi podanymi w raporcie z 2021 r. pt. „Niewydolność Serca w Polsce. Realia, koszty, sugestie poprawy sytuacji”, który powstał w inicjatywny organizacji pacjenckich zrzeszonych w ramach Porozumienia Organizacji Kardiologicznych – Razem dla Serca, w Polsce żyje ponad 1,2 mln osób z niewydolnością serca. Średni wiek osoby cierpiącej na niewydolność serca wyniósł w 2018 r. 75 lat, jednak co 10. chory ma mniej niż 60 lat.
„Niewydolność serca jest główną przyczyna zgonów Polaków - odpowiada za 10 proc. wszystkich zgonów w naszym kraju” – mówi konsultant krajowy w dziedzinie kardiologii prof. Jarosław Kaźmierczak. Co ważne, w 2018 r. liczba zgonów pacjentów z niewydolnością serca przekroczyła liczbę nowych przypadków tego schorzenia.
Co godzinę umiera 16 osób z rozpoznaną niewydolnością serca. Ponad 40 proc. chorych nie przeżywa 5 lat od jej rozpoznania. „Pacjenci z niewydolnością serca, którzy nie są właściwie leczeni, mają bardzo złe rokowania, podobne jak większość pacjentów z chorobami nowotworowymi” – podkreśla prof. Jadwiga Nessler, kierownik Oddziału Klinicznego Choroby Wieńcowej i Niewydolności Serca z Pododdziałem Intensywnego Nadzoru Kardiologicznego, Krakowskiego Szpitala Specjalistycznego im. Jana Pawła II.
DŁUG ZDROWOTNY DO SPŁACENIA
O tym, że w Polsce niewydolność serca nie jest leczona optymalnie świadczy najwyższy w krajach OECD wskaźnik hospitalizacji pacjentów z tym schorzeniem. W 2018 r. był on 2,5-krotnie wyższy niż przeciętna w tej grupie krajów. Tymczasem hospitalizacja świadczy o złej kontroli choroby, w tym również o nieoptymalnym leczeniu farmakologicznym. Z analiz wynika, że każde kolejne zaostrzenie choroby zakończone hospitalizacją skraca życie pacjenta z niewydolnością serca. „Wyliczono, że statystycznie 4-5 zaostrzeń prowadzi do zgonu pacjenta” – mówi prof. Kaźmierczak.
Z danych NFZ wynika, że w latach 2014-2019 liczba hospitalizacji z powodu niewydolności serca wzrosła w Polsce o 43 proc. W 2019 r. przeznaczono na nie 1,6 mld zł. Oznacza to wzrost kosztów hospitalizacji o 125 proc. w ciągu zaledwie 5 lat.
Prof. Kaźmierczak podkreśla, że pandemia dodatkowo pogorszyła sytuację osób z niewydolnością serca. Jej skutkiem jest też większa liczba osób diagnozowanych w bardziej zaawansowanym stadium choroby.
„Dług zdrowotny w kardiologii wynika z tego, że w czasie pandemii pacjenci nie zgłaszali się szybko do lekarza - bądź ze strachu, bądź z powodu gorszej dostępności do służby zdrowia, byli później diagnozowani, gorzej leczeni” – tłumaczy kardiolog.
Na przykład z badania ankietowego w 10 polskich ośrodkach przeprowadzonego na początku pandemii w 2020 roku, liczba procedur kardiologii inwazyjnej stosowanych w terapii zawału serca STEMI (z uniesieniem odcinka ST) spadła o ok. 13 proc., a w zawale serca NSTEMI (bez uniesienia odcinka ST)- o 27 proc.
Efektem tych wszystkich problemów jest wzrost o 17 proc. liczby zgonów Polaków z przyczyn sercowo-naczyniowych w 2020 r. w porównaniu z rokiem wcześniejszym.
„Dług zdrowotny w kardiologii przejawia się nie tylko wzrostem śmiertelności, ale też tym, że rośnie liczba pacjentów z niewydolnością serca. Opóźnienia w leczeniu zawału serca w okresie pandemii przełożą się na szybsze pojawianie się niewydolności serca i wzrost liczby pacjentów, którzy na nią cierpią. Do szpitala trafiają coraz częściej pacjenci młodsi, z zaniedbaną, bardziej zaawansowaną niewydolnością serca albo po raz pierwszy rozpoznaną, ale trwająca już od 1,5 roku” – tłumaczy prof. Kaźmierczak.
W jego opinii jeśli nie zostaną podjęte szybkie działania, dług zdrowotny w dziedzinie kardiologii, a szczególnie w niewydolności serca, będzie narastał.
JAK SZYBKO SPŁACIĆ DŁUG?
Prof. Kaźmierczak ocenia, że aby poprawić prognozy pacjentów z niewydolnością serca i zacząć spłacać dług zdrowotny w tym schorzeniu konieczne jest wprowadzenie kompleksowej opieki nad pacjentami, finansowanie nowych leków oraz szczepienie się pacjentów z chorobami serca na COVID-19.
„W Polsce nie ma ciągłości opieki nad pacjentem z niewydolnością serca. Po zaostrzeniu pacjent wypisywany jest do domu i często nie ma dostępu do właściwej opieki ambulatoryjnej” – podkreśla prof. Nessler. Kardiolog przypomina, że Polskie Towarzystwo Kardiologiczne przez wiele lat przygotowywało projekt kompleksowej opieki nad pacjentami z niewydolnością serca – w skrócie KONS, który jest w stanie to zmienić.
W listopadzie 2018 r. ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski oraz prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego prof. Piotr Ponikowski zainaugurowali dwuletni pilotaż tego programu. Miało nim być objętych ok. pięć tys. pacjentów w sześciu ośrodkach koordynujących. „Mamy piękne zdjęcia z tego wydarzenia, niestety program dotychczas nie wszedł w życie” – podkreśla prof. Kaźmierczak.
Kolejną równie ważną zmianą byłoby według ekspertów finansowanie chorym z niewydolnością serca nowoczesnych leków. Prof. Kaźmierczak podkreśla, ze leki stanowią podstawę w terapii pacjentów z niewydolnością serca.
„Poważną bolączką jest fakt, że nasi pacjenci nie mają dostępu do refundacji wszystkich leków rekomendowanych w terapii niewydolności serca. Ma to ogromne znaczenie właśnie teraz, w dobie pandemii, kiedy pacjent rzadko ma możliwość kontaktu z lekarzem, a jeżeli już trafia do szpitala, to kluczowe jest wdrożenie tych wszystkich terapii, które powinien otrzymać zgodnie z aktualną wiedzą” – tłumaczy prof. Nessler.
Na Kongresie ESC w dniu 27 sierpnia 2021 r. zostały zaprezentowane nowe zalecenia odnośnie leczenia pacjentów z przewlekłą niewydolnością serca („Wytyczne dotyczące niewydolności serca 2021”). „Mamy tu cztery grupy leków, które stanowią fundament terapii. Wśród nich pojawiła się nowa grupa leków – flozyny (dapagliflozyna i empagliflozyna), które w sposób istotny wpływają na zmianę przebiegu klinicznego niewydolności serca” – mówi prof. Nessler. Dapagliflozyna została zarejestrowana w Europie już w listopadzie 2020 roku, toteż już ponad rok kardiolodzy w Polsce mają doświadczenia ze stosowania tej terapii u pacjentów z niewydolnościa serca, której efekt jest widoczny już po miesiącu stosowania. Od pół roku zarejestrowana jest też empagliflozyna.
W badaniach klinicznych flozyny uzyskały bardzo dobre wyniki. Okazało się, że redukują częstość hospitalizacji w wyniku niewydolności serca o 1/3 a dapagliflozyna dodatkowo redukuje istotnie statycznie ryzyko zgonu sercowo-naczyniowego i z dowolnej przyczyny blisko o 1/5. „Obecnie najbardziej zaawansowany proces refundacyjny dotyczy dapagliflozyny. Mamy nadzieję, że zakończy się pozytywnie dla pacjentów” – mówi konsultant krajowy ds. kardiologii. Jak dodaje, leki te stosuje się w domu, co również ma ogromne znaczenie w dobie pandemii.
Eksperci zwracają też uwagę na brak refundacji terapii złożonej, w skład której wchodzi sakubitryl i walsartan. Starania o refundację tego leczenia trwają od kilku lat.
„Zarówno refundację leków, jak i program KONS można wdrożyć szybko. Jeśli chodzi o opiekę koordynowaną wszystko jest przygotowane. Tu wystarczyłoby tylko rozpocząć wdrożenie, tak jak w przypadku programu KOS-Zawał. Mamy naprawdę w tej chwili szerokie możliwości i gdybyśmy my lekarze mogli to wszystko dać naszym pacjentom z niewydolnością serca, to na pewno udałoby się zmniejszyć liczbę hospitalizacji i spowodować, że pacjenci byliby leczeni głównie w domu” – podkreśla prof. Nessler.
Prof. Kaźmierczak dodaje, że kluczowe jest również szczepienie się pacjentów z niewydolnością serca przeciw COVID-19. Szczepienia powodują bowiem łagodniejszy przebieg choroby i znacznie zmniejszają ryzyko zgonu.
„Jeśli nie uda się wprowadzić tych wszystkich rekomendacji, to dług zdrowotny w niewydolności serca będzie narastał. A to oznacza, że śmiertelność z jej powodu i koszty jej leczenia również będą rosły” – podsumowuje konsultant krajowy w dziedzinie kardiologii.