O Narodowym Programie Zwalczania Cukrzycy, a także braku środków na jego realizację z prof. Leszkiem Czupryniakiem, prezesem Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego, rozmawia Alicja Dusza.
Alicja Dusza: Pacjenci zbierają podpisy, żeby powstał narodowy program zwalczania cukrzycy. Pan popiera taki program?
prof. Leszek Czupryniak: To jest program, który przygotowuje Polskie Towarzystwo Diabetologiczne we współpracy z innymi partnerami (organizacje pielęgniarskie oraz pacjenckie) w ramach koalicji na rzecz walki z cukrzycą. Jest to odpowiedź na wezwanie Parlamentu Europejskiego do tworzenia w każdym z państwie Unii własnego, narodowego programu walki z cukrzycą. U nas, w Ministerstwie Zdrowia, z jakiegoś powodu nie dzieją się prace nad takim programem. A przecież to ważny obszar.
Minister jest przeciwko?
To się zgadza. Gdyby nie był przeciwko, sam napisałby taki program. My nie musielibyśmy podejmować takiej akcji. Polska ochrona zdrowia jest finansowana, można powiedzieć, z dwóch źródeł: NFZ, który pobiera składki i finansuje usługi bezpośrednie oraz z ośrodków spoza funduszy NFZ. Ministerstwo - rząd alokuje pewne środki na rozwój konkretnych dziedzin. Tak rozwinęła się znakomicie kardiologia. Jest już Narodowy Program Walki z Chorobami Układu Krążenia, któremu nikt się nie sprzeciwia i rocznie przeznacza się na niego 200 mln zł. I bardzo dobrze. Podobnie jest z onkologią. Jest jeszcze Narodowy Program Zdrowia Psychicznego, ale kuleje z powodu słabego finansowania. Narodowy Program Zwalczania Cukrzycy też już kiedyś powstał (2009 r.) i też we współpracy z PTD. Nigdy jednak nie uzyskał właściwego finansowania, dlatego „umarł” naturalnie (2013 r.). Skoro minister jest przeciwko temu, co powiedział Parlament Europejski, to coś się tu nie zgadza…
Chcemy wrócić do pomysłu rejestrowania chorych na cukrzycę. Był on w programie z 2009 r. Rejestr zaczął działać (część pediatryczna w Łodzi, internistyczna dla dorosłych w Krakowie) i odnotował ok. 7 tysięcy chorych. Skończyły się pieniądze i rejestr przestał funkcjonować. Zmarnowano to. My chcemy go kontynuować. Uważamy, że taki rejestr jest bardzo ważny, bo pozwala śledzić losy pacjentów, wiedzieć, co się dzieje z chorobą, jak przebiega, jak chorzy są leczeni, i co ważne, pozwala ocenić koszty leczenia. Prócz głównego rejestru postulujemy stworzenie rejestru cukrzyc o podłożu genetycznym. To nieduża grupa pacjentów, ale dla nich możliwość zdiagnozowania genetycznego uwarunkowania cukrzycy zmienia radykalnie sposób leczenia. Często pozwala nie leczyć ich kosztowną insuliną. Rejestr pełniłby też rodzaj prewencji – dzieci matek z cukrzycą ciążową (grupa narażona na cukrzycę w późniejszym życiu). Drugi obszar, który proponujemy, to stworzenie sieci centrów poradni diabetologicznych. Cukrzyca jest trochę inną chorobą od pozostałych, bo wymaga zmiany stylu życia. Nie wystarczy dać tabletkę. Diabetolodzy i pielęgniarki nie pomogą pacjentom w zmianie ich stylu życia. W krajach zachodnich takie centra działają i pacjenci potrafią zmienić swój styl życia. Pracują w nich gównie edukatorzy i pielęgniarki, lekarzy właściwie jest niewielu. Spotykają się oni z pacjentami, pokazują na przykładach i tłumaczą, jak zmienić styl życia, który ma pomóc w kontrolowaniu cukrzycy i powikłań.
Czy brak dużych pieniędzy jest przeszkodą do powstania tego programu?
Na pewno. Dodam jeszcze trzeci element związany z powikłaniami cukrzycy. Chcemy uruchomić program przesiewu w kierunku retinopatii. Wyposażyć placówki diabetologiczne w kamery cyfrowe dla wykonywania zdjęć dna oka. Taki program działa znakomicie od ponad 10 lat w Wielkiej Brytanii. Chcemy też stworzyć sieć gabinetów stopy cukrzycowej, co jest palącą potrzebą, by zmniejszyć liczbę amputacji. To konkretne rozwiązania. Jaka jest ich skala finansowa? Nasze wstępne szacunki wahają się między 150 a 180 mln rocznie. To oczywiście dużo, ale bez inwestycji w obszar 3 milionów pacjentów z cukrzycą w Polsce nie dojdzie do jakościowej zmiany opieki. Jesteśmy na etapie, w którym inwestycje są absolutnie niezbędne ponieważ liczba chorych rośnie. Raport Uczelni Łazarskiego ogłoszony w lutym tego roku mówi, że trzy czwarte pieniędzy wydawanych jest na hospitalizację. Czyli cała opieka ambulatoryjna, która zmierza do zapobiegania powikłaniom, w dużym stopniu nie działa. Jest zbyt uboga. Siatka poradni diabetologicznych jest zbyt mała, a lekarze i nieliczne pielęgniarki diabetologiczne robią, co mogą. Konieczny jest program jakościowy poprawy opieki nad ogromną rzeszą chorych oraz wydanie teraz pieniędzy po to, by za 10 lub 15 lat wydać ich mniej. To się znakomicie udało w kardiologii. My teraz patrzymy na kardiologów jak na starszych braci, którzy umieli przekonać władze i zorganizować się. Są dla nas wzorem. Nasz program nie powstał z zazdrości, nie chcemy nikomu nic zabierać. Uważamy, że cukrzyca to duży obszar w Polsce, że dotyka wielu pacjentów i że potrzebuje istotnego zastrzyku środków na konkretne rozwiązania i rozliczenia. Cała dzisiejsza inicjatywa obywatelska jest sposobem, by skłonić władze do pochylenia się nad problemem cukrzycy. Nie jest to konfrontacja z naszej strony. Chcemy złożyć do parlamentu gotowy, opracowany bardzo dobrze merytorycznie projekt. Liczymy, że parlament go wykorzysta. Bez względu czy zaakceptowany zostanie w całości czy w części, w obu przypadkach będzie z korzyścią dla pacjentów. Chcemy pomóc władzy i przedłożyć mu gotowy do wykorzystania projekt.