Stan na dziś podczas Letniej Akademii Onkologicznej zaprezentował w środę prof. dr hab. n. med. Maciej Krzakowski, konsultant krajowy w dziedzinie onkologii klinicznej, kierownik Kliniki Nowotworów Płuca i Klatki Piersiowej Narodowego Instytutu Onkologii - Państwowego Instytutu Badawczego w Warszawie, prezes Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej. Jak mówił, według danych przekazanych przez wojewódzkich konsultantów w dziedzinie onkologii klinicznej, w czerwcu mieliśmy 1116 specjalistów. Oczywistością jest nierównomierne rozmieszczenie, choć dysproporcje są olbrzymie. Ponad jedna czwarta specjalistów (300) pracuje na Mazowszu, kolejnych 150 – na Śląsku. To jedyne regiony, w których specjalistów jest więcej niż stu. W ocenie eksperta, optymalne minimum lekarzy specjalistów w tej dziedzinie powinno oscylować wokół 1,8 tys.
Jakie są szanse na zwiększenie liczby specjalistów? W tej chwili w trakcie specjalizacji jest 440 osób. Jesienią szkolenie powinno rozpocząć 149 lekarzy. Liczba miejsc specjalizacyjnych wynosi 596. – Największy problem tkwi w tym, że miejsca specjalizacyjne nie są wykorzystywane. Specjalistów mamy więc za mało, a zainteresowanie onkologią jest zbyt małe. I to jest dużo większy problem – przyznał konsultant krajowy. Co więcej, jak zwracali uwagę inni paneliści, problemem jest też to, że duża część młodych lekarzy decyduje się na zmianę specjalizacji, gdy docierają do oddziałów onkologicznych. – To jest specjalizacja modułowa. Przez 2,5 roku, w tej chwili, młody lekarz pracuje na oddziale chorób wewnętrznych. Potem przychodzi na oddział onkologii i stwierdza, że „to jest obóz pracy”. I zaczyna się myślenie o zmianie specjalizacji – mówiła dr hab. n. med. Barbara Radecka, ordynator Oddziału Onkologii Klinicznej w Opolskim Centrum Onkologii. Jakub Kosikowski, rzecznik prasowy Naczelnej Izby Lekarskiej (rezydent onkologii) zwracał uwagę, że problem nie dotyczy tylko onkologii klinicznej. – Specjalizację z radioterapii rozpoczynają 24 osoby, kończy ją dokładnie połowa – mówił.
Eksperci nie mieli wątpliwości, że jedną z pierwotnych przyczyn tego stanu rzeczy są wieloletnie zaniedbania na etapie kształcenia przeddyplomowego. Dopiero w ostatnich latach programy zmieniły się na tyle, że studenci zapoznają się z nowoczesnymi możliwościami onkologii i przestają postrzegać tę specjalizację jako stygmatyzowaną beznadziejną diagnozą, prowadzącą do szybkiego zgonu (a wcześniej cierpienia) pacjenta. Jednak postępy medycyny mają też drugą stronę: im dłużej żyją pacjenci onkologiczni, im więcej nowotworów staje się chorobami przewlekłymi, tym więcej pracy mają lekarze onkolodzy. I właśnie ten ogrom pracy, jak przyznawała Barbara Radecka, zniechęca radykalnie młodych lekarzy do wyboru lub kontynuowania specjalizacji. – Młodzi ludzie nie chcą pracować ponad siły. Może czterodniowy tydzień pracy w onkologii byłby jakimś rozwiązaniem – zastanawiała się.
Na pewno rozwiązaniem byłoby odciążenie onkologów i albo likwidacja części biurokratycznych obowiązków, albo ich przekazanie innym zawodom. Lekarze, jak można było usłyszeć od prof. Jacka Jassema, od ręki są w stanie przygotować katalog takich rozwiązań. Jako przykład nadmiernej biurokracji podano choćby obowiązek przygotowywania pełnej dokumentacji pacjenta stawiającego się na podania leku co dwa, trzy tygodnie. Przez to onkolodzy wykonują na przykład siedem razy taką samą pracę, jak chirurg wykonuje raz, przed wykonaniem u pacjenta zabiegu.