Mijający rok w ochronie zdrowia podsumowuje dr Krzysztof Łanda, prezes Fundacji Watch Health Care.
To był rok, w którym praktycznie nic interesującego w opiece medycznej się nie wydarzyło. Oczywiście było wiele szumu w mediach, ale nie zostały przeprowadzone żadne istotne zmiany – to rok stracony. Od roku 2011 obserwujemy stopniowe zwiększanie czasu oczekiwania do świadczeń zdrowotnych w Polsce. Kolejki są coraz dłuższej, a system ulega postępującej degrengoladzie. Pacjenci są coraz bardziej niezadowoleni. Nikt właściwie nie panuje nad zawartością koszyka świadczeń gwarantowanych, nad podażą świadczeń i priorytetami przy kontraktowaniu.
Z plusów można powiedzieć o tym, że wreszcie w ostatnich dniach NFZ obudził się i podjął pracę nad zmianą wyceny niektórych świadczeń zdrowotnych, i to nie tylko onkologicznych. To przyniosło trochę oszczędności na pakiet onkologiczny i mam nadzieję, że te pieniądze pozwolą choć trochę skrócić kolejki w dziedzinach onkologicznych. To, ostatnie akcje NFZ w zakresie polityki cenowej, tak ułomnej w ostatnich latach, ponieważ od 1 stycznia 2015 wyceną będzie się zajmować Agencja Oceny Technologii Medycznych (AOTM), przemianowana na Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT). Myślę, że to lepsze rozwiązanie niż skrajnie nieudolne działania NFZ. Uważam jednak, że to także nie rozwiąże problemu, dlatego że połączenie AOTM z urzędem taryfikacji, uważam za rozwiązanie korupcjogenne, które będzie w pełni politycznie sterowane. Przyjęta metodyka wyceny na podstawie analizy kosztów to nieporozumienie wynikające z tego, że pomysłodawcy nie pamiętają ręcznego sterowania wyceną i „cen urzędowych” w latach 80-tych ubiegłego wieku oraz do czego to doprowadziło. Wycena powinna zapewniać odpowiednio wysoką podaż świadczeń najbardziej potrzebnych Polakom, o najlepszym stosunku kosztu do uzyskiwanego efektu zdrowotnego, do których dziś są największe kolejki.
Co się zmieniło w lekach? Pojawiło się kilka nowych cząsteczek w refundacji, ale w bardzo ograniczonych wskazaniach medycznych, w większości przypadków w znacznie węższych wskazaniach refundacyjnych niż wskazania rejestracyjne. Dalej nieudolnie działa Komisja Ekonomiczna, nie wykorzystując nawet 50% potencjału i możliwości jakie daje jej ustawa refundacyjna. Zgodne z przewidywaniami, działalność Komisji Ekonomicznej na początku przyniosła wielomiliardowe oszczędności. Z roku na rok jednak te oszczędności miały być coraz mniejsze i są. Oczywiście, wciąż ważne jest, by ta komisja funkcjonowała. Z drugiej strony nie zrobiono nic, by poprawić kompetencje osób zasiadających w Komisji Ekonomicznej. Zawierane są niemal wyłącznie proste porozumienia dzielenia ryzyka. Negocjacje z Komisją wyglądają jak przeciąganie liny, czyli 10:90, 20:80 - to takie prymitywne przekomarzanie się bardziej przypomina negocjowanie cen na targu niż w oparciu o zaawansowane narzędzia pricing’owe i raporty oceny technologii medycznych. Działalność Komisji Ekonomicznej i Departamentu Polityki Lekowej doprowadziła do eksportu równoległego leków z rynku polskiego z powodu tego, że negocjacje zakończyły się obniżką cen urzędowych leków ponad miarę. Bardzo ważne dla chorych leki są wywożone z Polski. Trzeba było natomiast tak negocjować, by ceny urzędowe tych leków zachować na wysokim poziomie, który zapobiegłby ich eksportowi z Polski. Gdyby różnice w cenach nie byłyby tak duże tonie opłacałoby się ich wywozić. Trzeba było natomiast obniżyć cenę efektywną za pomocąpaybeck’ów, czyli zwrotów. Wtedy NFZ byłby syty i pacjenci cali. W związku z tym działalność Komisji Ekonomicznej oceniam bardzo źle i Departamentu Polityki Lekowej oraz jego nadzoru również.
Z kolei pakiet onkologiczny jest przede wszystkim akcję propagandową. Żeby poprawić sytuację chorych w Polsce i skrócić kolejki, trzeba albo ograniczyć zawartość koszyka świadczeń gwarantowanych albo dodać pieniędzy do systemu. Nie widzę żadnych dodatkowych źródeł pieniędzy w systemie prócz zmiany wyceny niektórych świadczeń, ale to kropla w morzu potrzeb. Rozporządzeń dotyczących pakietu onkologicznego do tej pory nie ma (połowa grudnia 2014 r.). Mają być jak zwykle w ostatniej chwili, czyli pierwszego stycznia nowego roku. Znowu wszyscy będą zaskoczeni propozycjami Ministerstwa.
Wprowadzanie w XXI wieku karty diagnostyki leczenia onkologicznego tzw. zielonej karty w formie papierowej uważam za skandal. Dalej nie mamy RUM-u. Choć z całą pewnością powinien to być jeden z 2-3 najważniejszych priorytetów MZ, a wdrożenie Rejestru Usług Medycznych odroczono po raz kolejny o następne dwa lata. A tak naprawdę nikt nie chce przyznać, że jest wyjątkowa nieudolność lub zła wola w zakresie wprowadzenia Rejestru Usług Medycznych w Polsce. Rejestr Usług Medycznych próbuje się w Polsce wprowadzić w tak skomplikowanej formie, że praktycznie jest on niemożliwy do wdrożenia, to takie never ending story. Trywializując próbuje się zbudować „rakietę kosmiczną” z licznymi super skomplikowanymi podzespołami i elementami. Tymczasem informatyka tak szybko postępuje, że kiedy projekt rakiety jest na ukończeniu, to jej podzespoły są przestarzałe. Tak możemy wozić się przez kolejne trzydzieści, czy pięćdziesiąt lat z RUM-em i wszystko dalej gromadzimy w formie papierowej, jak w ubiegłym stuleciu. Jeśli ktoś chciałby rzeczywiście uruchomić RUM, to powinien przygotować prosty projekt w wersji otwartej umożliwiającej rozbudowę sytemu. Potem należy dołączać sukcesywnie kolejne jej funkcjonalności. Natomiast wyprodukowanie w dzisiejszych czasach karty elektronicznej dla wszystkich Polaków nie jest żadnym problemem, tylko trzeba chcieć. Gdyby taki RUM dzisiaj istniał, to wprowadzenie zielonej karty onkologicznej w wersji elektronicznej byłoby niezwykle proste.
Nie wprowadzono ubezpieczeń komplementarnych. Ustawy nie przygotowano, a prace zawieszono nie wiadomo dlaczego. Przecież ubezpieczenia komplementarne mogły dolać naprawdę dużo pieniędzy do systemu, radykalnie zmieniając sytuację wszystkich chorych. Moim zdaniem to poważny błąd. W efekcie tego, że się nic w systemie nie dzieje, osiada on powolutku tak jak kompost. Dlatego właśnie kolejki sukcesywnie, również za panowania ministra Arłukowicza, rosną. Trend ten jest ewidentny.
Razem z pakietem onkologicznym, wszystkie kompetencje zostaną skupione w ręku ministra zdrowia. Będziemy mieli ręczne sterowanie jednoosobowo przez ministra zdrowia, tak jak w najlepszych czasach socjalizmu – oczywiście wbrew hasłom wyborczym Platformy Obywatelskiej o decentralizacji i wzmacnianiu konkurencji w opiece zdrowotnej. Jak się skończy ręczne sterowanie? Ci, którzy mają czterdzieści i więcej lat, z pewnością pamiętają.