Czy wiceminister Jerzy Szafranowicz na Komisji Zdrowia reprezentował poglądy resortu zdrowia, czy też wypowiadał się we własnym imieniu, odwołując się do własnych doświadczeń – chcą dowiedzieć się od minister zdrowia Izabeli Leszczyny przedstawiciele samorządu lekarskiego. Słowa urzędnika MZ (podczas czwartkowego posiedzenia Szafranowicz w pewnym momencie stwierdził: „My, lekarze, też lubimy pieniążki”, co byłoby sensacją umiarkowaną, bo poza nielicznymi wyjątkami „pieniążki” lubią chyba wszyscy, nie wszyscy potrafią je zarabiać uczciwie, i tu następuje plot twist, bo wiceszef resortu zdrowia i lekarz w jednej osobie, z doświadczeniem menedżerskim w skali makro (NFZ) i mikro (szpital) stwierdził ni mniej ni więcej, że niektórzy tak bardzo lubią pieniążki, że oszukują płatnika i działają na szkodę pacjentów, multiplikując, poza granice rozsądku, liczbę wizyt w AOS i z tą patologią ministerstwo zamierza walczyć.
Zainteresowanie izby lekarskiej nie dotyczy więc tyle samego „lubienia pieniążków”, co właśnie owej sugestii wyłudzania środków publicznych i narażania pacjentów na – co najmniej – niedogodności, a być może i na szwank na zdrowiu, jeśli mnożenie wizyt miałoby oznaczać np. przewlekłą (z winy lekarza) diagnostykę.
Niezależnie od tego, jaką odpowiedź na sformułowane oficjalnie pytanie usłyszą lekarze, jedno jest pewne. Retoryka Ministerstwa Zdrowia zaczyna przypominać (i to jest eufemizm, bo w praktyce staje się wręcz bliźniaczo podobna) do tej, znanej z ostatnich kilku lat, gdy decydenci to właśnie lekarzy i ich zachłanność wskazywali jako źródło i przyczynę wszelkiego zła, dotykającego system). I znów – to nie jest tak, że problemu nie ma i nie należałoby dokładnie przemyśleć i przeprojektować system wynagradzania specjalistów w publicznej ochronie zdrowia. Ale wynagrodzenia kontraktowe są co najwyżej jednym z wyzwań, i na pewno nie najważniejszym.
Na to, co kluczowe, wskazują sygnatariusze apelu, skierowanego do premiera Donalda Tuska. Organizacje pacjentów oraz Porozumienie Rezydentów OZZL pod koniec ubiegłego tygodnia zwróciły się do szefa rządu o działania na rzecz zwiększenia poziomu finansowania ochrony zdrowia, łącznie z nowelizacją ustawy nakładowej i wytyczeniem nowego celu – 8 proc. PKB do 2030 roku. Można się tylko domyślać, że chodzi (również) o to, by z ustawy 7 proc. PKB na zdrowie usunąć kłamliwą i szkodliwą regułę n-2 i by nakłady były obliczane i projektowane realnie. Sygnatariusze, w ogromnej części organizacje pacjentów onkologicznych, zwracają uwagę, że w tej chwili poziom nakładów oraz ich redystrybucja (fakt, że w praktyce całość nominalnego wzrostu „konsumują” podwyżki personelu medycznego) grozi, w coraz większym stopniu, pogorszeniem poziomu dostępności pacjentów do świadczeń zdrowotnych, do leczenia.
Rząd, wiele na to wskazuje, ma inny pomysł na ratowanie sytuacji, czyli zmiany systemowe. One są bardzo ważne, ale jeśli następują „zamiast” dyskusji i decyzji o zwiększeniu finansowania, można się obawiać, że nie przyniosą spodziewanych rezultatów. Dereguluacja, transformacja i odwrócenie piramidy świadczeń – tak. Ale jeśli nadal będziemy wydawać na zdrowie, realnie, 5-5,4 proc. PKB… Z próżnego i Salomon nie naleje. Co dopiero minister zdrowia.