Bo rzeczywiście – blisko 40 proc. polskiej populacji rzeczywiście odmówiło przyjęcia szczepienia przeciw COVID-19, przyjęcia boostera „odmówiła” około połowa tych, którzy przyjęli podstawowy schemat szczepień. Przyjmowania szczepień „odmawiają” też masowo nasi goście zza wschodniej granicy – nie potrafimy dotrzeć z informacją, dlaczego warto i trzeba się szczepić ani do dużej części własnych obywateli, ani do uchodźców.
Ale Adamowi Niedzielskiemu tym razem chodziło o coś innego, czyli – o odmowę przyjęcia przez Polskę kolejnych dawek szczepionki przeciw COVID-19, wyprodukowanych przez Pfizera. „Polska jednostronnie zrywa kontrakt z producentem szczepionek” – doniosły we wtorek światowe media. Oczywiście wyolbrzymiając sprawę, bo Polska kontraktu zerwać nie może – został on przecież podpisany przez Komisję Europejską. I to na szczeblu europejskim, co podkreślali urzędnicy w Brukseli, toczą się w tej chwili rozmowy z producentami szczepionek (nie tylko z Pfizerem).
Co więc zrobiła Polska? Odmówiliśmy przyjmowania dawek i odmówiliśmy płacenia za nie. Nic dziwnego, skoro w magazynach zalega jeszcze 25 mln dawek, na które nie ma chętnych, a Pfizer podtrzymał gotowość do realizacji kontraktu. Warto jednak mieć świadomość: nadmiar dawek dotyczy wszystkich krajów Unii Europejskiej, bo zakontraktowano ich po prostu za dużo. Nasz problem tylko po części wynika z tego, że jesienią 2020 roku rząd bujał w obłokach, wytyczając cel zaszczepienia na poziomie 80 proc. (premier Mateusz Morawiecki postawił taki właśnie cel przed tandemem Niedzielski-Dworczyk), a wyszło… niezupełnie tak dobrze.
Minister Adam Niedzielski jest zadowolony z osiągniętej przez Polskę odporności (wbrew wszystkim sygnałom, płynącym z naukowego świata minister głęboko wierzy w stadną odporność, zbudowaną nie tylko na szczepieniach, ale fakcie masowego przechorowania COVID-19), którą ocenia jako lepszą niż innych społeczeństw. Jeśli na coś patrzy z niepokojem, to na odległy o kilka miesięcy wrzesień – ale nie mówi, czy ograniczy się do odczuwania niepokoju, czy jednak przedsięweźmie jakieś środki zaradcze. Najlepszym byłaby akcja doszczepienia społeczeństwa – jednak można postawić dolary przeciw orzechom, że decydenci nie mają tego nawet w tyle głowy.
Szef resortu zdrowia nie jest natomiast zadowolony z małej elastyczności producenta szczepionek oraz – przede wszystkim – Komisji Europejskiej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że awantura z Pfizerem jest wymierzona przede wszystkim w Brukselę, a we wszystkim chodzi o to, by Komisja Europejska dała Polsce, w związku z kryzysem uchodźczym, dodatkowe, dedykowane systemowi ochrony zdrowia środki. „Agresywne negocjacje” czy też „wejście w konflikt prawny” z Pfizerem to metoda wywierania presji na Komisję Europejską, z którą – jak się wydaje – Polska nie potrafi rozmawiać inaczej, niż wymachując czym się da. Nawet szczepionką.