Jakie działania w obszarze poprawy funkcjonowania ochrony zdrowia zamierza podjąć w przyszłej kadencji Pana stronnictwo?
Ta krytyczna ocena zdecydowanej większości społeczeństwa nie powinna dziwić. Jako obywatele ciężko przeżyliśmy pandemię. Polska miała w tym czasie nadmiarowe zgony i był to jeden z najgorszych wyników w UE. Niestety, strona rządząca nie wyciągnęła wniosków i nie dokonała istotnych zmian w systemie ochrony zdrowia. Nie mówię tu o reformie, bo uważam, że obecny system nie nadaje się do reformy, tylko powinien być zbudowany od podstaw. Aby tak się stało, wymagane jest porozumienie wszystkich ugrupowań politycznych, także opozycyjnych. Jeśli opozycja wygra wybory, to obecna władza także powinna zasiąść do „okrągłego stołu”, by omówić temat systemu ochrony zdrowia, ponieważ kwestie zdrowotne są ponadpartyjne i ponad podziałami, nie mogą być rozpatrywane w perspektywie jednej kadencji. Żeby przebudować system ochrony zdrowia na zdrowych zasadach potrzeba przynajmniej trzech kadencji (10-12 lat). Nie da się oczywiście tego zrobić bez pieniędzy. Dziś na ochronę zdrowia wydawanych jest około 5 procent PKB, a strona rządząca ucieka się do różnych „księgowych sztuczek”, by pokazać, że nakłady są większe. Ale one nie są realnie większe. Nawet jeśli tak się dzieje kwotowo, to strona rządząca zapomina o gwałtownym wzroście kosztów prowadzenia działalności (wynagrodzeń, energii, surowców).
Jaki poziom wydatków na ochronę zdrowia powinien być optymalny?
Lewica od lat stoi na stanowisku, że to powinno być przynajmniej 7,5 procent PKB. Tylko bez tzw. sztuczek księgowych. Tyle powinniśmy zarezerwować z budżetu, by móc na zdrowych zasadach budować system ochrony zdrowia. Dzisiejsze zadłużenie szpitali to 18, a może powyższej 20 miliardów złotych (do końca nie wiadomo). Oddłużenie jest oczywiście potrzebne, ale ono nic nie załatwi, bo szpitale ponownie popadną w długi. Dlatego powtórzę, że trzeba system zbudować na nowo. Inaczej będziemy różnymi ścieżkami dosypywali pieniądze do systemu, nie przebudowując go. To jedynie gaszenie pożaru. My chcemy, by system był stabilny pod każdym względem: dla jednostek, które prowadzą szpitale, dla pracowników ochrony zdrowia z godnym i atrakcyjnym wynagrodzeniem i dla pacjentów. Zapaść w ochronie zdrowia jest widoczna, szczególnie jak przyjrzymy się gwałtownemu wydatkowaniu obywateli na prywatną ochronę zdrowia. W ubiegłym roku było to 1 miliard 300 milionów złotych czyli 17 procent więcej niż rok wcześniej. To wyraźny wskaźnik mówiący o zapaści publicznej ochrony zdrowia. Pacjenci, których stać, uciekają z kolejek do lekarzy NFZ do lecznictwa prywatnego. Ze strony Lewicy taka sytuacja nie może być tolerowana. Jeśli płacimy podatki zdrowotne, to publiczna ochrona zdrowia, zgodnie z Konstytucją, powinna gwarantować nam odpowiedni poziom świadczonych usług. W tym momencie buduje się, na niewydolności publicznego sytemu ochrony zdrowia, sektor prywatny. Nie jesteśmy oczywiście przeciwnikami tego sektora, ale on zwykle wyciąga z „tortu” najbardziej ekonomiczne kawałki. I tak na przykład w skrajnej sytuacji np. porodu z komplikacjami czy transplantacji, prywatna ochrona zdrowia nigdy nie zagwarantuje takiej usługi. W związku z tym nie możemy doprowadzać do sytuacji, że procedury atrakcyjne finansowo, także zawierane kontrakty z NFZ, idą do sektora prywatnego, zaś sektor publiczny obarcza się tylko wysokokosztowymi procedurami, w związku z czym nie jest w stanie zarobić na procedurach lepiej wycenianych.
Wspomniał Pan o składce zdrowotnej i tym, że sektor publiczny nie jest w stanie dorobić do procedur. Prawie połowa ankietowanych jest przeciwna zwiększeniu składki zdrowotnej. Jednocześnie ta sama grupa zgodziłaby się na jej podwyższenie, ale pod warunkiem, że środki z tej podwyżki, byłyby przeznaczone na konkretny cel. W jaki sposób powinno wyglądać pozyskiwanie dodatkowych pieniędzy na ochronę zdrowia? Na co należałoby je przeznaczyć w pierwszej kolejności?
Wyniki, jakie Pani zacytowała, dowodzą tego, że systematycznie obniża się poziom zaufania do państwa. W przypadku, kiedy mieliby pewność, że podwyższona składaka zdrowotna trafi do systemu ochrony zdrowia, byliby gotowi więcej płacić. Ale ponieważ nie mają zaufania do państwa, uważają, że pieniądze mogą pójść na tzw. wille plus, czyli zostaną zmarnotrawione. My opowiadamy się za tym, by całkowita składka zdrowotna była tzw. pieniędzmi znaczonymi, które musiałyby być przekserowane do systemu ochrony zdrowia. Przeznaczone też na profilaktykę. Profilaktyka jest piętą achillesową systemu, ponieważ obywatele za późno trafiają do lekarzy specjalistów, zwykle kiedy choroba jest już mocno zaawansowana i nie daje już dobrych rokowań. Koszty związane z leczeniem zaawansowanej choroby są bardzo duże. Jako ekonomista uważam, że to niedbanie o publiczne pieniądze. Profilaktyka jest inwestycją, nie kosztem, na nią powinien być nacisk. Powinna być połączona z działaniami edukacyjnymi już od przedszkola, tak by wykształcić obywatela z nawykami dbania o swoje zdrowie i monitorowania go, by jak najszybciej skorzystać z badań profilaktycznych i po prostu sobie pomóc.
Jak ocenia Pan kończącą się kadencję w kontekście ochrony zdrowia? Czy Pana zdaniem zrobiono wystarczająco dużo, by poprawić ten system?
Bolesna nauczka, jaką była pandemia Covid-19, zwiększyła dług zdrowotny. Co roku, od momentu wstąpienia Polski do UE w 2004 roku, wzrastała średnia długość życia Polaków. W ostatnich latach zaczęła spadać. To efekt długu medycznego. Dziś najdłuższe kolejki są do neurochirurgów (ponad 10 miesięcy). To oznacza, że wielu pacjentów nie doczeka operacji i umrze. Jestem przekonany, że MZ przespało dwa popandemiczne lata. Widać to na sejmowych komisjach zdrowia, na których brak dialogu, na których jesteśmy zaskakiwani projektami, bo nie przechodzą one właściwego procesu legislacyjnego (tylko dla 60 procent aktów prawnych przeprowadzono konsultacje społeczne, które są przecież nakazane prawem), bez przedyskutowania ze środowiskiem i ekspertami. Jednocześnie widzimy duże marnotrawienie publicznych środków. Mam wrażenie, że MZ, na czele z ministrem Niedzielskim, zamknęło się w twierdzy i uważa, że wszystko wie najlepiej. O ile z początkiem pandemii legislacja wyglądała lepiej, był kontakt z MZ, to z każdym miesiącem ta sytuacja się pogarszała. Nie były przyjmowane dobre propozycje ustawowe, poprawki opozycji np. w kwestii bezpieczeństwa lekowego. To kolejna rzecz, na którą obecna władza nie zwróciła uwagi. A jest to kluczowe, bo przed nami kolejne pandemie, to tylko kwestia czasu. Nie wyciągnięto wniosków, skoro dziś realne szanse na refundacje mają leki produkowane po cenach dumpingowych w Indiach czy Chinach. Polskie fabryki nie są w stanie z nimi konkurować. To oznaczać będzie, że znajdą się poza ustawą refundacyjną a co będzie skutkowało utratą miejsc pracy oraz osłabieniem polskiej branży farmaceutycznej. Za chwile przyjdzie nam za to zapłacić. Jeśli ograniczymy w Polsce produkcję leków, substancji czynnych, to zgodnie z zasadami ekonomii, po wykluczeniu naszych producentów z rynku, producenci z Azji podniosą ceny i będziemy skazani na ich łaskę. A w sytuacji kolejnej pandemii, przepływ leków i substancji czynnych zostanie wstrzymany do USA, a w konsekwencji do Polski i znajdziemy się w dramatycznej sytuacji. Na komisjach sejmowych jasno mówię, że jest to działanie na szkodę polskiego pacjenta i bezpieczeństwa lekowego kraju. Widzę tu niekonsekwencję, brak profesjonalizmu i – niestety – bardzo dużo złej woli.
Ostatnio słowo "jakość" w opiece zdrowotnej odmienia się przez wszystkie przypadki. I faktycznie pacjenci czekają na tę lepszą jakość. Co można zrobić, żeby poprawić jakość leczenia?
Myślę, że słowo "jakość" w polskim systemie ochrony zdrowia trzeba zastąpić określeniem „jakoś to będzie”. Powinien być wzrost nakładów na Rzecznika Praw Pacjenta, który oprócz monitorowania jakości usług powinien mieć nowe mechanizmy egzekwowania zawartych kontraktów i uczestniczenia w procesie ich wypowiadania. Czyli wszystkie placówki finansowane ze środków publicznych powinny przechodzić standaryzacje, audyty i w sytuacji, kiedy placówka nie polepsza swojej jakości, dbałości o pacjenta, ponosić tego konsekwencje, ponieważ nie może być wielkiego rozdźwięku jakości w placówkach finansowanych z środków publicznych. To nie jest zadanie obciążonego swoim stanem zdrowia pacjenta wyszukiwanie, gdzie dobrze leczą. Oczywiście standaryzacja wymaga czasu i pieniędzy, dlatego jesteśmy za tym, by Rzecznik Praw Pacjenta miał większe kompetencje w zakresie monitorowania i egzekwowania jakości świadczonych usług.
Dla pacjenta najważniejszy jest dostęp do diagnostyki i nowoczesnego leczenia. Co zrobić, by sprostać tym oczekiwaniom?
Wydaje się, że receptą jest zwiększony dostęp do nowoczesnych terapii lekowych. Jesteśmy tu w tyle Europy. To nieakceptowane, by polscy pacjenci tak długo czekali na dopuszczenie nowego leku i działanie na szkodę systemu. Od strony ekonomicznej skrócenie tego czasu jest opłacalne.
Gdyby mógł Pan zmienić jedną pilną rzecz w polskim systemie opieki zdrowotnej to co by to było?
Najpilniejszą rzeczą jest dziś psychiatria, zwłaszcza psychiatria dzieci i młodzieży. Jeśli chodzi o zdrowie psychiczne, to doszliśmy do ściany (dane, którymi posługuje się policja, mówią o 150 młodych osobach, które w ubiegłym roku dokonały skutecznej próby samobójczej, 2000 nieskutecznych, a najmłodsze z dzieci miało zaledwie 7 lat). Wzrost prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży wynosi dziś 150 procent. To dramatyczny wynik. Oczywiście to są lata niedofinansowania psychiatrii. I znowu wracamy do podstawowej kwestii związanej z szybką pomocą i profilaktyką w zakresie zdrowia psychicznego, tzn. szpital psychiatryczny jest ostatnim ogniwem systemu i powinien być wykorzystany tylko w skrajnych sytuacjach. Osoby wymagające wsparcia psychicznego powinny trafiać do punktów pierwszego i drugiego poziomu referencyjności. Jeśli pacjentami są dzieci, powinny być zdiagnozowane i zaopiekowane już na etapie edukacji, czyli od przedszkola, przez szkołę podstawową, po średnią. Po prostu powinien być dostęp do psychologów, ludzi odpowiednio wykształconych i wynagradzanych. Jeśli tego nie zrobimy, to młode pokolenie nam tego nie wybaczy, a cmentarze będą zapełniały się. Proszę pamiętać, że skuteczna próba samobójcza to dramat rodziny i także całego środowiska (klasy, szkoły, otoczenia) i długofalowe skutki dla kondycji psychicznej społeczeństwa.