O tym, dlaczego konsultanci krajowi nie czują się komfortowo i czego w ustawie nie uwzględniło Ministerstwo Zdrowia, mówi Medexpressowi prof. Ewa Helwich, krajowy konsultant w dziedzinie neonatologii.
Muszę przyznać, że o deklaracjach dotyczących udziału w spółkach, firmach i osiąganych tam dochodach myślę dość obojętnie i nie to stanowi dla mnie problemu. Problemem jest dla mnie to, jak traktuje mnie Ministerstwo Zdrowia. Jako konsultant krajowy pracuję pro publico bono. Nikt z nas nie dostaje wynagrodzenia za wykonywaną pracę, wymagającą czasu, znajomości rzeczy i która łączy się z ogromną odpowiedzialnością. Ministerstwo ponosi w związku z naszą pracą "koszty operacyjne", które zgodnie z zawieraną corocznie umową są nam refundowane pod koniec roku. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że my, konsultanci, kredytujemy Ministerstwo Zdrowia przez okrągły rok, ponosząc koszty zleconych przez ministra zdrowia kontroli w całym kraju. Nie zdarzyło się, abym została zapytana, czy nie przekroczyłam funduszu operacyjnego i nie dokładam do tego własnych pieniędzy.
Konsultanci krajowi ubiegają się o to, aby w nowej ustawie o konsultantach zostały zdefiniowane kwestie, z którymi się borykamy. Nasi bezpośredni przełożeni (przeważnie są to dyrektorzy szpitali) nie są zobowiązani do udzielania nam pomocy sekretarskiej lub udzielania dni wolnych od pracy w szpitalu w związku z zadaniami, które musimy realizować poza miejscem pracy. O ile wiem, mimo naszych petycji, nasze życzenia nie zostały uwzględnione w projekcie.
Podsumowując: konsultanci nie czują się komfortowo i nie mają przekonania, że ich ciężka praca jest doceniana przez kierownictwo Ministerstwa Zdrowia.
Czytaj także: Większość konsultantów wycofa się z tej misji