Z jakimi problemami borykają się polskie szpitale i co jest uwzględniane przy kontraktowaniu? O tym ze Zbyszkiem Przybylskim prezesem zarządu Szpitala Powiatowego we Wrześni rozmawia Witold Laskowski.
Czy kompetencje i jakość są uwzględniane przy kontraktowaniu? Czy w ogóle nie są one uwzględniane?
Dopiero czeka nas kontraktowanie i tak naprawdę nie wiemy jeszcze, kiedy dokładnie ono się odbędzie. Czy kompetencje? Myślę, że w jakimś stopniu tak, ale nie w takim, który dawałby możliwość preferowania tych najlepszych. Jest ważniejszy problem, który podkreślałem już wielokrotnie. To problem możliwości regulowania rynkiem świadczeniodawców, to problem rozdrabniania kontraktów. Pieniędzy w systemie mamy określoną ilość i jeżeli będzie prowadzona polityka, że każdy podmiot spełniający wymagania i standardy, będzie rejestrowany i występować o podział środków, to siłą rzeczy będzie coraz większe rozdrobnienie. To nie jest dobrą rzeczą, bo jakość świadczeń kosztuje.
Postulowałby Pan o ograniczenie świadczeniodawców w Polsce zgodnie z potrzebami? Według jakich kryteriów te ograniczenia miałyby następować?
Mamy przecież problem, o którym wiemy, czyli nadwykonania czy też niedoszacowanie kontraktów. W pierwszej kolejności należałoby te podmiot, które są w systemie, wspierać dodatkowymi środkami, by mogły przetrwać. System jest zadłużony cały czas na kilkanaście miliardów złotych i rośnie przede wszystkim kwestia środków wymagalnych. Z drugiej strony generowane są coraz wyższe koszty przez sztuczne czasem standardy, nieracjonalne, które powodują, że ta sytuacja pogłębia się. Chodzi o to byśmy mogli zarządzać i żeby nie były nam odgórnie narzucane przeróżna wytyczne: liczba kadry i godzin pracy, specjalizacji, sprzętu (kupujemy go w ilościach nieracjonalnych w stosunku do aktualnych potrzeb). Uważam, że w tej chwili jest to podstawowy problem. Teraz żeby złożyć ofertę do NFZ musimy ponieść określone koszty gotowości. One sięgnęły już blisko 75 proc. Mówiąc obrazowo przy 32-milionowym kontrakcie, który ma średni powiatowy szpital, 34 miliony trzeba wyłożyć, aby złożyć ofertę. I nigdy nie ma gwarancji, że otrzyma się kontrakt, który pokryje wszystkie koszty. To jeden z największych problemów, bo szpitale przekształciły się w spółkę, tak preferowaną przez system, podlegającą prawu upadłościowemu, a przecież nie chodzi o to by szpital upadł tylko by świadczył usługi dla mieszkańców.