Subskrybuj
Logo małe
Szukaj

Ochrona zdrowia powinna być priorytetem następnego rządu

MedExpress Team

Małgorzata Solecka

Opublikowano 19 października 2015 07:00

Ochrona zdrowia powinna być priorytetem następnego rządu - Obrazek nagłówka
Dziewięciu na dziesięciu Polaków uważa, że w czasie kampanii wyborczej media i politycy powinni poświęcić większą uwagę tematom związanym z ochroną zdrowia. Niemal tyle samo z nas sądzi, że ochrona zdrowia powinna być priorytetem następnego rządu, ktokolwiek będzie go tworzył.

znpp

Dziewięciu na dziesięciu Polaków uważa, że w czasie kampanii wyborczej media i politycy powinni poświęcić większą uwagę tematom związanym z ochroną zdrowia. Niemal tyle samo z nas sądzi, że ochrona zdrowia powinna być priorytetem następnego rządu, ktokolwiek będzie go tworzył.

Sondaż Millward Brown został opublikowany w połowie września przy okazji rozpoczęcia akcji INFARMY „Głosuję na zdrowie”. Eksperci, wypowiadający się na temat konieczności poprawienia dostępności do nowoczesnych terapii, podkreślali, jak wielką wagę ma – również dla gospodarki – stan zdrowia społeczeństwa. Sądząc jednak po zawartości programów partyjnych, spotów i haseł prezentowanych w kampanii, ochrona zdrowia ani nie stanie się motywem wiodącym kampanii, ani nie będzie priorytetem po wyborach. To nie znaczy jednak, że liczące się w sondażach partie, a także te które szans na zwycięstwo wprawdzie nie mają, ale mogą wejść do parlamentu i wpłynąć na ostateczny kształt zmian w zdrowiu – w ogóle nie poświęcają ochronie zdrowia uwagi.

Niestety, to ciągle jest dyskusja przyczynkarska, w dodatku – obracająca się wokół tych samych haseł, które towarzyszą debatom zdrowotnym już niemal od ćwierćwiecza: zwiększenie nakładów, zwiększenie roli profilaktyki, dobrowolne ubezpieczenia zdrowotne (lub ich kontestacja), koszyk gwarantowanych świadczeń medycznych (vs. państwo powinno płacić za wszystko), zatrzymanie komercjalizacji i prywatyzacji w ochronie zdrowia (vs. zwiększenie znaczenia prywatnego sektora).

To wszystko już było – i to wielokrotnie. Brak pomysłów, które świadczyłyby o tym, że politycy zdają sobie sprawę z rangi wyzwań, jakie staną przed systemem ochrony zdrowia nie za trzy czy cztery dekady, ale w nadchodzącym dwudziestoleciu. To mniej więcej taki przedział czasu, jaki dzieli nas od rozpoczęcia systemowych debat na temat kierunków reformowania ochrony zdrowia.

Zdrowie nie było i nie jest priorytetem państwa i polityków. Na tle ostatnich trzech kadencji (rządy PiS i PO) wyraźnie widać, jak wielkim wysiłkiem intelektualnym i politycznym było wprowadzenie systemu opartego na ubezpieczeniu zdrowotnym – choć trzeba też przyznać, że ten wysiłek w dużym stopniu został zmarnowany, a dorobek roztrwoniony. Piętnaście lat temu była to jednak realna próba rozwiązania ówczesnych bolączek systemu, choć nie wszystkie rozwiązać się udało. Niektórzy twierdzą wręcz, że tak naprawdę jedynymi beneficjentami zmiany stali się lekarze, którzy zaczęli realnie więcej zarabiać.

Zdrowie nie jest priorytetem polityków, i dlatego nakłady publiczne na ten sektor wynoszą ok. 4,5 proc. PKB, co stawia nas na ostatnim lub jednym z ostatnich miejsc wśród krajów wysokorozwiniętych, o Unii Europejskiej nie wspominając. Opozycja w tej kampanii (jak i w poprzednich) deklaruje programowe wsparcie na rzecz zwiększania nakładów. PiS mówi o 6 proc. PKB, ugrupowania lewicowe – nawet o 7 proc. Ale żadna z partii czy też koalicji wyborczych nie podaje szczegółów, choćby propozycji dojścia do owych 6 czy 7 proc. PKB, sposobów zwiększenia finansowania czy okresu, w jakim możliwe będzie osiągnięcie tego pułapu.

Politycy często lubią powtarzać, że pieniądze przeznaczane na ochronę zdrowia są inwestycją a nie obciążeniem budżetowym – ale w decyzjach kolejnych rządów tego nie widać. Nie widać było ani w rządach PiS ani PO. Również dlatego, że pozycja ministrów zdrowia w kolejnych rządach była niezbyt mocna. Zarówno Andrzej Duda, jako kandydat do urzędu prezydenta, jak i posłanka Beata Szydło, kandydatka na premiera mogą teraz nawiązywać do dziedzictwa prof. Zbigniewa Religi, ale prawda jest taka, że świętej pamięci minister zdrowia w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego nie mógł realizować programu, z którym do ministerstwa przyszedł – a był to program zmian rynkowych i wprowadzenia mechanizmów umożliwiających przepływ środków prywatnych do systemu publicznego (dobrowolne ubezpieczenia zdrowotne, ubezpieczenia pielęgnacyjne). Zarówno Ewa Kopacz jak i Bartosz Arłukowicz jako ministrowie zdrowia byli „najsłabszymi ogniwami” w kolejnych gabinetach Platformy Obywatelskiej, a obecny minister zdrowia, mówiąc oględnie, nie wiadomo czy zdąży spełnić pokładane w nim nadzieje.

Czy w kolejnym gabinecie jest szansa na zmianę? Jeśli wybory potwierdzą tendencje sondażowe, kolejny rząd będzie tworzyć Prawo i Sprawiedliwość – a z ramienia tej partii nie brakuje kandydatów na urząd ministra zdrowia, którzy w partii mają ugruntowaną pozycję. Kandydatem numer jeden na kilka tygodni przed wyborami jest szef sztabu PiS, Stanisław Karczewski, ale szanse – jeśli dla Karczewskiego partia przeznaczy inną funkcję, np. marszałka Senatu – mają też obecny szef Komisji Zdrowia Tomasz Latos i były wiceminister zdrowia w rządzie PiS Bolesław Piecha.

PiS do wyborów idzie z jasnym przesłaniem: koniec z systemem ubezpieczeniowym, wracamy do budżetowego finansowania ochrony zdrowia. – Państwo musi wziąć odpowiedzialność za służbę zdrowia. Musimy wrócić do finansowania budżetowego, ale poprzez wojewodów. Po to, by stworzyć bardziej skuteczny, sprawiedliwy system, który będzie polegał na tym, że to pacjent będzie w centrum tego systemu – zapowiada Beata Szydło. PiS chce odejść od, jak twierdzi, zbyt ekonomicznego i skoncentrowanego na finansach sposobu patrzenia na system ochrony zdrowia.

– Dzisiaj rozmowa o służbie zdrowia w Polsce odbywa się w kategoriach ogromnej biurokracji. To jest przeliczanie środków finansowych, liczenie, cały czas słyszymy o kwestiach finansowych, które są ważne, ale jednocześnie musimy pamiętać o tym, że bardzo dużo pieniędzy, które są kierowane na służbę zdrowia, jest kierowane mało skutecznie. Pacjenci z tego nie korzystają spokojnie. Czekają w długich kolejkach na przyjęcie do lekarza – przekonywała Szydło w czasie kampanii. I po raz kolejny przywoływała Zbigniewa Religę. – Chcemy wrócić do dziedzictwa, który zostawił nam prof. Zbigniew Religa. On przede wszystkim podkreślał znaczenie i rolę pacjenta.

Jeśli rzeczywiście PiS zdecyduje się na likwidację NFZ (a nie ograniczy tego zabiegu do przeniesienia oddziałów wojewódzkich NFZ do administracji wojewody, likwidując oczywiście centralę w Warszawie), ochronę zdrowia może czekać prawdziwe trzęsienie ziemi. Takie posunięcie, czytając dosłownie program PiS, oznacza koniec kontraktowania usług zdrowotnych w placówkach. Pieniądze mają trafiać przede wszystkim do publicznych placówek zdrowotnych, a sektor prywatny – przynajmniej w szpitalnictwie, bo w ambulatoryjnej opiece zdrowotnej przewaga własności prywatnej jest zdecydowana – ma być jedynie uzupełnieniem, w tych przypadkach, w których sektor publiczny nie zabezpiecza potrzeb zdrowotnych.

Jak będzie w praktyce? Co się stanie z nowoczesnymi placówkami medycznymi, oferującymi np. kompleksowe leczenie onkologiczne czy też zabiegi okulistyczne (do których notabene kolejki są tak ogromne, że Polacy z południowej Polski masowo wyjeżdżają do Czech, korzystając z dyrektywy transgranicznej)?

Jedno jest pewne: jeśli PiS przedstawi projekt ustawy likwidującej system ubezpieczeniowy, może napotkać na problemy w czasie konsultacji społecznych (trudno sobie wyobrazić sytuację, w której taki projekt uzyskuje wsparcie np. samorządu lekarskiego), nie powinien mieć natomiast żadnych problemów z jego przeforsowaniem w sejmie (zakładając oczywiście, że Prawo i Sprawiedliwość nie będzie mieć samodzielnej większości parlamentarnej).

Likwidację NFZ poprą z pewnością posłowie z ruchu Kukiz’15, a także (o ile dostaną się do parlamentu) formacje lewicowe: Zjednoczona Lewica (i to mimo braku jednorodności, bo Janusz Palikot i jego zwolennicy opowiadają się raczej za systemem ubezpieczeniowym opartym na wielu płatnikach) oraz partia Razem, które w Narodowym Funduszu Zdrowia widzą jedynie biurokratyczną „czapkę”, zwiększającą koszty systemu. To ponury żart historii, że o likwidacji Funduszu może przesądzić głos Leszka Millera, którego rząd powołał do istnienia scentralizowanego płatnika, a obrońcą NFZ będzie – jako opozycja – Platforma Obywatelska, która w 2003 roku walczyła (z sukcesem) przed Trybunałem Konstytucyjnym o uznanie ustawy powołującej NFZ za sprzeczną z konstytucją.

Również inny sztandarowy pomysł PiS (darmowe leki dla seniorów, projekt ustawy jest już podobno gotowy i Beata Szydło zapowiada go jako jeden z tych, które będą złożone w pierwszych stu dniach rządu) powinien gładko przejść przez parlament, z poparciem wszystkich ugrupowań (również PSL), oprócz Platformy Obywatelskiej, która ma projekt konkurencyjny – bony refundacyjne dla wszystkich, których obciążenie związane z wydatkami na leki jest ponadprzeciętnie duże.

Lewica (a także zapewne posłowie Pawła Kukiza) poprą również zatrzymanie zmian własnościowych w placówkach służby zdrowia. Ugrupowania lewicowe mają to nawet zapisane w programach, ugrupowanie Kukiza nie, bo w ogóle szczegółowego programu nie ma.

Wszystko wskazuje na to, że ochronę zdrowia (przy założeniu, że PiS wygra wybory) przez najbliższe lata będzie urządzać funkcjonalna koalicja prawicy z lewicą, ponad głowami centrum. Platforma Obywatelska, która przez osiem lat nie potrafiła przejść od słów do czynów i wprowadzić znaczących zmian w systemie ochrony zdrowia i dopiero w ostatnim roku podjęła – dość chaotyczne i nie do końca efektywne – działania zmierzające do poprawienia dostępu części pacjentów do świadczeń zdrowotnych (pakiet onkologiczny, pakiet kolejkowy) będzie mieć wyjątkowo niekomfortową sytuację jako partia opozycyjna w zakresie krytykowania decyzji podejmowanych przez kolejny rząd.

Ale można założyć też wariant B, w którym co prawda PiS wygrywa wybory, ale rząd tworzy koalicja anty-PiS. Taki wariant jest mało prawdopodobny, bo zakłada nie tylko mniejszą niż wynikająca z sondaży różnicę między PiS a Platformą Obywatelską (w niektórych ośrodkach różnica ta mieści się obecnie między 15 a 20 p.p.), ale i to że do Sejmu nie dostanie się ruch Kukiz’15, natomiast próg wyborczy przekroczą: .Nowoczesna Ryszarda Petru, Polskie Stronnictwo Ludowe (naturalni koalicjanci PO) oraz Zjednoczona Lewica czy nawet partia Razem, której udało się zarejestrować listy wyborcze i startuje jako komitet ogólnopolski.

Po pierwsze, ten wariant jest bardzo wątpliwy. Po drugie – różnice programowe między lewicą a PO i zwłaszcza .Nowoczesną mogą stwarzać nieustanne napięcia – a ochrona zdrowia byłaby prawdziwym polem minowym. Bo Platforma i ugrupowanie Ryszarda Petru, w razie tworzenia rządu, chcą postawić na dalsze uszczelnianie systemu i lepsze gospodarowanie dotychczasowym budżetem na zdrowie oraz wprowadzenie dodatkowych źródeł finansowania świadczeń zdrowotnych w postaci dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych, a także jakiejś formy obligatoryjnego pokrywania przez pracodawców kosztów świadczeń medycznych dla pracowników (to pomysł PO, .Nowoczesna, która stawia na zmniejszanie obciążeń podatkowych i racjonalizację kosztów pracy raczej pod takim pomysłem się nie podpisze).

W dyskursie publicznym żadna z głównych partii politycznych nie podnosi natomiast kwestii, które dla Polaków mają i będą mieć niedługo zasadnicze znaczenie:

  • dostęp do nowoczesnych terapii medycznych, o których istnieniu Polacy dowiadują się choćby z Internetu, a barierą są „jedynie” pieniądze,
  • racjonalne, ale i uczciwe (transparentne) pokrywanie kosztów leczenia za granicą, zwłaszcza w krajach Unii Europejskiej,
  • deficyt lekarzy oraz skrajny deficyt pielęgniarek, pogłębiany rekrutacjami prowadzonymi przez zagranicznych pracodawców,
  • gwałtowny wzrost liczby osób powyżej 60. roku życia związany z wchodzeniem w wiek senioralny roczników powojennego boomu     demograficznego, co dodatkowo zwiększy kolejki oczekujących na porady i świadczenia zdrowotne.

Kolejnych kilka lat powinno zostać poświęconych na przygotowanie następnej wielkiej i zasadniczej reformy ochrony zdrowia, która powinna być – z definicji – ponadpartyjna i ekspercka. Patrząc realnie – szanse na to, że tak się stanie są mniej więcej takie jak to, że po wyborach przez kolejne cztery lata będziemy obserwować, jak politycy Platformy Obywatelskiej markują „zasadnicze kroki” w ochronie zdrowia. Paradoks polega na tym, że być może ochrona zdrowia jeszcze za tym platformerskim marazmem zatęskni.  

Źródło: „Służba Zdrowia” 10/2015.

Szukaj nowych pracowników

Dodaj ogłoszenie o pracę za darmo

Lub znajdź wyjątkowe miejsce pracy!

Zobacz także