Japonia, która początkowo wydawała się mieć wirusa pod kontrolą, w sobotę odnotowała więcej niż 10 000 potwierdzonych przypadków. Według Johns Hopkins University tylko w piątek w Japonii odnotowano 9787 potwierdzonych przypadków, w tym 190 zgonów. Warto przypomnieć, że na początku marca w kraju odnotowano „tylko” 243 przypadki. Tokio pozostaje wciąż najbardziej dotkniętym epidemią rejonem. Ponad 200 osób zmarło z powodu COVID-19.
Beata Małecka-Libera: Wykonujemy za mało testów na koronawirusa
Grupy lekarzy z miejskich przychodni pomagają szpitalom w przeprowadzaniu testów u potencjalnych pacjentów z koronawirusem. Zdaniem Konoshin Tamura, zastępcy szefa stowarzyszenia lekarzy opieki podstawowej, ma to zapobiec rozpadowi systemu japońskiej służby zdrowia. Z powodu przeciążenia służb medycznych znacząco spadła zdolność japońskich szpitali do leczenia innych poważnych nagłych przypadków, niezwiązanych z koronawirusem. Co dziwne, dzieje się tak już na etapie, gdy liczba potwierdzonych przypadków Covid-19 pozostaje stosunkowo niska w porównaniu z innymi krajami.
Lekarze skarżą się głównie na brak sprzętu ochronnego, co sugeruje, że Japonia nie przygotowała się dobrze do walki z wirusem, pomimo, że był to drugi kraj poza Chinami, który odnotował pierwszą infekcję już w styczniu. Prawda o niedoborze środków medycznych wyszła na jaw dopiero w tym tygodniu, kiedy burmistrz Osaki, Ichiro Matsui, wezwał obywateli do oddawania nieużywanych płaszczy przeciwdeszczowych pracownikom służby zdrowia jako osobistego wyposażenia ochronnego. Wcześniej lekarze byli zmuszeni do… noszenia worków na śmieci.
Premier Shinzo Abe został skrytykowany za to, że nie wprowadził wcześniej ograniczeń zabezpieczających naród. Dopiero w miniony czwartek Abe rozszerzył stan wyjątkowy na cały kraj. Rząd pracuje również nad zwiększeniem liczby testów poprzez wprowadzenie testowania typu drive-thru. W ostatnich tygodniach Japonia przeprowadziła znacznie mniej badań niż w innych krajach, a eksperci twierdzą, że utrudniło to śledzenie rozprzestrzeniania się wirusa. Jeszcze niedawno japońscy politycy twierdzili, że przeprowadzanie szeroko zakrojonych testów jest „marnotrawstwem zasobów”. Kontrprzykładem jest Korea Południowa, która opanowała epidemię w dużej mierze dzięki programowi badań na dużą skalę. Dla porównania: Japonia przetestowała około 90 000 osób przy populacji liczącej 126 milionów, zaś Korea poddała badaniom ponad 513 000 osób przy populacji liczącej 51 milionów.
Premier Abe przyparty do muru, zdecydował jednak zmienić taktykę i wprowadzić większą ilość testów. Regionalne stowarzyszenia medyczne mają pomóc utworzyć centra badań. Jeśli lekarze opieki podstawowej zdecydują, że konieczne jest wykonanie testu, próbki będą pobierane w tych ośrodkach i wysyłane do prywatnych firm laboratoryjnych. W ten sposób premier liczy na odciążenie publicznych ośrodków zdrowia.
Ayako Kajiwara, naczelna pielęgniarka w szpitalu w prefekturze Saitama, obawia sią załamania systemu, obserwując obciążenie oddziału intensywnej opieki. W Japonii, według danych Towarzystwa Intensywnej Terapii, jest tylko siedem łóżek na OIOM-ie na 100 000 obywateli, w porównaniu do 35 na 100 000 osób w USA.
Zespół ekspertów rządowych ostrzegł, że w Japonii może zginąć ponad 400 000 osób z powodu koronawirusa, jeśli nie zostaną podjęte rygorystyczne środki bezpieczeństwa, takie jak choćby dystans społeczny. Ich zdaniem, większość przewidywanych zgonów może wynikać z braku respiratorów. Według informacji dostarczonych przez krajowe Towarzystwo Medycyny Oddechowej, kraj posiada tylko 22 000 respiratorów, a pod koniec lutego 40% było już w użyciu.
Kenji Shibuya, dyrektor Institute for Population Health w King's College London i były szef polityki zdrowotnej w Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), zwraca uwagę też na to, że bardzo ważne jest realizowanie testów poza klinikami i szpitalami. Brak odpowiedniej ilości testów w Japonii doprowadził do powszechnego zakażenia społeczności. Pracownicy szpitali nie są bezpieczni, ponieważ nie wiedzą czy pacjent jest zakażony. W Tokio i Osace zaczęto przenosić osoby z łagodnymi objawami koronawirusa do hoteli, aby złagodzić obciążenie szpitali. Z dnia na dzień zwiększa się zapotrzebowanie na lekarzy do opieki nad zakażonymi. To oznacza jedno: mniej lekarzy do opieki nad pacjentami niezakażonymi. I wygląda na to, że nikt nie zdaje sobie jeszcze sprawy, jakie mogą być tego dalekosiężne konsekwencje.
Shibuya, powiedział, że aby powstrzymać epidemię, rząd musi uczciwie informować obywateli jak będzie wyglądało życie z wirusem w możliwej do przewidzenia przyszłości. A tymczasem politycy dają ludziom zbyt wiele nadziei, mówiąc że stan wyjątkowy potrwa tylko do 6 maja.
Źródło: CNN/BBC