Jaka jest Pana ocena innowacyjnego potencjału polskiej medycyny?
Potencjał, jak ze wszystkim w Polsce, jest olbrzymi. Polacy z natury są bardzo kreatywni, innowacyjni i dobrze wykształceni. Potencjał mamy olbrzymi. Natomiast nie zawsze przekłada się on na efekty gospodarcze, na praktykę.
Czego brakuje?
Brakuje kilku rzeczy. Np. ścisłej współpracy, a przynajmniej zrozumienia i rozmowy pomiędzy, nazwijmy to, tradycyjnymi lekarzami, a technikami. Druga brakująca rzecz to ograniczone możliwości finansowe oraz postrzeganie służby zdrowia w sposób bardzo tradycyjny. Środki muszą pójść w sektor nowoczesnych technologii medycznych. Trzecia rzecz, należy sobie zdawać sprawę z tego, że medycyna w większości krajów na świecie, jej rozwój jest na początku wspierana przez budżet państwa. Liczenie na to, że prywatni inwestorzy, których tak wielu nie ma, nie ma wiele takiego kapitału, rozkręcą przemysł medyczny, jest raczej mrzonką. To jest raczej nierealne. Tu musi być działanie państwa.
I stworzenie odrębnego budżetu?
Niekoniecznie. To przede wszystkim zdanie sobie sprawy z tego, że nowoczesna medycyna to nie tylko pigułki, lekarstwa, białe fartuchy. To również super nowoczesny i bardzo kosztowny sprzęt, zaangażowanie specjalistów spoza ściśle pojmowanego zawodu lekarskiego czyli inżynierów, informatyków, ekonomistów itd.
Przyzna Pan Profesor, że jeśli mówimy o polskiej medycynie to głównie pojawia się temat braku pieniędzy. Na to wszyscy utyskują i trudno będzie przekonać do przeznaczenia ogromnych pieniędzy na kosztowne nowoczesne technologie.
Nie sądzę aby było konieczne przekonywanie. Rozwój medycyny idzie w tym kierunku i to jest zrozumiałe dla wszystkich. My po prostu nie możemy tej dziedziny zaniedbać.