Subskrybuj
Logo małe
Wyszukiwanie

Co jest problemem powiatowych szpitali?

MedExpress Team

Maciej Biardzki

Opublikowano 8 sierpnia 2014 07:00

Co jest problemem powiatowych szpitali? - Obrazek nagłówka
Jednym z seriali osiągających szczyty popularności jest „Ranczo”. Ile jest rzeczywistych rancz, odpowiedzieć sobie mogą mieszkający w powiatowej czy gminnej Polsce. To właśnie tam jest najwięcej podmiotów leczniczych, w tym szpitali.
[caption id="attachment_43076" align="alignnone" width="620"]Fot. Thinkstock/Getty Images Fot. Thinkstock/Getty Images[/caption]

Jednym z seriali osiągających szczyty popularności jest „Ranczo” pokazujące w nieco krzywym zwierciadle lokalne społeczności i bonzów nimi rządzących. Ile jest rzeczywistych rancz w całym kraju, odpowiedzieć sobie mogą mieszkający w powiatowej czy gminnej Polsce. A przecież to właśnie tam funkcjonuje największa liczba podmiotów leczniczych, w tym szpitali.

Wielu ekspertów i polityków toczy spory, czy utworzenie trzystopniowego systemu administracji samorządowej miało sens, czy system dwustopniowy, z pominięciem powiatów, nie byłby tańszy i efektywniejszy. Wątpliwości budzi także utworzenie aż tak dużej liczby powiatów. Niektórzy pamiętają boje ze społecznościami lokalnymi, dotyczące liczby województw, których pierwotnie miało być 12. Ponieważ trzeba było zawierać kompromisy, w kraju zaroiło się od powiatów liczących po 3–4 gminy i 40–50 tys. mieszkańców. A siła merytoryczna, a zarazem ekonomiczna takich powiatów była i jest stosunkowo niewielka. Ponieważ większość środków muszą one wydawać na utrzymywanie samych siebie, tzn. obowiązkowe instytucje podlegające powiatowi, to ich możliwości inwestycyjne, a także możliwości wsparcia swoich szpitali nawet po 2004 r. były i są nader skromne.

Jednocześnie dla powiatu, zwłaszcza niewielkiego, szpital jest jednym z najważniejszych zadań. Jest on najczęściej największym pracodawcą w powiecie, ponieważ nawet niewielki szpital tworzy zatrudnienie w różnych formach dla kilkuset osób. Chociażby z tego powodu, poprzez istotny w kolejnych wyborach elektorat, wszelkie problemy wokół szpitala rosną do rangi problemów politycznych. Z kolei narastające zadłużenie szpitala powoduje, że małe powiaty nie są w stanie im pomóc, gdyż nie dysponują ani takimi zasobami finansowymi, ani taką zdolnością kredytową, aby móc im skutecznie dopomóc. Te, które nierozważnie poręczały dla swoich szpitali kredyty, które w myśl kolejnych planów restrukturyzacyjnych miały te szpitale postawić na nogi, a następnie zostały przejedzone, same stanęły przed groźbą przekroczenia 60 proc. zadłużenia kolejnego budżetu. Poza zagrożeniem zarządem komisarycznym powodowało to drastyczne ograniczenie inwestycji powiatów na inne cele.

Ranczo w powiatowych wojenkach

Przekleństwem polskiej polityki, zarówno centralnej, jak i lokalnej, są międzypartyjne spory, które potrafią zniszczyć wszelkie racjonalne myślenie. To, co obserwujemy w telewizorach na sali sejmowej, to „pikuś” przy kalibrze sporów i jakości argumentów, które padają w polityce lokalnej. Przykre, ale z powodów opisanych wyżej właśnie szpitale są największym placem boju, który jest wykorzystywany do wojen toczonych pomiędzy rządzącymi a opozycją na szczeblu powiatów. A w powiatowych wojenkach argumenty są często znacznie bardziej trywialne, niż obserwowane na sali sejmowej. Ponieważ i tutaj działa klasyczny rytm wyborczy, co cztery lata elekcja, to wszelkie strategiczne decyzje są temu podporządkowane. W bieżącym roku, w którym są wybory samorządowe, nikt nie dokona niczego ważnego, choćby się waliło i paliło, zgodnie z zasadą „jakoś przeczekamy”. Jak wygramy, to w przyszłym roku będziemy działać, że ho, ho. Powoduje to, że tylko bardzo zdeterminowani samorządowcy podejmują decyzje strategiczne wykraczające poza ów czteroletni rytm.

No i co? No i mamy rok wyborczy

Mimo ewidentnie korzystnych efektów dokonanych posunięć można byłoby wykonać kilka kolejnych kroków. Ale spółka i fundacja stały się polem, na którym powiatowa opozycja postanowiła dołożyć zarządowi powiatu. Staliśmy się polem ataków medialnych prowadzonych przez sprzymierzoną z opozycją lokalną gazetę. Prostym efektem tego jest zejście na „linię Maginota” władz powiatu i zablokowanie wszelkich dalszych projektów. Wiem już, że do listopada nie zrobimy nic, co mogłoby chociaż domyślnie zostać uznane za kontrowersyjne. I kilka kolejnych miesięcy diabli wzięli. Jeżeli dodam jeszcze do tego fakt, że obecne władze powiatu są w sporze politycznym z władzami gminy, to nie powinno nikogo dziwić, że np. podatek od nieruchomości jest przez gminę bezwzględnie egzekwowany.

Jestem przekonany, że podobne problemy są codziennością dla wielu dyrektorów i prezesów powiatowych szpitali.
I mam zarazem wrażenie, że dla dobra pacjentów, ale też pracowników sektora należałoby zrobić coś, aby ich na przyszłość uniknąć.

Może by tak zmienić ranczera?

Jednym z podstawowych problemów przy tworzeniu sensownej sieci świadczeń jest heterogenność organów założycielskich. Ministerstwo Zdrowia, uczelnie medyczne, województwa, powiaty, w niektórych miejscach gminy oraz podmioty prywatne. Jak wśród tylu właścicieli znaleźć wspólny interes? To właśnie tego następstwem jest mnogość konkurujących ze sobą oddziałów, która nie przekłada się na jakość ich usług, ale na kolejne rozdrabnianie kontraktów, niewykorzystywanie kupionego za publiczne pieniądze sprzętu, marnowanie deficytowego kapitału ludzkiego. Może trzeba powrócić do tego, aby szpitale powiatowe stały się choćby częściowo własnością dominującego samorządu wojewódzkiego. Może propozycją rozwiązania byłby pomysł, który szpital w Miliczu zastosował przy prywatyzacji stacji dializ? Jakim problemem jest, aby szpitalne spółki, które jeszcze są publiczne, stały się współwłasnością samorządu powiatowego i wojewódzkiego. Niech władztwo w nich posiada samorząd wojewódzki, który z tych do tej pory zwalczających się klocków ułoży w końcu współgrającą orkiestrę. W umowie spółki można zaś umieścić zapis, że bez zgody właściwego powiatu szpitalnej spółki się nie zlikwiduje ani nie ograniczy jej działalności w sposób, na jaki nie da zgody społeczność lokalna.

Proponowane rozwiązanie jest oczywiście jednym z wariantów. Ma ono na celu doprowadzenie do możliwości wprowadzenia proponowanego przez Władysława Sidorowicza szwedzkiego modelu szpitala-matki, specjalistycznego szpitala sprawującego nadzór nad kilkoma mniejszymi rejonowymi szpitalami i komplementarnego, wzajemnego uzupełniania ich działalności. Na razie taka kooperacja systemowo nie istnieje i trudno liczyć, aby przy obecnym systemie finansowania i strukturze własnościowej kiedykolwiek nastąpiła. Możemy oczywiście odrzucić takie propozycje i po raz kolejny postawić na zdrową (?) konkurencję w mechanizmach rynkowych, ale zagrożeniem pozostanie to, że nadal będziemy mieć taką służbę zdrowia, jaką mamy obecnie.  

Pełen tekst artykułu można przeczytać w najnowszym, majowym wydaniu Służby Zdrowia

Szukaj nowych pracowników

Dodaj ogłoszenie już za 4 zł dziennie*.

* 4 zł netto dziennie. Minimalny okres ekspozycji ogłoszenia to 30 dni.

Zobacz także