W pakiecie antykolejkowym znalazły się także zmiany dotyczące funkcjonowania NFZ. Zakładają one, że to minister zdrowia będzie decydował, kto zostanie prezesem NFZ i kim będą dyrektorzy poszczególnych oddziałów. Również minister będzie decydował o konkursach na leczenie, kryteriach ofert itp. Rola NFZ będzie czysto techniczna. O to, czy jest to dobry pomysł, Alicja Dusza zapytała Andrzeja Kosiniaka-Kamysza, byłego ministra zdrowia i opieki społecznej.
Alicja Dusza: Czy to słuszny zapis, że to minister zdrowia będzie wybierał prezesa NFZ i tym samym będzie brał odpowiedzialność za całą służbę zdrowia?
Andrzej Kosiniak-Kamysz: 25 lat temu rola ministra zdrowia była inna. Zarządzał on wtedy służbą i ochroną w całym kraju, ale także pieniędzmi. Nie można być tylko odpowiedzialnym, a nie mieć kompetencji. Zgrzyty, jakie bywały na linii minister zdrowia‒prezes NFZ na pewno nie były korzystne dla systemu, dla ochrony zdrowia. Jeżeli minister zdrowia nie ma żadnego wpływu, a kreatorem jedynym jest Fundusz, to na pewno jest złe rozwiązanie. Doskonała współpraca między jednym a drugim musi rodzić konieczność określania kompetencji. I sądzę, że te kompetencje są zapisane przez ministra zdrowia w tym zapisie. Dlatego wierzę, że prezes NFZ nie będzie ubezwłasnowolniony, ale rola ministra będzie wyraźna i określona. Wszyscy wiemy, że obraz ochrony zdrowia kreuje NFZ. Ten się rozwija, ten istnieje, ten przeżywa, kto dostanie właściwy kontrakt. To musi być więc powiązane z polityką państwa wobec ochrony zdrowia, z systemem organizacyjnym, z rozwojem, a nawet zahamowaniem niekontrolowanego rozwoju niektórych opłacalnych działek ochrony zdrowia. To zjawisko wystąpiło w aptekach. (Rozmawiałem z min. Wojtczakiem, który za mojej kadencji był odpowiedzialny za prywatyzację aptek. To była pierwsza prywatyzacja w Polsce i była bardzo korzystna. Zastanawialiśmy się, co powinniśmy byli zrobić, aby nie doszło do obecnego kryzysu w aptekach. Ten rynek świetnie się rozwijał przez ostatnie 25 lat, natomiast od dwóch lat apteki mają kłopoty, ponieważ ich liczba była coraz większa i przekroczyła zapotrzebowanie. W tym przypadku mechanizmy rynkowe załamały się.
Dlatego uważam, że ścisłe skoordynowanie z konkretnymi kompetencjami, kto za co jest odpowiedzialny, jest potrzebne. Ten proces ewoluował, doszło do projektu ustawy, zobaczymy, jaki będzie przyjęty jej ostateczny tekst przez parlament.
Jak Pan ocenia pakiet onkologiczny i kolejkowy Arłukowicza?
Uczestniczyłem w wielu spotkaniach na ten temat, starałem się go przeanalizować, wnieść coś do niego. Zadanie jest bardzo trudne i kierunki na pewno są korzystne. Trzeba jednak dopracować szczegóły, których do sprecyzowania jest jeszcze wiele, aby życzenie pana premiera zostało spełnione i wykonane. Ale jest to kierunek, który trzeba kontynuować i starać się jak najmniej popełniać błędów. Współpracować z praktykami. I przede wszystkim starać się wyeliminować niepotrzebne wizyty. Rola lekarza rodzinnego w tym przypadku jest ogromna. Lekarz rodzinny rozliczany tylko z potencjalnych pacjentów powinien podlegać również, przy zwiększonych jego kompetencjach, jakimś relacjom między jakością, liczbą przyjętych pacjentów a płacą. Lekarz rodzinny zdecydowanie powinien mieć większe kompetencje i odciążyć specjalistów, aby tam nie tworzyły się kolejki. Duży procent osób, które zapisują się do specjalistów, robią to niepotrzebnie, bo ich problem mógłby rozwiązać lekarz rodzinny. Oczywiście tego nie da się wprowadzić jednym rozporządzeniem czy ustawą, niemniej jednak w tym kierunku należy zmierzać. Trzeba porządkować i unikać rzeczy niepotrzebnych, a następnie niekoniecznych.