Dlaczego zdrowie nie jest priorytetem politycznym i co zrobić, aby skuteczniej zarządzać polskim systemem ochrony zdrowia. Czy pierwszy zorganizowany przez Fundację Instytut Studiów Wschodnich, Pracodawców RP i Instytut Ochrony Zdrowia Szczyt Zdrowie może stać się nową płaszczyzną dialogu, który da początek zmianom i czy jest o czym rozmawiać – odpowiada Jacek Żakowski.
Jakie są Pana doświadczenia związane ze służbą zdrowia?
Bardzo dobre. Służba zdrowia w moim przypadku działa w systemie hollywoodzkim, znana twarz otwiera wszystkie drzwi. Miałem jednak przygodę z moją mamą. Mimo że lekarze, którzy się nią opiekowali, to moi życzliwi czytelnicy, to jednak wyszła ze szpitala z zakażeniem. Nawet jak się ma uprzywilejowana pozycję, pieniądze albo znajomości, to i tak ogólna mizeria służby zdrowia nas dopadnie.
Patrzy Pan na ochronę zdrowia w Polsce także przez pryzmat opowieści Pana znajomych, przyjaciół, rodziny, a więc osób, które nie mają znanej twarzy?
Te opowieści są oczywiście różne. Myślę, że często opieka nad pacjentem w małych miejscowościach jest znakomita. Korzystaliśmy kiedyś ze szpitala w Nidzicy i było fantastycznie. Widać było, że nie ma tam wielkich pieniędzy, ale najważniejszy jest pacjent. Porównanie takiego szpitala w Nidzicy ze szpitalami w Warszawie wypada katastrofalnie.
Dlaczego tak jest?
W małych społecznościach środowisko jest zakorzenione, lekarzom bardziej się chce, pieniądze są też więcej warte. Lekarz nie ma 14 posad tylko jedną. Nie wiem, czy w Warszawie są tacy lekarze. Badania amerykańskie sprzed kilku lat pokazały, że podwojenie pensji lekarzowi wszystkim się opłaca. Nie bierze on dodatkowych zajęć, popełnia dużo mniej błędów, bardziej kompetentnie leczy, nie jest przemęczony, ma czas porozmawiać z pacjentem i ogólnie koszty leczenia spadają. Jeśli pacjent nie jest przekonany, że lekarz się nim zainteresował, to potem najczęściej nie stosuje się do jego zaleceń. A jeśli tak jest, to rosną koszty medyczne i społeczne leczenia takiego pacjenta z powikłań.
To może ma rację minister Arłukowicz wzywając w swoim liście do lekarzy do empatii?
Oczywiście, że ma rację. To nie jest jednak kwestia nawoływania, ale zapewnienia warunków systemowych, w których lekarz może działać.
Często lekarze są ,,chłopcem do bicia”. Jak się ukaże informacje, że zarabiają krocie, to krytyce ich kompetencji nie ma końca. Dlaczego tak jest?
To są dobrze znane metody. W PRL-u gdy ekipa rządząca nie potrafiła czegoś załatwić, szukała, na kogo przekierować nienawiść. Przypomina mi się rok ’68, siada gospodarka, atakujmy więc Żydów jako winnych kryzysowi ekonomicznemu. Dziś jak nie lekarz, to agent. Zawsze można zrzucić winę na kogoś i skierować agresję w innym kierunku. Media są głupie, a społeczeństwo jeszcze się na to łapie, choć widzę, że coraz mniej.
A jednak sztuka dobrego PR-u bardzo się udaje kolejnym rządom. Czy zgodzi się Pan z opinią, że politycy wykonują jedynie ruchy pozorowane, ale boją się działań konkretnych w ochronie zdrowia?
Myślę, że mamy do czynienia z dwiema rzeczami. Z dramatyczną bezrefleksyjnością i brakiem kompetencji rządzących. W Polsce rządzą ludzie, którzy są polonistami, historykami, archeologami, ale nigdy nie studiowali polityki. Nie mają pojęcia, jak działają systemy społeczne. Francuscy politycy kończą Ecole Normale Supérieure, amerykanie Harvard albo Princeton. Wychodzą z uczelni z głową napakowana wiedzą o społeczeństwie i o mechanizmach, które rządzą systemami. Nasi wychodzą napakowani wiedzą, jak przebiegała minuta po minucie, bitwa pod Grunwaldem. Jak to się przekłada na rzeczywistość? Otóż politycy w Polsce łapią się na takie puste hasła jak np.: ,,Niech decyzje zapadają blisko obywatela”, a więc oddajmy szpitale samorządom. Dobrze, ale czym są te samorządy? To fajni faceci, ale kompletnie nie mają pojęcia o zarządzaniu służbą zdrowia. Dostają do zarządzania bardzo wrażliwy, kosztowny i trudny obszar. Nie mają pojęcia, więc próbują narzucić porządek wojskowy. ,,Ty tu staniesz, zoperujesz, dostaniesz 2 zł, źle zoperujesz – nie dostaniesz 2 zł”. Służba zdrowia to zbyt wrażliwa tkanka społeczna, aby sprowadzać ją do żołdackiego języka. Przyjęliśmy logikę ,,słabego księgowego” przy zarządzaniu wielkimi systemami takimi jak służba zdrowia, nauka czy kultura.
Politycy traktują ochronę zdrowia jako sektor, który musi generować wydatki, a nie ma żadnych korzyści. Minister zdrowia po wprowadzeniu ustawy refundacyjnej powiedział, że oszczędności będą przeznaczone na nowe terapie. Zaoszczędzono 2 miliardy i nie wiemy, na co je przeznaczono. Załatano jakąś dziurę w budżecie?
Ale co oni mierzą? Wydatki, nowe terapie? Ale czy mierzą efekty leczenia? Wydajność w pracy, zwolnienia z pracy? Nikt tego nie liczy. Weźmy taki przykład: osoba chora na POChP musi brać stale leki. Bez ich systematycznego przyjmowania zmienia się jej kondycja fizyczna, ale także sprawność intelektualna. Wyobraźmy sobie maszynistę pociągu, który choruje na tę chorobę i nagle wycofano refundację na jego lek. Nie stać go na to, aby dalej się leczyć. Brak leku powoduje, że jest mniej przytomny o 5-7% i stanowi realne zagrożenie dla innych ludzi. Może w pracy stracić przytomność i spowodować katastrofę. Często mówi się o Polsce resortowej. Ministerstwo Zdrowia ma oszczędzać, ale nikt nie patrzy, jakie to może wygenerować wydatki w ZUS-ie.
Co z tym zrobić? Trudno oskarżać ministra zdrowia o zły stan służby zdrowia, bo może robi on tylko tyle i tylko to, na co pozwala premier i minister finansów?
Oczywiście, że jest odpowiedzialny. Jeśli ktoś decyduje się być ministrem zdrowia, to odpowiada za swoje decyzje, a minister finansów nie może za bardzo wchodzić na jego poletko. To NFZ dyktuje warunki finansowe. Każe poświęcać lekarzom więcej czasu na biurokrację niż na wywiad z pacjentem. Moim zdaniem można by wykazać, ile tysięcy osób umarło, czekając na swoją kolejkę do zabiegu czy operacji albo dlatego, że zbyt późno trafili do lekarza bo ten zajęty był biurokracją. To Arłukowicz ponosi za to odpowiedzialność. Trzeba wyraźnie powiedzieć: „Panie ministrze, umarł człowiek, bo Pan nie zreformował systemu”.
Cały wywiad z Jackiem Żakowskim można przeczytać w czerwcowym wydaniu magazynu "Służba Zdrowia".