O to, dlaczego ratownicy są niezadowoleni z propozycji nowelizacji ustawy o PRM, pytamy wiceprezesa zarządu Społecznego Komitetu Ratowników Medycznych Andrzeja Koptę.
Projekt nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia nazywają Państwo bublem prawnym…
Nazywamy go bublem prawnym, dlatego że jest źle przygotowany i został oparty na złych założeniach. Systemu ratownictwa medycznego nie konstruuje się na podstawie czyjegoś „widzimisię”, tylko na podstawie badań i doświadczeń innych krajów. Bardzo dużo analiz prowadzą Brytyjczycy czy amerykańska armia. Dodatkowo kierunek rozwoju w pewnym stopniu określa strategia WHO dotycząca systemów ratownictwa medycznego w Europie. Oczywiście systemy różnią się i w pewnych obszarach trudno z porównań wyciągnąć istotne wnioski. SKRM porusza więc problemy, co do których wypracowano już powinien konsensus. Na dzień dzisiejszy jesteśmy w stanie znacznie zredukować liczbę zgonów do uniknięcia, wprowadzając sprawdzone zmiany. Zdaje się, że polskie Ministerstwo Zdrowia nie wie w ogóle o istnieniu wspomnianych dokumentów, a na urzędnikach fakt, że możemy ratować skuteczniej, zachowując ten sam poziom kosztów, nie robi specjalnego wrażenia.
Jakie błędy Państwa zdaniem zawiera ten projekt?
Nie odpowiada nam szereg zaproponowanych rozwiązań. Mówiąc wprost, są one niebezpieczne, sprzeczne ze wspomnianą strategią lub dowodami płynącymi z badań. Przykładem mogą być osławione już standardy postępowania w fazie przyszpitalnej wydawane na podstawie art. 43. WHO, który jasno określa, że należy podnosić jakość przez wdrażanie i wspieranie tego typu standardów. Tymczasem Ministerstwo Zdrowia proponuje ich wykreślenie. Co gorsza urzędnicy uzasadniają swoje stanowisko nieistniejącymi już standardami kształcenia dla kierunku ratownictwo medyczne. Przypominamy Ministerstwu, że zmieniły się zasady kształcenia na kierunku ratownictwo medyczne i wypadałoby, aby Ministerstwo, nowelizując zapisy prawne, nie powoływało się na przepisy nieistniejące. Pokazuje to, na jakim poziomie merytorycznym przygotowuje się w Ministerstwie tego typu zmiany.
Spośród kilkunastu punktów, które nam nie odpowiadają, kolejny to składy zespołów ratownictwa medycznego. Zwracaliśmy uwagę na dwa problemy. Pierwszy to kwalifikacje kadr, które należy rozwijać, wspierając edukację zarówno lekarzy, ratowników medycznych, jak i pielęgniarek. W tym obszarze pojawiło się jedyne logiczne założenie ustawy – państwowy egzamin z ratownictwa medycznego dla ratowników medycznych. Pytanie więc, co mają na myśli urzędnicy Ministerstwa, którzy chcą do zespołów medycznych wprowadzać osoby po kursie pierwszej pomocy? Problemem jest też funkcjonowanie dwuosobowych zespołów ratownictwa medycznego. Skuteczność tych zespołów wedle badań jest w pewnych sytuacjach nawet o 60% procent niższa. Problem można rozwiązać na kilka, jak nie kilkanaście sposobów, np. przez dołożenie osoby wykonującej medyczne czynności ratunkowe bądź przez podpisanie stosownych porozumień ze strażą pożarną. Ale nikt nad tym się nie pochylił.
Drażni nas zaproponowana koncepcja nadzoru nad zawodem ratownika medycznego. My naliczyliśmy w tej ustawie około ośmiu instytucji, które będą się tym zajmowały. Żadna z nich nie ma pojęcia o praktycznym wymiarze wykonywania tego zawodu, bo są to m.in. wojewodowie, minister zdrowia, przedsiębiorcy i starostowie. Odpowiedź na pytanie, na ile skuteczny będzie nadzór realizowany przez tak wiele instytucji, nasuwa się sama. Wcześniej Ministerstwo Zdrowia stało na stanowisku, że zawód ratownika medycznego nie należy do grupy zawodów zaufania publicznego. Zapytaliśmy więc o to autorytety prawa (później pojawił się projekt ustawy o zawodzie ratownika medycznego), którzy stwierdzili jednoznacznie, że Departament Ratownictwa Medycznego znowu jest w błędzie. Zgodnie z Konstytucją i wyrokami Trybunału Konstytucyjnego RP, nad tego typu grupą zawodową czuwać powinien samorząd. Spodziewałem się, że może to być punkt sporny między nami a Ministerstwem, ale nie myślałem, że pojawi się ich tak wiele i to w oczywistych obszarach.
Takim oczywistym obszarem dla nas był punkt dotyczący wykonywania medycznych czynności ratunkowych poza systemem ratownictwa medycznego. Straż pożarna zatrudnia ponad 1400 ratowników medycznych i realizuje ponad 1000 wyjazdów do zdarzeń medycznych. Ci ludzie są zatrudniani tam po to, aby udzielać pomocy medycznej poszkodowanym, gdy nie ma karetki w miejscach, do których karetka nie jest w stanie dotrzeć albo w wypadkach masowych. To samo dotyczy wojska, w którym wedle badań US Army 53% zgonów potencjalnie możliwych do uniknięcia związanych było z brakiem właściwego wyposażenia oraz poziomu udzielanej pomocy. W związku z tym w wojsku powinni być zatrudniani ratownicy medyczni mający udzielać pomocy żołnierzom na froncie lub w jednostkach ewakuacji medycznej. Ministerstwo ma jednak swoją, śmiałą koncepcję. Zgodnie z nią ratownicy medyczni mają udzielać pomocy w takim zakresie, jak każdy obywatel i do poważnych zdarzeń wzywać… karetki na miejsce zdarzenia. Przypomnę, że mówimy o konflikcie zbrojnym na terenie bądź poza granicami naszego kraju, wypadkach masowych bądź działaniu w strefie, do której zespoły ratownictwa medycznego nie mogą dotrzeć.
Błędów w propozycji nowelizacji, o których mówi środowisko, jest dużo. Słuchając Pana, odnoszę wrażenie, że ratownicy sobie, a Ministerstwo sobie. Tak jakby resort zdrowia w ogóle nie wziął pod uwagę głosów płynących ze środowiska?
Błędów jest mnóstwo, a przeczytać o nich można w dokumencie zawartym na naszej stronie internetowej. Mam wrażenie, że mimo prowadzonych od trzech lat dyskusji, ludzie w Ministerstwie albo nie chcą zrozumieć, albo nie rozumieją pewnych problemów. Ten kształt zapisu ustawy udowadnia jednoznacznie, że nawet jak pojawia się chęć rozwiązania tych problemów na poziomie politycznym, i nowelizacja dostaje zielone światło, to nie ma w departamencie ratownictwa medycznego merytorycznych osób, które mogłyby przygotować taką ustawę. Zaczynamy ostro mówić, że dialog nie ma sensu, jeśli nie będą w nim uczestniczyły merytorycznie przygotowane osoby, bo nic z niego nie wynika. A dobre zmiany w systemie można przygotować w tydzień. Trzeba jednak mieć o tym jakiekolwiek pojęcie.
Czytaj także: 10 rzeczy, kórych nie wiecie o Ewie Kopacz