Na różnego typu spotkaniach, konferencjach, podczas licznych rozmów i wywiadów bardzo często zadawane są pytania o to, co należy zmienić w opiece zdrowotnej, w jakim kierunku powinniśmy ją reformować, jakie decyzje należałoby podjąć w pierwszej kolejności itp. W tych zadawanych publicznie pytaniach zaszyte są dwie tezy przyjmowane jako pewniki, a mianowicie stwierdzenie faktu, że system działa źle i należy go naprawić oraz to, że zadający pytanie i słuchacze lub czytelnicy chcą, aby ten system naprawić. Co do pierwszej tezy, ja też uważam, że funkcjonujący system opieki zdrowotnej wymaga głębokiej reformy i naprawy. Natomiast nie jestem już tak pewny tego, że wszyscy chcą tej naprawy, a nawet więcej, wydaje mi się, że tak naprawdę niewiele środkowisk chce jej autentycznie. Niejednokrotnie przedstawiałem i nadal przedstawiam szereg pomysłów na to, jak naprawić system opieki zdrowotnej, ale gdy rozważam, na kim mógłbym się oprzeć, wdrażając zmiany, które zawsze dla kogoś będą przykre lub bolesne, to widać pustkę dookoła.
Tak naprawdę naprawy systemu oczekują ci obywatele, którzy stali się pacjentami, bo na razie zdrowym jest to najczęściej obojętne. Również aktualni pacjenci zajęci doraźnym problemem naprawy swojego zdrowia nie stworzą żadnej zorganizowanej siły społecznej, bo przecież czują się źle i nie w głowie im jakieś działania reformatorskie. Mogliby grupę nacisku stworzyć byli pacjenci, którym się poprawiło, ale najczęściej są oni zadowoleni, że im się jakoś udało i tylko podczas małych spotkań rodzinnych lub towarzyskich opowiadają swoje często dramatyczne przygody, jakie ich spotkały. Opowiadają też, ile to pieniędzy musieli wydać, aby ruszył tak nasmarowany mechanizm. Ale i oni nie są chętni dzielić się szerzej tymi informacjami. Pacjenci w ogóle wydają się już pogodzeni ze swoim losem. Proszę zwrócić uwagę, z jakim spokojem przyjęto fakt szczególnie wysokiej śmiertelności chorych na COVID-19. Gdyby system opieki zdrowotnej działał lepiej, uniknęlibyśmy co najmniej kilkunastu tysięcy zgonów. Ale cóż, zmarli milczą, a ci, co przeżyli cieszą się, że żyją.
Czy naprawą systemu są zainteresowani pracownicy ochrony zdrowia? Główny postulat pracowników ochrony zdrowia to więcej pieniędzy i wyższe zarobki. Czas epidemii wywindował niektóre zarobki niezwykle wysoko i to niezależnie od ilości i jakości pracy ich beneficjentów. Charakterystyczne dla naszego systemu niejasne i chaotycznie działające struktury organizacyjne czasem pozwalają i poza czasem epidemii na uzyskiwanie sporych zysków. W tym bałaganie i w tej mętnej wodzie czasem nieźle się łowi. Ciągle utrzymujące się, a nawet wydłużające kolejki to przecież wymarzony pretekst do załatwiania. Proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby naraz zniknęły kolejki i pacjenci przyjmowani byliby na bieżąco, tak jak przychodzą. Toż to prawdziwy horror. Bankructwo groziłoby wszystkim firmom oferujących pseudoubezpieczenia, abonamenty, a cały sektor tzw. prywatnej ochrony zdrowia pogrążyłby się w rozpaczy, bo przecież dla niego im gorzej w systemie publicznym, tym lepiej.
Czy dobrą reformą ochrony zdrowia może być zainteresowane środowisko lekarzy rodzinnych? Przecież tak naprawdę model lekarza rodzinnego będącego przewodnikiem dla pacjenta w Polsce już od dawna nie funkcjonuje. Lekarze rodzinni ponownie przekształcili się w lekarzy rejonowych z systemu Siemaszki i ani im w głowie powrót do tego, co było wdrażane i promowane w latach 90. Generalnie chodzi przecież o to, aby było więcej pieniędzy za mniej pracy. I tak ma być. A lekarze specjaliści? Przecież w normalnym systemie ich prywatne przychodnie specjalistyczne przestałyby pełnić funkcję przepustek do publicznego leczenia szpitalnego, więc nie spodziewajmy się po nich zapału do zmian.
Nie wyjaśniam już, dlaczego śmiem twierdzić, że autentycznym uzdrowieniem systemu ochrony zdrowia nie są zainteresowani ani wyżej wymienieni, ani ordynatorzy szpitali publicznych, w tym w szczególności kierownicy renomowanych klinik. Nie są zainteresowane prywatne szpitale specjalistyczne z przyczyn jak wyżej, zmianami nie jest również zainteresowane środowisko obsługujące instytucje ochrony zdrowia, czyli sprzedające aparaturę i sprzęt medyczny, ani firmy produkujące sprzęt rehabilitacyjny, nie są zainteresowane firmy farmaceutyczne dostarczające między innymi darmowe leki 75+, leki do programów lekowych. Jedynym środowiskiem zainteresowanym autentyczną poprawą działania systemu ochrony zdrowia w Polsce wydają się niektórzy menedżerowie, którzy na własnej skórze odczuwają mankamenty jej funkcjonowania, ale jest ich zbyt mało, a części z nich jest jednak dobrze i w tym bałaganie.
Czy jest więc sens proponowania zmian, których prawie nikt nie chce? No, chyba że będą to propozycje na kolejne beneficja, jak np. ustawa o rozwoju szpitali.