Gdy w 1960 r. pojawiła się pierwsza hormonalna tabletka antykoncepcyjna, zmieniło się wszystko i… nie zmieniło się nic.
Wszystko – gdyż nigdy wcześniej zapobieganie ciąży nie było tak proste. Wystarczyło, że kobiety będą pamiętać o połknięciu małej tabletki, nazwanej pigułką, rozwiązując – jak sądzono – swoje dotychczasowe wielkie problemy: lęku przed niepożądaną ciążą, powikłań aborcji, poczucia winy z powodu porzuconych dzieci czy „zmarnowanego” z ich powodu życia. I nie zmieniło się nic. To na kobietach – jak dawniej, spoczywała troska o zabezpieczanie się, to kobiety ponosiły ryzyko niepełnej skuteczności metody, i to kobiety zaczęły odczuwać konsekwencje zdrowotne wynikające z jej stosowania.
Antykoncepcja jest tak stara jak ludzkość. Jeden cel – uniknięcie niechcianej ciąży, różne uzasadnienia, oceny moralne i metody składają się na historię ludzkiej cielesności i ducha czasów. Podczas gdy w ocenach moralnych uwidoczniła się polaryzacja stanowisk – „za” lub „przeciw”, w zakresie metod ujawniła się daleko idąca różnorodność. Tak dalece, że aż dziw bierze, że ludzkość jeszcze istnieje.
Jedną z pierwszych metod był stosunek przerywany. Świadome zastosowanie go jako środka zapobiegającego zapłodnieniu miało miejsce wówczas, gdy ludzie powiązali akt płciowy z prokreacją, co w zamierzchłych czasach nie było tak oczywiste. Niewątpliwą zaletą coitus interruptus była prostota „technologiczna” – metoda ta nie wymagała stosowania specjalnych urządzeń czy substancji. Ale miała także wady; uzyskanie zadowalającego poziomu skuteczności zmuszało mężczyznę do opanowania właściwej „techniki” – umiejętności sprawowania kontroli nad ciałem. Być może dlatego to mężczyźni, chcąc wyzwolić się spod niewoli kontroli, byli zwykle tymi, którzy zapładniali ludzkość koncepcjami na antykoncepcję?
Już w starożytności zdawano sobie sprawę z życiodajnych właściwości męskiego nasienia. Platon pisał, że posiada ono duszę – pneuma, która chce się wydostać, aby zapoczątkować nowe życie. Nasienie podczas stosunku miało łączyć się z nasieniem żeńskim, prowadząc do zapłodnienia. Jak więc unikano niechcianej ciąży? Po prostu wprowadzając różnorakie przeszkody na drodze nasienia bądź usuwając je z narządów rodnych kobiety. Popularne były irygacje pochwy czystą wodą lub z domieszką octu czy soku z cytryny. Niektóre kobiety opanowały metodę „wyrzucania” nasienia przez napinanie mięśni brzucha.
Skuteczne i doskonalone przez wieki okazały się wszelkiego rodzaju kapturki zakładane na szyjkę macicy. Początkowo korzystano z tego, co było pod ręką; odpowiednio spreparowana łupina orzecha, połówka owocu granatu czy cytryny przez długi czas stanowiły wystarczającą zaporę dla życiodajnego nasienia. Ewolucja kapturka w kierunku sprzętu bardziej zaawansowanego technologicznie miała miejsce w XIX w.; berliński lekarz – Friedrich A. Wilde, w 1838 r. jako pierwszy zaproponował zastosowanie krążka dopochwowego w postaci dopasowanego gumowego kapturka. W 1881 r. niemiecki lekarz Wilhelm A. Mensing wymyślił półkolistą, pustą w środku, gumową wkładkę, przytrzymywaną w drogach rodnych przez sprężynkę. Urządzenie, nazwane mało romantycznie – pesarium okluzyjne, znane było jako „holenderska czapeczka”. Ostatecznie przyjęła się nazwa – metoda Mensinga.
Pomysł umieszczania w drogach rodnych różnych przedmiotów szedł czasem dalej „niż tylko do pochwy”. Już w starożytności zauważono, że ciało obce w macicy powoduje niepłodność. Umieszczano więc w niej kawałki kości, drewna, guziki, włosie, srebrne nici, złote kulki. Być może te wielowiekowe tradycje doprowadziły niemieckiego lekarza Ernsta Gräfenberga (tego od punktu „G”) do wynalezienia w 1928 r. pierwszej, wykonanej ze srebra, spirali.
Choć w starożytności nie wiedziano nic o plemnikach, to traktowanie nasienia jako czegoś żywego, doprowadziło do wymyślenia środków mających nasienie „zabić”. Tak powstały preparaty chemiczne, najpierw pochodzenia naturalnego, potem syntetyczne. Pełniły one także funkcję mechaniczną; przybierając postać lepkiej mazi unieruchamiały pędzące do celu plemniki. Wykorzystywano różnorodne substancje. Popularne było smarowanie okolicy szyjki macicy mieszaniną oleju z drzewa cedrowego, oliwy i kadzidłowca lub maści ołowiowej.
Stosowano gąbki lub tampony nasączane solą, miodem lub oliwą. W użyciu były kulki lepione z odchodów krokodyla i miodu, lniane pasemka impregnowane sfermentowanym sokiem akacjowym, mieszanki węglanu sodu z miodem, wodą, octem, sokiem z cytryny, ekstraktem mahoniowym, z domieszką cykuty i zielonej herbaty, gąbki morskie nasączone jodyną, chininą, alkoholem. Rozwój środków plemnikobójczych miał miejsce w XVIII w. dzięki odkryciom dokonanym w XVII w. przez A. van Leeuwenhoeka; używając mikroskopu dostrzegł on w nasieniu, żwawo poruszające ogonkami, małe „żyjątka” – plemniki. Sprawa zapłodnienia wciąż nie była jasna; na odkrycie „drugiej połówki” trzeba było poczekać do 1827 r., kiedy K. E. von Baer opisał komórkę jajową. W XIX w. popularnością cieszyły się czopki dopochwowe z kakao, gliceryny i chininy – nie były zbyt komfortowe w użyciu, wywołując podczas stosunku uczucie lepkości. Produkcję proszków i żeli dopochwowych o właściwościach plemnikobójczych na „skalę przemysłową” rozpoczęto na początku XX w.
A prezerwatywa? Pierwsze prezerwatywy chroniły raczej przed chorobami wenerycznymi niż niechcianą ciążą; jako metoda antykoncepcyjna zaczęły być stosowane dopiero w XVIII w. Do końca nie wiadomo, kto jest wynalazcą kondomu. Może był nim doktor Condom – nadworny lekarz króla Karola II Stuarta? Karol II, mężczyzna ogromnego apetytu seksualnego, miał wielu pochodzących z nieprawego łoża potomków. W celu zahamowania (oczywiście, bez konieczności wejścia na drogę ascezy) tego niekontrolowanego przyrostu naturalnego zwrócił się do swego lekarza o pomoc. Ten w 1656 r. wymyślił kondom, wykorzystując wysuszony pęcherz zwierzęcy, stosowany wówczas do produkcji wędlin.
Pojawiają się też inne nazwiska; jednakże nikt – co w medycynie jest rzadkością – nie przyznał się do kondomu, nie walczył o palmę pierwszeństwa wynalazcy – albowiem prezerwatywa kojarzyła się ze sprawą wstydliwą – z chorobą weneryczną. Celem jej używania było zapobieganie chorobom Wenery – ale u mężczyzn. Chorobami wenerycznymi u kobiet nikt się wówczas specjalnie nie przejmował. Tak jak „przerzucano się” nazwami dla chorób wenerycznych: choroba francuska czy angielska, tak i prezerwatywie nadawano różne nazwy: we Francji nazywano ją „angielską czapeczką” lub „angielskim płaszczem”, w Anglii – „francuską peleryną”. Prezerwatywy wykonywane były z różnych materiałów: kozich lub rybich pęcherzy, rybich płuc, jelit przeżuwaczy, natłuszczonego papieru, lnu, aksamitu, jedwabiu, skorupy żółwia, rogów, skór zwierząt. Kondomy były początkowo wielorazowego użytku; sprzedawano je wraz ze wskazówkami prania i konserwacji. W XVIII w. prezerwatywy były jeszcze luksusem, ale w sprzedaży były także prezerwatywy używane – dla uboższej ludności – takie kondom „second hand”.
W latach 60. XIX w. w USA na łamach „New York Times” pojawiła się pierwsza reklama prezerwatywy – na krótko jednak, albowiem reklamowanie i pisanie o środkach antykoncepcyjnych było zakazane. Zmiana stosunku do prezerwatywy w Ameryce nastąpiła po doświadczeniach I wojny światowej, kiedy to wielu amerykańskich żołnierzy wróciło do domu z „pamiątką” – chorobą weneryczną. W latach 30. XX w. w USA produkowano ponad milion kondomów dziennie; antykondomowe przepisy utrzymały się do lat 60. XX w., kiedy to pojawiła się pigułka.
Udział w jej wynalezieniu miało wiele osób. W historii zapisała się pochodząca z wielodzietnej rodziny irlandzka pielęgniarka – Margaret Sanger. W pracy spotykała się ona z licznymi kobietami, dla których jedyną dostępną metodą „antykoncepcyjną” była aborcja albo tymi, które rodziły kolejne niechciane dzieci. W 1914 r. stwierdziła, że rozwiązaniem może być planowanie rodziny. W 1916 r. otworzyła pierwszą w USA klinikę planowania rodziny, którą wkrótce musiała jednak zamknąć. Społeczeństwo amerykańskie nie było jeszcze przygotowane na rewolucję obyczajową. Ale ułatwić ją miały, dokonujące się w kolejnych latach, odkrycia naukowe.
W latach 20. L. Haberlandt i O. Fellner zauważyli, że podawanie zwierzętom wyciągów steroidów powoduje zahamowanie płodności. W latach 30. Haberlandt zaproponował podawanie hormonów w celu kontroli urodzeń; opracował wyciąg – Infecundin, którego jednak nie zdążył wprowadzić do użytku. W latach 40. chemik R. E. Marker rozwiązał problem otrzymywania w dużych ilościach progesteronu z pochrzynu. Badania nad biologią rozrodu prowadzili także G. Pincus i M. C. Chang. Przełomem okazało się spotkanie M. Sanger i G. Pincusa z Katharine McCormick – inteligentną, wykształconą kobietą, zamożną fundatorką, która wyasygnowała środki na badania nad tabletką antykoncepcyjną. Do testów na ludziach zatrudniony został lekarz z Uniwersytetu Harvarda – John Rock. Pierwszym pacjentkom próbny lek – syntetyczne progestageny – podano w 1954 r. Rok później – Pincus i Chang – na posiedzeniu International Planned Parenthood w Tokio ogłosili odkrycie doustnej tabletki hormonalnej zapobiegającej zapłodnieniu. Rewolucja w medycynie stała się faktem. Rewolucja społeczna dokonała się w 1960 r. gdy do aptek trafiła pigułka o nazwie handlowej Enovid.
W Polsce pigułka pojawiła się w latach 60. XX w.; początkowo dostęp do niej mieli wyłącznie lekarze i pacjentki z wybranych ośrodków ginekologicznych. Pierwszą pigułkę polskiej produkcji – Femigen – wypuszczono na rynek w 1969 r. W latach 60. XX w. zaczęły pojawiać się doniesienia o skutkach ubocznych hormonalnej antykoncepcji. Sprzedaż jednak rosła, pigułka doskonaliła się, zmieniała świat i kobiety. W styczniu br. opublikowano wyniki badań wskazujące na zwiększone o 90 proc. ryzyko zachorowania na glejaka mózgu u kobiet, które w młodym wieku przez 9 lat stosowały antykoncepcję hormonalną. Jakie więc czekają nas nowe koncepcje na antykoncepcję?
Źródło: "Służba Zdrowia"