Wiceminister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko odpowiadała, że Polska z testami na koronawirusa nie odstaje od innych krajów i postępuje w tej sprawie zgodnie z wytycznymi WHO.
W czwartek posłowie zadawali przedstawicielom rządu pytania, związane przede wszystkim z pandemią koronawirusa.
Posłowie Koalicji Obywatelskiej zarzucali rządowi, że w Polsce nie wykonuje się wystarczającej liczby testów, a jedyną metodą walki z epidemią jest izolacja i zamknięcie niemal całej gospodarki, wygaszenie aktywności społecznej. Posiłkowali się opiniami ekspertów, że skuteczną walką z wirusem jest testowanie ludzi, przede wszystkim pracowników ochrony zdrowia. – U nas personel medyczny zamiast leczyć, stał się źródłem zakażeń – mówił Sławomir Nitras.
- W Polsce przeprowadza się w tej chwili około czterech tysięcy testów na milion mieszkańców, są kraje, w których wskaźnik wynosi 148 tysięcy na milion, a średnia dla Europy to kilkanaście tysięcy na milion mieszkańców – przekonywała jego klubowa koleżanka Katarzyna Lubnauer.
Wiceminister Szczurek-Żelazko w odpowiedzi stwierdziła, że testy w Polsce wykonuje się zgodnie z wytycznymi WHO. Zaznaczyła, że według przyjętych standardów testom poddaje się osoby, które miały kontakt z osobą zakażoną oraz osoby, które mają typowe objawy choroby. - Każda osoba, która przebywa w kwarantannie również ma wykonywane testy. Takie są zalecenia WHO – zapewniła.
Testowanie osób przebywających w kwarantannie, jeśli nie mają objawów zakażenia, jest jednak wyjątkiem, nie regułą. Regułą są odmowy przeprowadzania testów, jakie zgłaszające się osoby słyszą od pracowników sanepidu lub przesuwanie terminu w czasie (o tym, by do przebywających na kwarantannie sanepid zgłaszał się z własnej inicjatywy, raczej nie ma mowy, choć minister zdrowia w połowie marca rzeczywiście zapowiadał, że testy będą przeprowadzane u wszystkich kierowanych na kwarantannę). Problemem są m.in. mobilne zespoły, które mają pobierać wymazy – jest ich zbyt mało w stosunku do potrzeb, a przebywający w kwarantannie nie mogą opuszczać mieszkania i udać się do szpitala na pobranie testu bez zgody sanepidu.
Prawo i Sprawiedliwość odrzuca również pomysł przeprowadzania regularnych, cyklicznych testów pracowników medycznych. Wiceminister Szczurek-Żelazko oceniła, że obowiązujące w tej chwili rozwiązanie, czyli zarządzenie prezesa NFZ, na mocy którego każdy szpital, który posiada właściwe laboratorium diagnostyczne „może wykonywać badania zarówno dla pacjentów, jak i pracowników, i te badania są w stu procentach finansowane jako odrębny produkt przez NFZ”, w połączeniu z umożliwieniem wykonywania testów pracownikom, którzy mają objawy bez konieczności wykazania kontaktu z zakażonym oraz tym, którzy mieli bliski kontakt z zakażonym po upływie siedmiu dni, są wystarczające.
Wiceminister informowała posłów również o rosnącej przepustowości laboratoriów, które w tej chwili mogą wykonywać około 20 tysięcy testów na dobę. Problem polega na tym, że nie wykonują – od kilku tygodni ministerstwo przekazuje optymistyczne informacje o zwiększającej się mocy testowania w laboratoriach, ale liczba wykonywanych testów nie osiąga nawet 75-80 proc. przepustowości. Przykład? W czwartek wykonano testów 12,5 tysiąca. Dużo więcej niż w poprzednich dniach (w środę było to ok. 8,6 tysiąca) – ale znacząco poniżej możliwości laboratoriów. W dodatku mamy za sobą świąteczne dni, w których laboratoria pracowały – dosłownie „na ćwierć gwizdka”, wykonując 4,6-5,6 tysiąca testów.
Beata Małecka-Libera: Wykonujemy za mało testów na koronawirusa