W czwartek padł rekord zakażeń koronawirusem. MZ poinformowało na Twitterze o 1136 nowych i potwierdzonych przypadkach zachorowań z województw: małopolskiego (183), mazowieckiego (149), pomorskiego (143), śląskiego (110), łódzkiego (84), wielkopolskiego (84), podkarpackiego (62), dolnośląskiego (58), lubelskiego (58), kujawsko-pomorskiego (41), podlaskiego (38), świętokrzyskiego (36), zachodniopomorskiego (28), warmińsko-mazurskiego (23), lubuskiego (20), opolskiego (19).
O ocenę sytuacji epidemiologicznej w kraju poprosiliśmy dr Tomasza Dzieciątkowskiego, wirusologa z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
- Nie ma nic dziwnego we wzroście zakażeń koronawirusem. Z upływem czasu liczba zakażeń może rosnąć. Nie jestem takim pesymistą jak prof. Włodzimierz Gut z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, który powiedział, że jeśli liczba zakażeń w Polsce przekroczy 1000 to będzie dramat. Trzeba zachować ostrożność. Jeśli zacznie nakładać się na te zakażenia sezon grypowy, to może być duże obciążenie dla systemu opieki zdrowotnej. Należy przeprowadzić dokładną analizę epidemiologiczną, aby poznać powód wzrostu zakażeń. Może być to związane z miejscami pracy, organizowaniem wesel, imprezami masowymi czy powrotem dzieci do szkół - powiedział Dzieciątkowski. - Od trzech tygodni testujemy pacjentów objawowych. W związku z tym obecny system pomija osoby skąpo objawowe czy bezobjawowe. Można zatem przypuszczać, iż skala zakażeń w Polsce jest kilkukrotnie większa. Jest to zgodne z trendami, które obserwuje się w całej Europie - dodał.
Zdaniem wirusologa należy unikać skupisk ludzi i przestrzegać zasad higieny.