Jeszcze nie dopełniła się klęska, jaką są zmagania Ministerstwa Zdrowia z epidemią koronawirusa, a już nasi specjaliści od klęsk planują następne światłe przedsięwzięcia. Od kilku miesięcy tu i ówdzie na salonach mówi się o kolejnej inicjatywie ministerstwa zmierzającej do dalszej centralizacji naszego systemu opieki zdrowotnej polegającej na likwidacji i tak już znacznie ograniczonej samodzielności oddziałów Narodowego Funduszu Zdrowia.
Po dokonaniach ministra Radziwiłła wydawało mi się, że dosięgnęliśmy już szczytu działań centralizacyjnych, a tymczasem nie doceniłem inwencji naszych kreatorów kolejnych klęsk i niepowodzeń. Kolejna zmiana ma polegać na tym, że poszczególne oddziały NFZ staną się komórkami organizacyjnymi jednej firmy, czyli Narodowego Funduszu Zdrowia, a tymi terenowymi oddziałami nie będą zarządzać dyrektorzy, lecz pełnomocnicy prezesa.
Nie widać końca walki z epidemią w Polsce. Przebieg zakażeń pokazuje, że z epidemią radzimy sobie najgorszej spośród państw Unii Europejskiej. Równie nieudolnie jak my radzi sobie w Europie – jak na razie – Białoruś i Mołdawia. Wydaje się, że Ukraina i Rosja, które równie źle radziły sobie z epidemią opanowały sytuację i powoli zmierzają w kierunku zmniejszania liczby zakażeń. Natomiast nasz model przebiegu epidemii jest do złudzenia podobny do przebiegu Covid-19 w Szwecji.
Sęk w tym, że Szwecja dokonała w tym zakresie świadomego wyboru i wydaje się, że popełniła błąd. My natomiast podobno wypłaszczaliśmy przebieg zakażeń z takim skutkiem, że najwyższa dzienna zachorowalność wystąpiła u nas po prawie trzech miesiącach trwania epidemii i końca tego „spektaklu” nie widać. Patrząc na krzywą przebiegu zachorowań, można odnieść wrażenie, że epidemia przebiega u nas tak, jakby rząd nic w tym zakresie nie robił.
To, że mamy mniej zakażeń i że śmiertelność jest u nas kilkunastokrotnie niższa, aniżeli we Włoszech, Hiszpanii, Francji i innych krajach Europy Zachodniej nie jest żadną zasługą ministerstwa, lecz wynika z tego, że tak właśnie przebiegają te zjawiska we wszystkich krajach Europy Środkowej i Wschodniej.
Niektórzy wiążą to z występującym w tych krajach obowiązkiem szczepień przeciw gruźlicy. Na razie śmiertelność w Polsce wynosi 30 zgonów na 1 milion mieszkańców, a w krajach Europy Zachodniej zbliża się do 400 zgonów na 1 milion. Z innymi krajami porównywać się możemy jedynie w ramach tych bloków państw. Podobną śmiertelność jak my mają na przykład Czesi, ale w Słowacji wynosi ona 5 zgonów na 1 milion. Tak więc porównywanie sytuacji w Polsce i we Włoszech wynika albo z niewiedzy, albo z chęci manipulowania danymi.
W czasie zmagań z epidemią ujawniła się z całą mocą niezdolność Ministerstwa Zdrowia do kierowania wielkimi przedsięwzięciami. Ministerstwo nie potrafiło zmobilizować i usprawnić funkcjonowania służb sanitarno-epidemiologicznych. To, że tu i ówdzie funkcjonowały one dobrze, wynikało z umiejętności kierowniczych poszczególnych osób. Ministerstwo nie potrafiło zorganizować wydolnego systemu pobierania wymazów, nie potrafiło zorganizować odpowiednio wydolnej sieci placówek izolacyjnych i wreszcie do tej pory nie zorganizowało wydolnej i adekwatnej do potrzeb sieci laboratoriów.
Wydawałoby się, że po tych wszystkich klęskach ministerstwu wywietrzeją z głowy pomysły dalszej centralizacji systemu, którym i tak już nie potrafi zarządzać. Tymczasem nie, oni naprawdę chcą system jeszcze bardziej scentralizować.
To tak jak w przypominanym przeze mnie wielokrotnie przykładzie konia Boksera z Folwarku zwierzęcego Orwella, który na każde niepowodzenie reagował postulatem, że trzeba jeszcze więcej pracować, aż w końcu zdechł z przepracowania. Reakcja ministerstwa na kolejne niepowodzenia związane z kierowaniem systemem opieki zdrowotnej przypomina, niestety, reakcje Boksera.
Chyba że w tym wszystkim wcale nie o to chodzi, aby lepiej zarządzać, ale o to, aby mieć bardziej bezpośredni wpływ, na przykład, na sposób dystrybucji pieniądza dla poszczególnych świadczeniodawców, bo niemoc w tym zakresie denerwowała wielu poprzednich ministrów. A jeśli tak, to już wszystko staje się jasne.
Źródło: „Służba Zdrowia” 6/2020