Izabeli Leszczynie na pewno należy się uznanie i ocena pozytywna, choć niezbyt wysoka (dopuszczająca z plusem, a może nawet słabe „dostatecznna”) za pracowitość, ambicję i odwagę, nie zapominajmy wszak, że tłumu chętnych na stanowisko ministra zdrowia nie było. To tyle tytułem podsumowania, warto się skupić na tym, co dalej.
Bo dalej, w bardzo krótkiej perspektywie czasowej – wybory samorządowe. Szefowa resortu zdrowia podczas katowickiego Kongresu Wyzwań Zdrowotnych (7-8 marca) zapowiadała, z bardzo dużą pewnością w głosie), że zaraz po nich rozpocznie – już z nowo wybranymi samorządowcami, mającymi mandat na kolejną kadencję) rozmowy na temat restrukturyzacji szpitalnictwa. W tle pojawia się „konkret” Koalicji Obywatelskiej w postaci Powiatowych Centrów Zdrowia, które miałyby zapewnić mieszkańcom powiatów, niemających dostępu do diagnostyki i leczenia, właśnie takie podstawowe świadczenia zdrowotne. Sęk w tym, że w tej chwili mieszkańcy wszystkich powiatów taki dostęp, przynajmniej w teorii, mają. Mają bowiem szpitale, z których część (jak duża, zależy od kryteriów i podejmowanych na bieżąco decyzji) nie jest w stanie się utrzymać i których szpitalna funkcja jest opatrzona potężnym znakiem zapytania. To właśnie one miałyby – rozszyfrowując to, co mówią politycy – zmieniać się w Powiatowe Centra Zdrowia, być może rozbudowane również o moduł opieki długoterminowej. Będą to niewątpliwie ciekawe rozmowy, zwłaszcza że z kręgów koalicyjnych już wybrzmiewają pomruki o obronie szpitali powiatowych i kierowaniu do nich wsparcia.
Czas goni, bo restrukturyzacja szpitali jest wpisana do KPO, w to przecież tylko jeden z obszarów, w których potrzebna jest określona dynamika decyzji. W bardzo krótkim czasie, którego odliczanie już się zaczęło, rząd będzie się musiał zmierzyć z gniewem pielęgniarek. Te czują się wyprowadzone w pole w sprawie własnego projektu nowelizacji ustawy o wynagrodzeniach minimalnych. I nawet jeśli tego scenariusza (skierujmy projekt do komisji i tam go spróbujmy zakopać, może nikt nie zauważy) można się było spodziewać, ciąg dalszy sprawy jest wielkim znakiem zapytania. Czy ministerstwu uda się „spacyfikować” nastroje pielęgniarek, czy też przekroczona już została masa krytyczna niezręczności i zwodów, których politycy w ostatnich miesiącach nie szczędzili autorom projektu, który – co oczywiste – od początku był skazany na porażkę?
Projekt pielęgniarski to jedno, realizacja kolejnej operacji rewaloryzującej płace – drugie. A jeszcze dochodzą postulaty (pracodawcy) wyznaczenia wynagrodzeń maksymalnych w publicznym systemie, w które (w przedziwny sposób) wpisują się postulaty OZZL dotyczące trzech średnich krajowych dla lekarzy specjalistów. Jaki wzór uda się ułożyć ministerstwu z tych rozsypanych puzzli?