Subskrybuj
Logo małe
Wyszukiwanie

Święta testem naszej odpowiedzialności

MedExpress Team

Marek Derkacz

Opublikowano 11 kwietnia 2020 21:51

Święta testem naszej odpowiedzialności - Obrazek nagłówka
Fot. Getty Images/iStockphoto
Z prof. dr. hab. n.med. Krzysztofem Tomasiewiczem, kierownikiem Kliniki Chorób Zakaźnych Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 1 w Lublinie, rozmawia Marek Derkacz.

M.D.: Mamy święta. Czy decyzja o tym, by jednak zachowywać się zdroworozsądkowo i unikać kontaktu nawet z najbliższymi jest w Pana opinii uzasadniona?

K.T.: Oczywiście. Naprawdę osiągnęliśmy bardzo dużo dzięki dotychczasowemu ograniczeniu kontaktów interpersonalnych w przestrzeni publicznej. Proszę zwrócić uwagę, że tempo przyrostu liczby nowych przypadków jest zdecydowanie niższe niż w innych krajach, a nawet wolniejsze niż prognozowane dwa tygodnie temu przez samego Ministra Zdrowia – na szczęście. Oczywiście można rozważać, czy nie jest to skutek wciąż mniejszej liczby wykonanych testów, ale korzyści wynikające z dość karnego przestrzegania przez większość społeczeństwa zaleceń są bezsporne. Pamiętajmy, że te ograniczenia były wprowadzone na dość wczesnym etapie fali epidemicznej. Ważne, aby w tej chwili nadal pamiętać, że ryzyko zakażenia nie minęło. Apelujemy, aby w sposób szczególny chronić osoby starsze i z chorobami przewlekłymi, jak cukrzyca, choroby serca, choroby nowotworowe. To dla nich wirus stanowi szczególne zagrożenie. Zbliżające się święta nie będą łatwe dla rodzin, zwłaszcza dla naszych seniorów, ale trudno, brak bezpośrednich spotkań należy traktować jako nadzieję na takie spotkania w przyszłości. Rygorystyczne przestrzeganie zaleceń to także szansa na zwiększenie wkrótce aktywności w życiu gospodarczym, a na tym powinno nam również zależeć.

M.D.: Jak długo można zarażać i być całkowicie bezobjawowym, a więc chyba najniebezpieczniejszym dla otoczenia?

K.T.: Bezsporny jest fakt, że zdecydowana większość zakażonych pozostaje w dobrym stanie i najczęściej nie prezentuje żadnych objawów lub są to objawy bardzo nieswoiste, wręcz banalne. To niestety niesie ze sobą zagrożenie epidemiologiczne dla osób z najbliższego otoczenia. Czas wydalania wirusa jest indywidualny, ale najczęściej obejmuje okres od drugiego dnia od zakażenia do kilkunastu dni. Pierwsze badania w celu potwierdzenia eliminacja wirusa wykonuje się najczęściej po 12-14 dniach od rozpoznania zakażenia. U wielu osób to wystarczający okres do eliminacji wirusa, ale u części potrzebne są badania ponowne po kilku - kilkunastu dniach. Pozostaje jeszcze kwestia wydalania materiału genetycznego w kale, ale tutaj zdaniem większości badaczy nie istnieje zagrożenie epidemiologiczne.

M.D.: Czy w przypadku przebycia choroby całkowicie bezobjawowo lub skąpo objawowo, wirus całkowicie znika z naszej krwi i czy tracimy wówczas zdolność do zakażania innych?

K.T.: Tak, ale konieczne jest wykonanie dwóch badań bezpośrednich, to znaczy badania PCR wymazu z nosogardzieli, w odstępach co najmniej 24 godzin. Ten obowiązek wykonania badań nie wynika z tego, że wirus znika i się pojawia, ale jest związany z czułością metody, zwłaszcza w okresie kiedy wiremia gwałtownie obniża się. Przyjmujemy, że taka osoba staje się ozdrowieńcem i nie ma możliwości zakażania innych.

M.D.: Wiadomo już, że wirus przenosi się drogą kropelkową. A czy wiadomo coś na temat innych dróg przenoszenia się wirusa i możliwości zakażenia? Część osób jak łatwo się domyślić złamie zalecenie niespotykania się w święta z rodziną. Na święta ludzie składają sobie życzenia, całują się. Czy taki pocałunek w policzek w przypadku niektórych osób może okazać się „pocałunkiem śmierci”? Czy wirus przenika przez skórę, czy raczej „podzielenie się” chorobą będzie wynikało z dostanie się wirusa do naszych dróg oddechowych, niekończenie przez skórę?

K.T.: Tak zdecydowanie tak bliskie obcowanie z drugą osobą nie jest dobrym pomysłem. Ryzyko kontaktu z wydzieliną zawierającą wirusa jest wówczas olbrzymie. Nie wynika to z faktu przeniknięcia przez skórę, ale dostania się wirusa do jamy nosowej lub ustnej. Zdecydowanie odradzam takie czułości dla dobra osoby nam bliskiej. W związku z wybitnym tropizmem wirusa do dróg oddechowych, inne drogi zakażenia są raczej mało prawdopodobne.

M.D.: Jak osoby, które złamią zakaz i udadzą się na święta do rodziny mogą się zabezpieczyć, by nie zarazić członków rodziny, czy samemu nie ulec zarażeniu? Czy są jakieś sposoby o bardzo wysokiej skuteczności?

K.T.: Przede wszystkim należy zachować dystans. Zaleca się 1,5-2 m, ale wiadomo, że na przykład podczas kichania drobinki śliny mogą przedostawać się znacznie dalej. Ważne aby chronić siebie i innych poprzez zakładanie maski, co jest szczególnie ważne, dla osoby, która potencjalnie może być chora na COVID-19. Aktualnie zmieniliśmy trochę podejście do stosowania masek ochronnych, aczkolwiek ja nadal uważam, że nieprawidłowo używana maseczka przyniesie więcej szkody niż pożytku. Jeżeli przebywamy blisko innych osób i przez krótki okres czasu taka maska może być przydatna i chronić przed zakażeniem. Mam nadzieję, że w związku z ogłoszonym nakazem stosowania maseczek w przestrzeni publicznej ktoś wpadnie na pomysł, aby dotrzeć do szerokiego kręgu społeczeństwa z przekazem jak właściwie posługiwać się maską. Na razie obserwacje ze sklepów czy ulicy nie są optymistyczne. Pamiętajmy, że zadaniem powszechnie stosowanych maseczek jest ochrona przed wydzieliną, natomiast nie chronią one przed cząsteczkami wirusa. Kolejna ważna sprawa to rękawiczki. Muszą być one zakładane i zdejmowane w sposób właściwy i najważniejsze, aby były jednorazowe lub prane i prasowane po każdym potencjalnym zetknięciu z wirusem. Ważne też aby te środki zapobiegawcze nie dawały fałszywego poczucia bezpieczeństwa i nie wyłączały myślenia.

M.D.: Czy osoba będąca nosicielem koronawirusa, kichając, czy kaszląc przy świątecznym stole może zarazić wszystkim, którzy znajdują się w tym pomieszczeniu? Czy to może również stać się, jeśli kichnie, czy będzie kasłać, mając na ustach maseczkę ochronną, np. chirurgiczną lub jakąś o wyższej skuteczności przed zakażeniem?

K.T.: Oczywiście, w takiej sytuacji może dojść do zakażenia większej liczby osób, zwłaszcza gdy ma to miejsce w przestrzeni zamkniętej. Oprócz maski ważne jest zakrywanie ust, w sposób prawidłowy, przy kaszlu czy kichaniu. Myślę, że połączenie tych metod może dać pożądany efekt, aczkolwiek nigdy nie mamy 100% pewności. Zatem unikajmy takich zgromadzeń.

M.D.: Czy korzystanie z jednej toalety, łazienki, a więc pomieszczeń małych przez osoby chore, które złamią zakaz i spędzą święta w większym gronie stanowi duże zagrożenie dla innych?

K.T.: Wydalanie wirusa z kałem jest faktem, natomiast nie jest udowodniony ten sposób zakażenia. Zalecamy aby przestrzegać normalnie przyjętych zasad higieny, przecież nie wyobrażamy sobie, aby nie umyć rąk po wyjściu z toalety. Należy tu podkreślić, że preparaty odkażające, aczkolwiek skuteczne, nie mogą zastąpić długotrwałego (30 s.) i dokładnego mycia rąk wodą z mydłem.

M.D.: Jak długo wirus utrzymuje się w powietrzu – np. w pomieszczeniach zamkniętych, słabo wentylowanych, czy na przedmiotach, na które się dostał?

K.T.: Badania naukowców z Uniwersytetu Princeton, Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles i amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia wykazały, że koronawirus utrzymuje się:

  • na powierzchni miedzianej przez cztery godziny,
  • na powierzchni kartonowej przez dobę,
  • na powierzchni plastikowej i stali nierdzewnej od dwóch do trzech dni.

M.D.: W ostatnim czasie pojawiły się doniesienia o znajdowaniu wirusa na powierzchni przedmiotów nawet kilkanaście dni po ich kontakcie z osobą zakażoną (na przykład w kajutach statków, gdzie przebywali chorzy). Pamiętajmy jednak, że obecność materiału genetycznego nie musi oznaczać zdolności do replikacji wirusa. Współczesne metody genetyczne są bardzo czułe i należy zawsze analizować, czy obecność danego genu, czy nawet kilku jest równoznaczne z możliwością zakażania.

K.T.: Odrębną kwestią jest sprawa transmisji powietrznej. Wiemy, że wirus może przez pewien czas pozostawać w powietrzu nawet po wyjściu osoby zakażonej, choć zdania naukowców co do znaczenia tego zjawiska są dość rozbieżne. Na pewno trzeba uważać w pomieszczeniach małych, jak na przykład windy. W tej sytuacji znaczenie ochronne może mieć właśnie stosowanie maseczek.

Warto przeczytać

Bój się cudzego cienia! (aerodynamicznego)

M.D.: Czy mycie rąk – najzwyklejszym mydłem pozwala w wystarczający sposób pozbyć się wirusa z naszej skóry?

K.T.: Zdecydowanie tak, tylko ważne aby było to umycie dokładne i odpowiednio długie. Znaczenie ma wówczas przede wszystkim mechaniczne usunięcie wirusa jak też wpływ stosowanych środków do mycia. Wirusy są wrażliwe nie tylko na temperaturę, ale także na substancje chemiczne.

M.D.: Wiele osób ma wątpliwości czy tzw. „płyny przeciwbakteryjne” pozwalają zneutralizować koronawirusa znajdującego się na naszych rękach? Bakterie, to jednak nie wirusy– są znacznie większa i mają inną budowę. Jaka jest skuteczność takich płynów, jeżeli chodzi o działanie na koronawirusa? Jak długo taki płyn powinien przebywać na skórze i czy należy spłukać ręce po jego zastosowaniu?

K.T.: Największą moc wirusobójczą posiada stężony alkohol, stąd najczęściej jako płyny odkażające stosowane są preparaty na bazie alkoholu. Jedyny problem z nimi związany to uszkadzanie naskórka, co nie jest korzystne w kontekście wirusów przenoszonych przez krew i naruszenie ciągłości skóry, jak HBV czy HCV. W przypadku jednak koronawirusa alkoholowy roztwór wydaje się najskuteczniejszy. Dlatego też nie wszystkie płyny przeciwbakteryjne gwarantują skuteczną profilaktykę zakażenia koronawirusem. Po umyciu dłoni mydłem i spłukaniu płynem odkażającym pozwólmy skórze obeschnąć lub osuszmy powierzchnię dłoni jednorazowym ręcznikiem. Ważne aby przy wyrzucaniu tego ręcznika czy chusteczki nie dotykać powierzchni, które mają kontakt z innymi ludźmi, na przykład pokrywy kosza na śmieci.

M.D.: Czy osoby mające wąsy lub brodę, jeżeli nie odpowiednio dbają o higienę są bardziej niebezpieczne dla innych? Jak długo koronawirus może przetrwać na bujnym męskim zaroście, czy chociażby na naszych włosach?

K.T.: Nie znam takich badań, które mówiły by o większym niebezpieczeństwie osób z bujnym zarostem. Przy odpowiednim dbaniu o higienę nie powinno to stanowić problemu.

M.D.: Czy w przypadku osób noszących wąsy i/lub brodę wskazane jest tak samo częste mycie twarzy, jak i rąk? Czy w przypadku twarzy wystarczy zwykłe mydło, czy jedna warto skropić się chociażby spirytusem?

K.T.: Myślę, że przy dokładnym myciu twarzy mydłem jest to wystarczające. Nie sądzę aby zachodziła konieczność stosowania płynów odkażających. Pamiętajmy, że najbardziej niebezpieczne są dłonie, bo to one mają kontakt z potencjalnie zanieczyszczonymi powierzchniami.

M.D.: A co z naszymi włosami, czy w okresie pandemii należy je również częściej myć. Na nich chyba też mogą przebywać wirusy? Czy sugerowałby Pan jakieś specjalne techniki mycia, szampony z zawartością środków neutralizujących wirusa?

K.T.: Myślę, że tu nie ma żadnych zaleceń. Ich kontakt z wydzielinami jest możliwy, ale normalna higiena i stosowany tradycyjny szampon są wystarczające. Ważna jest inna sprawa. Nie należy dotykać dłonią włosów czy brody, bo wtedy możemy przenieść znajdujące się na nich wirusy do jamy ustnej lub nosowej.

M.D.: O ile mając założone rękawiczki ochronne możemy spożywać świąteczne dania, to już poważny problem stanowi maseczka- nawet ta z najlepszym filtrem. Mając ją założoną, nie włożymy nic do ust, czy zdjęcie maseczki na chwilę celem konsumpcji istotnie zwiększy ryzyko zachorowania?

K.T.: Nie widzę potrzeby spożywania pokarmów w rękawiczkach. Jeżeli będą one miały kontakt z wydzieliną osoby chorej to nas nie obronią przed zakażeniem. Rękawiczki należy zdjąć i umyć ręce przed jedzeniem. Nie wyobrażam sobie również spożywania pokarmów w maseczce. Zachowujmy zasady higieny i odległość od osób, z którymi nie zamieszkujemy na co dzień, a najlepiej unikajmy takich spotkań rodzinnych.

M.D.: A co z zarażeniem drogą „przez oczy”, czy powinniśmy nosić jakieś okulary, by zmniejszyć ryzyko zakażenia?

K.T.: Takie środki ochronne są stosowane przy bliskim kontakcie z osobą zakażoną co w praktyce dotyczy pracowników medycznych, ewentualnie osób obsługi w sklepach. Przy braku bliskiego kontaktu ta droga nie ma znaczenia epidemiologicznego.

M.D.: Niektórzy mówią, że zminimalizują ryzyko zarażenia innych łykając większą ilość leków przeciwkaszlowych, które są dostępne bez recepty, takich jak kodeina, czy dektrometorfan. Jak ocenia Pan taki sposób zabezpieczenia, czy ma on jakiekolwiek znaczenie?

K.T.: To zupełnie bez sensu. Nie słyszałem o profilaktyce poprzez spożywanie leków hamujących kaszel. Jeżeli kaszlemy to po pierwsze nie zbliżajmy się do innych osób, a po drugie zasięgnijmy porady lekarskiej, na początku za pośrednictwem telefonu.

M.D.: Święta to okres w którym niektóre osoby spożywają większe ilości alkoholu. Są również i tacy, którzy twierdzą, że jest to najlepszy sposób na wirusa, bo alkohol rozpuści jego osłonkę lipidową i uchroni ich przed chorobą. Jak ma się nadmierne spożywanie alkoholu do ryzyka infekcji wirusem?

K.T.: Alkohol spożywany „do wewnątrz” na pewno nie ochroni nas przed wirusem. To niemądre tłumaczenie osób nadużywających alkoholu. Z drugiej strony jest udowodnione, że nadmierne, a zwłaszcza przewlekłe spożywanie alkoholu, posiada negatywny wpływ na nasz organizm i układ immunologiczny, w tym na odporność przeciwwirusową. Zatem niech to nie będzie wytłumaczenie złych nawyków. Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem i rozsądkiem.

M.D.: Niektóre z osób wybierających się na święta do rodziny, tłumaczą się, że mają wyższą odporność, bo szczepiły się przeciwko gr7pie. Czy ta szczepionka w jakikolwiek sposób ma znaczeni w starciu z wirusem SARS Co-V2 i przebiegiem COVID-19?

K.T.: Szczepienie przeciwko grypie chroni przed grypą a nie SARS-CoV-2. Nikt nie udowodnił też aby był jakiś związek pomiędzy szczepieniem przeciwko grypie a łagodniejszym lub cięższym przebiegiem COVID-19. My zachęcamy do szczepienia przeciwko grypie, choć teraz jego sens jest praktycznie żaden, bo chroni przed dodatkowym czynnikiem chorobowym, jakim może być grypa.

M.D.: Po jakim czasie od „świątecznego” zakażenia mogą pojawić się pierwsze objawy choroby?

K.T.: Okres wylęgania choroby trwa od 2 do 14 dni, a więc po tym okresie mogą wystąpić pierwsze objawy choroby, choć lepiej, aby nie wystąpiły. Róbmy wszystko, aby uniknąć zakażenia.

M.D.: Które z tych objawów są nieodłączne i najbardziej specyficzne dla choroby?

K.T.: Jeszcze raz przypominam, że objawy mogą w ogóle nie wystąpić. U części osób, mogą to być symptomy przypominające przeziębienie lub grypę. Za dość charakterystyczne uznaje się utratę węchu i smaku, choć w praktyce obserwujemy to rzadko. Jeżeli pojawi się gorączka i kaszel, a w najbardziej zaawansowanych przypadkach duszność należy szukać pomocy lekarskiej. To nie musi być COVID-19, ale takie rozpoznanie też trzeba brać pod uwagę.

M.D.: Co powinna zrobić osoba, która podejrzewa, że w czasie wspólnych świąt zaraziła się wirusem?

K.T.: Zgłosić się telefonicznie do lekarza rodzinnego. W uzasadnionych przypadkach należy zadzwonić na numer alarmowy Sanepidu, zwłaszcza jeżeli takie objawy wystąpią również u innych uczestników spotkania.

Podobne artykuły

Szukaj nowych pracowników

Dodaj ogłoszenie już za 4 zł dziennie*.

* 4 zł netto dziennie. Minimalny okres ekspozycji ogłoszenia to 30 dni.

Zobacz także