O tym, czy jest szansa na inne spojrzenie na nowe terapie i nowoczesne leczenie przez decydentów, a także o zbyt małej puli środków na leczenie onkologiczne z onkologiem prof. Tadeuszem Pieńkowskim rozmawia Iwona Schymalla, redaktor naczelna Medexpress.pl.
Iwona Schymalla: Panie Profesorze, jaka, z Pana perspektywy, jest szansa na to, aby decydenci patrzyli na nowe terapie i nowoczesne leczenie nie w kategoriach kosztu, który muszą ponieść, ale w kategoriach inwestycji w zdrowie kobiet, które chorują na zaawansowanego raka piersi?
Prof. Tadeusz Pieńkowski: Postrzeganie finansowania leczenia nie jako miejsca, w którym pieniądze się wydaje, wręcz traci, ale jako miejsca, w którym dokonuje się długoterminowej inwestycji, to kluczowy problem. Na pewno ta długoterminowa inwestycja w ogromnej części się zwraca, gdyż osoby, które są po leczeniu, mogą długo żyć, mogą pracować, mogą być produktywnymi członkami społeczeństwa. Oczywiście jest też druga strona medalu – nie jesteśmy w stanie pomóc w jednakowy sposób wszystkim. Są niepowodzenia leczenia, są nawroty choroby – to jest drugi fundament naszej kultury, naszej cywilizacji – prawa wartości, czyli odpowiedzenie sobie na pytanie, po co są ludziom lekarze, po co jest medycyna. Oczywiście można powiedzieć, że chodzi o wyrywanie ludzi śmierci, wydłużanie życia, walkę z determinizmem biologicznym – to jest prawda, ale to nie wyczerpuje zagadnienia. Leczymy wielu chorych, o których wiadomo, że ich wyleczyć nie można. My jako lekarze musimy nieść ulgę we wszelkim cierpieniu: i w fizycznym, i w psychicznym, i w depresji. Mamy też pełnić funkcję swego rodzaju pocieszyciela – to jest chyba główna funkcja lekarza od tysiącleci. Obecnie na szczęście dysponujemy możliwościami aktywnego działania. Mamy coraz więcej różnych leków, możliwości pomocy chorym – mówiąc to, mam na myśli naszą globalną wioskę. Natomiast dla mieszkańców każdej części świata dostępność do tych różnych technik i leków jest różna. I to jest wielkie wyzwanie dla rządzących, aby mogli zapewnić wszystkim pacjentom, których leczymy z racji naszych moralnych zobowiązań dostępność, która odpowiada stanowi aktualnej wiedzy i możliwości, które współczesna nauka oferuje.
Ale w takich sytuacjach słyszymy, że jest określona pula pieniędzy w systemie, że trzeba podejmować trudne decyzje, bo jeśli zainwestujemy w technologie, np. dla kobiet z przerzutami z zaawansowanym rakiem piersi, to zabraknie tych pieniędzy w innym miejscu.
Istnieje pewna sprzeczność: lekarz ma zajmować się pacjentem, natomiast rządzący mają za zadanie tak podzielić środki, aby wystarczyło ich dla wszystkich. W Polsce pieniędzy jest dramatycznie mało w porównaniu do dystansu, który nas dzieli od UE. Jeżeli PKB na jednego Polaka to jest ok. 2/3 PKB unijnego, natomiast wydatki na onkologie to jest nawet 28 proc., to jest przepaść. Sposób zorganizowania działania również jest problemem. Współczesny sposób finansowania fragmentuje całość leczenia na wizyty, na odrębne kontrakty, na odrębny sposób rozliczania. Wszelkiego rodzaju kontrole znajdują uchybienia w pojedynczych realizacjach, co dodatkowo ubezwłasnowolnia lekarzy, gdyż boją się podejmowania różnych decyzji bądź interpretacji, które narażą ich na karę finansową. A kary są tak wysokie, że mogą doprowadzić do ruiny lekarza i jego rodzinę. System powinien być nastawiony na wartości, a wartością jest to, żeby nieść pomoc wszystkim tym, którzy jej potrzebują. Lekarz jest lekarzem niezależnie od tego, czy dysponuje większym czy mniejszym instrumentarium środków. Jeżeli potencjalne możliwości są daleko większe niż faktycznie, to takiego lekarza stawia w bardzo trudnej sytuacji.