Na tle pozostałych krajów, w których zastosowano powszechny „lockdown”, Szwecja wciąż wzbudza sensację. W mającym największy wskaźnik ludności kraju skandynawskim (10,3 mln), w czasie epidemii mieszkańcy dalej mogą korzystać z barów, a do nadbrzeżnych budek z lodami ustawiają się długie kolejki. Jednym słowem: wszystko działa, ale przede wszystkim system ochrony zdrowia. Szwedzi mają dostęp do jednego z najlepiej funkcjonujących systemów opieki zdrowotnej na świecie. Jak wynika z dotychczasowych doświadczeń, w żadnym momencie epidemii nie odnotowano w szpitalach braku sprzętu medycznego ani łózek dla pacjentów. Namioty ustawione w przestrzeni publicznej, jako awaryjne placówki doraźnej pomocy dla zakażonych, w większości pozostały puste. Zdaniem głównego epidemiologa kraju, Andersa Tegnella, szwedzka służba zdrowia cały czas pracuje i nie odwraca się od pozostałych pacjentów.
Decyzja o niezastosowaniu restrykcyjnych obostrzeń wzorem innych krajów europejskich zapadła po tym, jak zespół Tegnella przedstawił symulacje, które przewidywały bardziej ograniczony wpływ wirusa na społeczeństwo niż wynikało to z projekcji naukowców, np. z Imperial College w Londynie. Ponadto Szwedzka Agencja Zdrowia Publicznego już na samym początku epidemii podkreślała fakt, że duża część zachorowań może wiązać się z łagodnymi objawami. Według profesora Johana Gieseckego, wirusologa i konsultanta Szwedzkiej Agencji Zdrowia Publicznego, w Sztokholmie może być ok. 600 000 osób zarażonych, z czego prawdopodobnie 99 procent nic o tym nie wie, ponieważ nie zaobserwowała u siebie objawów.
Wśród niektórych obywateli pojawiają się podejrzenia, że być może ta strategia jest klinicznym eksperymentem, w którym biorą udział bez swej zgody. Giesecki odpowiada im, że blokada kraju nie jest dobrym rozwiązaniem, bo tylko tymczasowym i w końcu nadszedłby ten moment, gdy ludzie zaczęliby opuszczać swoje domy. Poza tym, jak twierdzi ekonomista James Pomeroy z HSBC Global Research, strategia stosowana w Szwecji może ostatecznie doprowadzić do mniejszego – choć dalej historycznie głębokiego - zachwiania gospodarczego, niż w pozostałej części Europy.
Mitem jednak jest to, że życie w Szwecji toczy się tak, jak zwykle. Jak pokazują dane, większość osób zdecydowała się dobrowolnie zastosować dystans społeczny, co stanowi sedno spowolnienia rozprzestrzeniania się wirusa. Wycieczki ze Sztokholmu do Gotlandii - popularnego miejsca na odpoczynek - spadły o 96 procent. Znacząco zmniejszyło się również korzystanie z transportu publicznego, ponieważ duża liczba osób zaczęła pracować w domach, a też spora ich część nie podróżowała w wielkanocny weekend. Około 9 na 10 Szwedów twierdzi, że stara się unikać skupisk ludzi. W zeszłym miesiącu deklarowało to 7 na 10 osób. Dla Szwedzkiej Agencji Zdrowia Publicznego celem strategicznym nie było osiągnięcie odporności stadnej, ale wprowadzenie mniej rygorystycznych środków dystansowania społecznego, które można by utrzymać przez długi czas. Jak podkreślają jej eksperci, taka społeczna reakcja jest powodem do dumy, ale wciąż jest jeszcze za wcześnie, by mówić o zwycięstwie.
W Sztokholmie, który dotychczas był epicentrum wirusa, przypadki zachorowań w dużej mierze ustabilizowały się, chociaż pod koniec tego tygodnia nastąpił widoczny skok- jak się przypuszcza- częściowo spowodowany zwiększoną ilością testów. Szwecja znajduje się tuż za pierwszą dwudziestką w rankingu krajów z największą liczbą potwierdzonych zakażeń koronawirusem na świecie. Jednak ma wyższy wskaźnik zgonów w stosunku do liczby ludności, niż gdziekolwiek indziej w Skandynawii. Jest tak prawdopodobnie dlatego, że statystyki Szwecji obejmują mieszkańców domów opieki, którzy odpowiadają za około 50% wszystkich zgonów. Tegnell podkreśla, że w tym aspekcie to Norwegia zasługuje na pochwałę, bo dzięki większej ilości testów w domach opieki ma dziś niższy wskaźnik ofiar śmiertelnych.
Claudia Hanson, epidemiolog z Karolinska Institutet, największego szwedzkiego ośrodka badań medycznych, jest krytyczna wobec podejścia rządu i twierdzi, że więcej społeczeństwa powinno było zostać tymczasowo poddanych domowej kwarantannie w marcu, by dziś można było uniknąć wysokiego odsetka zgonów wywołanych COVID-19. Hanson jest też jednym z 22 naukowców, którzy wystosowali apel do władz o zmianę liberalnej strategii walki z wirusem, porównując sytuację w kraju do tej, jaka jest we Włoszech. Tegnell, który z tygodnia na tydzień staje się coraz bardziej fascynującą dla swoich przeciwników postacią „wyluzowanego naukowca w swetrze”, powiedział że w statystykach figuruje nadreprezentacja osób urodzonych w Somalii czy Syrii. Jego zdaniem nie można dokonywać takich bezpośrednich porównań między krajami, ponieważ, np. we Włoszech do statystyk wliczane są te zakażone osoby, które zmarły w szpitalu. Zwrócił też uwagę, że w Belgii, gdzie wprowadzono silne ograniczenia, współczynnik zgonów wśród starszych osób jest wyższy, niż w Szwecji. Z kolei Emma Frans, szwedzka epidemiolog, twierdzi, że to media odpowiedzialne są za wzniecenie konfliktu w naukowym środowisku, a sama strategia Tegnella nie jest gorsza od metod wprowadzonych w innych krajach.
Dziś pojawiają się głosy naukowców, z których wynika że to właśnie Szwedzi mają największą szansę na wytworzenie odporności stadnej. Niestety widoczna jest rozbieżność w przewidywanych statystykach. Giesecke twierdzi, że co najmniej połowa wszystkich Sztokholmczyków zakazi się wirusem do końca miesiąca, a z raportu agencji ds. zdrowia publicznego wynika, że 26 procent mieszkańców stolicy zarazi się na początku maja. Według Tegnella dla Sztokholmu może to oznaczać osiągnięcie odporności stadnej, co oczywiście nie jest jednoznaczne z zakończeniem pandemii. Frans dodaje, że badania wykazują, że ci, którzy przechorowali koronawirusa stają się w jakimś stopniu na niego odporni. Jak sama dodaje, być może nie jest to odporność długoterminowa, ale nawet taka, która tylko przez jakiś czas będzie chronić przed ponownym zachorowaniem wystarczy, by powstrzymać rozwój pandemii. Zastępca doktora Tegnella, Anders Wallensten, zastrzega że wciąż jest zbyt wcześnie, aby powiedzieć, jaki wpływ będą miały bezobjawowe wskaźniki infekcji na ochronę populacji. Dopiero, gdy więcej osób będzie testowanych na obecność przeciwciał pozwoli stawiać sprawdzone tezy. Zatem ta niepewność oznacza, że nie ma gwarancji, że Szwedzi na obszarach o wysokim wskaźniku zakażeń wkrótce będą mogli znieść zalecenia dotyczące społecznego dystansu. To, co dalej się wydarzy, w dużej mierze zależy od konsekwencji postępowania mieszkańców.
Testem dla Szwedów będą najbliższe wiosenne tygodnie. Według policji, coraz więcej osób zaczęło odwiedzać nocne kluby i dyskoteki, a z danych z telefonów komórkowych wynika, że mieszkańcy Sztokholmu spędzają coraz więcej czasu w centrum miasta niż dwa tygodnie temu. Premier Stefan Lofven ostrzega, że to jeszcze nie czas, by się tak „relaksować”.
Tegnell dodaje, że sytuacja w Szwecji dalej jest poważna. Podczas codziennego briefingu prasowego w piątek, agencja ds. zdrowia publicznego przedstawiła dane dotyczące nadmiernej śmiertelności w Szwecji, które pokazały, że w ostatnim tygodniu marca i w pierwszym tygodniu kwietnia odnotowano prawie 1000 zgonów więcej niż w tym samym okresie sprzed roku. A ponieważ istnieje również około 1000 zarejestrowanych zgonów COVID-19, pokazuje to, że Szwecja ma rzetelne informacje na temat osób, które zmarły na tę chorobę.
Ostatni wzrost liczby zachorowań na COVID-19 skłonił ministra spraw wewnętrznych, Mikaela Damberga do wprowadzenia częstszych kontroli m.in. restauracji, by upewnić się, że klienci przestrzegają zaleceń dotyczących dystansu społecznego, oferując swe usługi przy stolikach na zewnątrz lub zachowując w lokalach wymagany odstęp. Damberg powiedział, że każdy wie czym jest indywidualna odpowiedzialność i że od niej zależy, jak poradzi sobie system ochrony zdrowia za dwa tygodnie. Podobnie Irene Svenonius, komisarz ds. finansów Rady Sztokholmu, ostrzegła, że niedbalstwo Szwedów w zachowywaniu środków ostrożności może spowodować gwałtowny wzrost krzywej infekcji.
Te ostrzeżenia jednak nie wskazują na zmianę frontu w dalszym postępowaniu. Minister spraw zagranicznych, Ann Linde, powiedziała wprost, że rząd nie wierzy w lockdown. Jeśli ludzie nie mają objawów, powinni móc wychodzić na dwór, ale z zachowaniem dystansu społecznego. Przymuszanie ludzi do pozostawania w domach jest niezdrowe. Szwecji udało się spłaszczyć krzywą zachorowań i to, jej zdaniem, jest wystarczającym dowodem na skuteczność wprowadzonej strategii. Minister podkreśliła, że rząd pracował nad czterema celami: powstrzymaniem rozprzestrzeniania się wirusa, łagodzeniem wpływu epidemii na gospodarkę, poprzez zapewnienie wielu firmom finansowego bezpieczeństwa oraz koncentrowali się nad rozwiązywaniem problemów społecznych. Dlaczego więc, inne kraje nie robią tego co Szwecja? Na to pytania odpowiedziała, że obywatele ufają władzy, a władza obywatelom. Według niej to największa różnica między Szwecją, a innymi krajami.
Źródło: Bloomberg/ The Conversation/ABC News/ Fox Business/Forbes