Na początku wojny myślałam sobie – biedny ten rosyjski naród. Najpierw car. Potem zrobili rewolucję, zaczęli coś po swojemu i okazało się, że nie bardzo mają pojęcie, jak to zrobić. Potem wielka, sowiecka, październikowa (która w sumie nie była wcale w październiku) no i komunizm na następne dziesiątki lat, z odpryskiem na pół Europy i spory kawałek świata. A potem znów w ramach nowego – mix cara i pierwszego agenta. W ich kraju „równości” nie razi nikogo – pałac, jacht czy własny samolot państwowego decydenta kontra smutna codzienność obywateli. Rosjanie nie zadają sobie pytania, dlaczego jedna czy druga córka rządowego pudla lansuje się na studiach za granicą, o których oni i ich dzieci nawet nie marzą. Nie dziwi nawet, że złota ruska panna bliskokremlówna z torebką za ich kilkuletnią pensję w sumie rosyjski to zna słabo.
To naród wybiera i obala władzę. To ludzie pozwalają by nimi rządzono głupio albo nie.
Tylko do tego trzeba mieć wiedzę, informację, odwagę i determinację. Władzy do jej bezwzględnego rządzenia wystarczy jedynie panowanie nad informacją. Gdy masz media w swoim ręku to już prościzna. Takie sterowanie samochodzikiem na baterie. Gdzie pokierujesz, tam pojedzie.
Tam gdzie ryby nauczyły się pływać w brudnej wodzie nie wpadną na to, że mogłoby być inaczej. Tam gdzie ludzie nie są ściśnięci strefami strachu, braku wiary i wizji – zmiana nadchodzi. A dobra wiadomość jest taka, że im schodzisz niżej w strukturze państwa, miasta czy organizacji, tym masz mniejszy wpływ na wybór, ale wciąż taki sam na zamianę. Nie ma takiej władzy w świecie, kraju, ministerstwie, firmie, szpitalu, oddziale, której ludzie nie daliby rady zmienić, jeśli się zawezmą. Każdy zgrany zespół może wpłynąć na zmianę swojego dyrektora czy managera. Tylko trzeba chcieć, mieć informacje, wizję, wiarę, szerszą perspektywę i jaja.
Trudno powiedzieć czy w XXI wieku narody są tak wygodne, czy ogłupione, że jak gotujące się żaby za jeden czy drugi plus dają się coraz częściej omamić? Wierzą, że są dla zarządzających ważni, bo dostali coś za darmo. Nie chcą się z tą daniną rozstać, choć gdyby skupili się na wędce, a nie na marnej rybie, mieliby o wiele więcej. Nie ma za darmo. Dostali za to, że coś oddali. Coś bardziej cennego. Samodzielność myślenia i działania. Zakrycie oczu nie powoduje, że czegoś nie ma i nas nie widać.
Patrzę na Rosję i myślę. Mają, co wybrali albo na co przystali i wszyscy powinni ponieść za to odpowiedzialność. Rosja to od wieków ten sam stan umysłu. Mój tata wspominał, że 80 lat temu, gdy przez ich dom przechodził front to uciekający Niemiec poprosił o kawę, a dzieciom zostawił czekoladę, mówiąc, że i tak za chwilę go zabiją. A goniący go sołdat czekoladę zabrał i buty dziadkowi ukradł. I nic się w ich sztuce wojennej i technologii obsługi bliźniego, podobnie jak w myśleniu o dobrym życiu i przywódcy, nie posunęło do przodu. To nie wojna Putina, ale Rosji. Nasi „bratankowie” dali sobie wcisnąć jedyną słuszną informację w każdym medium i pozwolili wygrać człowiekowi, który drobnymi kroczkami skubie ich ze wszystkiego, przymyka oczy na ludobójstwo. Patrzę na Francję, dla której wybór będzie symbolizował, czy raczej mieć pełny brzuszek i tani prąd, niż chronić czyjeś życie. Czy nie naród odpowiada za przywódcę?