Co dalej z ustawą o zdrowiu publicznym? - w rozmowie z Iwoną Schymallą mówi konsultant w dziedzinie zdrowia publicznego prof. dr hab. n.med. Mirosław J. Wysocki.
Przez ostatnie miesiące w sferze publicznej mówiło się dużo o zdrowiu publicznym oraz o ustawie o zdrowiu publicznym, która została przygotowana i przeszła konsultacje. Jakie będą dalsze kroki?
Ustawa o zdrowiu publicznym została przygotowana przez mały zespół pod kierownictwem minister Małeckiej-Libery. Ja uczestniczyłem w tym procesie. Ustawę tę zrobiliśmy praktycznie w trzy-cztery tygodnie. Potem długo była poprawiana w Ministerstwie Zdrowia, powiedziałbym, że nie najlepiej. Potem weszła w proces legislacyjny i w tym momencie jest w radzie ministrów, gdzie będą naniesione odpowiednie poprawki. Ustawa jest skonstruowana tak, żeby w obecnych uwarunkowaniach otwierała drzwi do prewencji i promocji zdrowych stylów życia. Ona nie załatwia wszystkiego i nie chce naruszać istniejących interesów. Po prostu zwraca uwagę na tę drogę zdrowia publicznego i jakby nakłania samorządy do tego, by one to robiły w możliwie najlepszy sposób. Jest Fundusz Zdrowia Publicznego i nowy Narodowy Program Zdrowia, który koncentruje się na kilku najważniejszych problemach zdrowotnych.
Przyjrzyjmy się zdrowiu Polaków. Gdzie są te problemy, które udaje się rozwiązywać systemowo, a jakie z nich wymagają pilnego rozwiązania?
To co udaje się rozwiązywać systemowo to są sprawy kardiologiczne, gdzie zmiana stylu życia współgra z gęstą siecią kardiologii interwencyjnej. Śmiertelność szpitalną w pierwszym zawale na skutek szybkich interwencji mamy na bardzo przyzwoitym, europejskim poziomie. To co martwi, to jest to co się dzieje po tych paru dniach pobytu w szpitalu, kiedy niektórzy z pacjentów zmieniają swoje zachowania, nie wszyscy przechodzą na odpowiednią dietę i zgony w pierwszym roku rosną za bardzo. Mimo tej poprawy choroby układu krążenia są nadal pierwszą przyczyną zgonów w Polsce. To powoduje 45 procent wszystkich zgonów. Na choroby układu krążenia w dzisiejszym dniu umrze około czterystu pięćdziesięciu do pięciuset osób. Drugim takim mordercą, gdzie brak jest sukcesów, jest onkologia. Dwadzieścia pięć procent zgonów. Dziś umrze około dwieście siedemdziesiąt osób na nowotwory. Jest w tym miejscu parę kłopotów, mimo olbrzymich inwestycji i narodowego programu zwalczania raka. Pierwszym problemem jest późne rozpoznanie. U wielu pacjentów diagnozę stawia się bardzo późno, co utrudnia skuteczne leczenie. Jak mamy już przeżuty, to leczenie jest znacznie trudniejsze. Droga do onkologa też nie jest łatwa. To miał rozwiązać pakiet onkologiczny. Jak już pacjent wchodził w ten system, mam nadzieję, że teraz jest już lepiej, to znowu nie było koordynatora jego leczenia. Nam nie jest potrzebne konsylium tylko jeden człowiek w systemie, który zajmie się pacjentem i skoordynuje jego leczenie. Coś takiego będzie. Kontekst, na tle którego to się wszystko dzieje, miarą efektywności onkologicznej są pięcioletnie przeżycia. Fatalny wynik. Jesteśmy tu na samym dole Europy praktycznie we wszystkich nowotworach. Ja pokazuję na ogół wszystkie nowotwory złośliwe i którego z nich byśmy się nie dotknęli np. szyjki macicy czy piersi, to u kobiet w tych najczęstszych nowotworach przeżycie pięcioletnie jest gorsze o piętnaście procent niż w tej górze Europy, zaś u mężczyzn, biorąc raka prostaty czy inne popularne u mężczyzn nowotwory – trzydzieści procent. Tu różnica jest jeszcze większa.
To też może być efekt ograniczonego dostępu do nowoczesnego, innowacyjnego leczenia, terapii zgodnych z nowoczesną wiedzą.
W niewielkim stopniu. Tylko w niewielkim. Kluczem jest późne rozpoznanie i zagubienie pacjenta w systemie. Nikt go nie prowadzi przez ten system. Intencją pakietu, który jednak nie zadziałał w tym kierunku, było to, by pacjent był prowadzony za rękę przez system.
To nie działa?
Nie. Na razie nie.