Sukces polskich kardiologów. Z raportu przygotowanego przez kardiologów i epidemiologów z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – PZH wynika, że w leczeniu zawałów dogoniliśmy Niemców. Ale trzeba też dołożyć łyżki dziegciu do beczki miodu…
Po raz pierwszy przy współpracy kardiologów i epidemiologów opracowano raport dotyczący zawałów serca w Polsce. W dokumencie można znaleźć dane dotyczące liczby osób chorujących, liczby zgonów, a także kosztów leczenia.
Choroby serca, naczyń i cukrzycy stanowią główny problem zdrowotny w Polsce. Z ich powodu umiera 50 proc. Polaków. Szacuje się, że liczba zgonów z powodu chorób układu krążenia już w 2020 r. przekroczy 200 tys.
Z wiekiem wzrasta ryzyko zawałów. Ryzyko zgonu u 80-latka jest pięć razy większe niż u osoby młodszej.
Przedstawione wyniki pokazują, że w 2011 r. z powodu zawału serca zmarło ponad 16 tys. osób, z czego aż 60 proc. stanowią mężczyźni. 6 tys osób umarło poza szpitalem. W 2012 r. było prawie 80 tys. hospitalizacji z powodu zawału. Średnia wieku hospitalizowanych mężczyzn to 63 lata, a kobiet - 73 lata.
Niestety, co 10 pacjent przyjęty do szpital z podejrzeniem zawału umiera. Po roku od wyjścia ze szpitala ta liczba się podwaja, a po trzech latach umiera 30 proc. osób. Przy czym niekoniecznie przyczyną ich śmierci jest zawał. Specjaliści chwalą się, że dzięki większym nakładom przeznaczanym na kardiologię i wprowadzonym rozwiązaniom systemowym w przypadku osób z rozpoznanym zawałem serca dogoniliśmy w leczeniu naszych zachodnich sąsiadów – Niemców.
Czy jest się czym pochwalić? O to zapytaliśmy krajowego konsultanta w dziedzinie kardiologii prof. Grzegorza Opolskiego: - Myślę, że są to optymistyczne dane. Tak się zdarzyło, że jednocześnie z naszymi danymi zostały opublikowane niemieckie. Okazało się, że śmiertelność osób po zawale w Polsce i w Niemczech jest podobna. Chcę podkreślić, że wynosi ok. 10 proc. wszystkich pacjentów z zawałem serca z roku 2009.
To niezwykły i historyczny raport. Po raz pierwszy mamy dane dotyczące wszystkich chorych z zawałem serca. To także rejestr tych chorych z zawałem serca, który wystąpił w okresie przedszpitalnym i zakończył się nagłym zgonem sercowym. W Polsce znacznie więcej pacjentów z zawałem serca jest leczonych inwazyjnie niż w Niemczech - to warto podkreślić. Jest to niezwykłe osiągnięcie naszego środowiska kardiologii oraz kardiologii interwencyjnej. Ale mamy jeszcze co naprawiać. Chodzi o leczenie poszpitalne, tj. koordynację specjalistycznej opieki ambulatoryjnej - kardiologicznej i podstawowej opieki zdrowotnej. Zależy nam na tym, ponieważ obecnie pacjent po zawale jest hospitalizowany krótko, ok 4-5 dni. W tym czasie jest bardzo trudno przekazać mu informację na temat zmiany stylu życia i przyjmowania leków. Dopiero poprzez rehabilitację kardiologiczną można takiego pacjenta zapoznać z tym, jak ważna jest zmiana stylu życia, kontrolowanie czynników ryzyka i właściwe leczenie kardiologiczne. Zależy nam na tym, by po zawale serca pacjent trafił do lekarza specjalisty i aby ta wizyta była w pierwszym miesiącu po zawale. Lekarz zadecyduje, czy pacjent powinien zostać pod opieką kardiologiczną czy lekarza podstawowej opieki zdrowotnej.
Mamy obserwacje trzyletnie pacjentów z zawałem serca w roku 2009. Wiemy, że śmiertelność po trzech latach od zawału wyniosła ok. 30 proc. Zgony te nie zawsze były wynikiem zawału serca. Ponowne hospitalizacje wykazały przyczyny w połowie z powodu zaostrzenia choroby wieńcowej i w połowie z innych powodów. To świadczy, że nasi chorzy trafiają do nas nie tylko z powodu serca. Problemy serca nie wiążą się tylko z drogami wieńcowymi, są też inne choroby, które mogą zaostrzać chorobę wieńcową i zawał serca. Z drugiej strony pozawałowa niewydolność serca może zaostrzyć inne choroby jak np. przewlekłą obturacyjną niewydolność płuc - powiedział prof. Grzegorz Opolski.