Nadzwyczajna Komisja, do której Sejm w kwietniu skierował dwa projekty Lewicy (jeden zakładający depenalizację aborcji, drugi – legalizację przerwania ciąży do 12 tygodnia na życzenie kobiety), jeden KO (tożsamy co do istoty z drugim projektem Lewicy) i dwóch klubów Trzeciej Drogi (jego sensem jest przywrócenie kształtu przepisów sprzed wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej z października 2020 roku, który uznał tzw. przesłankę eugeniczną za niezgodną z konstytucją), podjęła decyzję, że zanim przystąpi do prac, przeprowadzi wysłuchanie publiczne.
Do udziału zgłosiło się 30 organizacji i 307 osób. Organizacje dostały po cztery minuty na przedstawienie stanowiska, osoby indywidualne - po dwie. O kolejności zabierania głosu decydował termin złożenia zgłoszenia. Wysłuchanie zostało zaplanowane na jedenaście godzin, ostatecznie zakończyło się po ośmiu. Posiedzenie najpierw przebiegało bardzo spokojnie, drugiej części, gdy głos zabierały osoby indywidualne, nie brakowało incydentów – przeciwnicy liberalizacji przepisów atakowali przedstawicieli, a w zasadzie przedstawicielki organizacji prochoice, korzystając z wyraźnej przewagi liczebnej, jaką posiadali.
– Każdemu, kto chce aborcji, powiem dzisiaj: chcesz aborcji, abortuj się sam. My, obywatele, obrońcy życia, informujemy wysoką komisję, że wdrażamy monitoring waszych działań. Wszystko, co robicie, każdy wasz ruch będzie bacznie obserwowany – mówiła pod adresem posłów Kaja Godek, której wystąpienie, co można uznać za symboliczne, otwierało wysłuchanie publiczne. Mniej lub bardziej zawoalowane groźby pod adresem posłów pojawiały się też w innych wystąpieniach. Ale wielu przedstawicieli środowisk prolife podkreślało również, że będą walczyć o utrzymanie obecnego prawa bardziej konwencjonalnymi metodami: zbieraniem podpisów pod petycją do posłów, organizacją akcji telefonów do parlamentarzystów czy organizowaniem w całym kraju marszy dla życia i rodziny.
Spór dotyczył wszystkiego, łącznie z tym, kto ma przewagę (poza salą, gdzie odbywało się posiedzenie). Obrońcy życia twierdzili, że stoją za nimi miliony Polaków, a „aborcjoniści” są wymierającym gatunkiem. Zwolennicy liberalizacji przepisów przywoływali badania opinii publicznej wskazujące, że znakomita większość Polaków chce zmiany prawa (różnice dotyczą tylko stopnia liberalizacji, ale przepisy po wyroku TK Julii Przyłębskiej są społecznie nieakceptowane).
Podczas posiedzenia złożono, co oczywiste, sprzeczne wnioski: od tych, by podstawą prac stały się projekty najdalej idące (czyli legalizujące aborcję na żądanie do co najmniej 12 tygodnia ciąży), po te by je odrzucić bezwarunkowo, a przynajmniej do uzyskania kilku niezależnych ekspertyz konstytucjonalistów, czy projekty są zgodne z ustawą zasadniczą.