- Zaniedbania w opiece nad zdrowiem psychicznym były zawsze i nie udaje się nam ich pokonać- mówi dr Ewa Rudzka- Jasińska kierownik zespołu leczenia środowiskowego przy Centrum Psychiatrii w Katowicach. Nadzieją miała być ustawa o zdrowiu publicznym...
- Jest Pani lekarzem-psychiatrą działającym w środowisku skupionym wokół zdrowia psychicznego, szczególnie psychiatrii środowiskowej. Ostatnio z pewnym niepokojem przyglądacie się Państwo temu co dzieje się z ustawą o zdrowiu psychicznym, z pewnymi ustaleniami związanymi z ustawą o zdrowiu publicznym. Co najbardziej wywołuje u Państwa niepokój?
Niepokój u mnie, kolegów-współpracowników oraz osób, z którymi współpracujemy, pojawił się dwa, trzy lata temu. Zaniedbania w opiece nad zdrowiem psychicznym były zawsze i nie udaje się nam ich pokonać. W 2010 roku powołano do życia i rząd został zobowiązany do realizacji Narodowego Programu Zdrowia Psychicznego. Wiązaliśmy z nim ogromne nadzieje. W 2011 zostały powołane liczne zespoły do pracy w środowisku. No i tak czekaliśmy kolejne lata na wsparcie osób pracujących z chorymi na zaburzenia psychiczne. Doczekaliśmy roku 2015 i nic się w tym kierunku nie wydarzyło. Cały czas pracujemy w bardzo trudnych warunkach, a pojawiający się w tej chwili Narodowy Program Zdrowia Publicznego, zmieniający swą wersję w ramach projektu, wyraźnie redukuje środki obiecane w roku 2010. Decyzja o okrojeniu, zabraniu pieniędzy na zdrowie psychiczne nas boli, tym bardziej, że w opiece psychiatrycznej i tak już panuje "bieda z nędzą". Uważamy takie działanie za dyskryminację osób z takimi problemami.
To są niezrozumiałe decyzje, zwłaszcza kiedy widzimy jak wiele osób w tej chwili cierpi na różnego rodzaju choroby psychiczne (depresje i samobójstwa).
Statystyki samobójstw są zatrważające. Temat samobójstw został podjęty przez WHO na poziomie ogólnoświatowym, ale w Polsce statystyki też są ogromne. Na przestrzeni ostatnich trzech, czterech lat, kiedy powinien był być wdrożony Narodowy Program Zdrowia Psychicznego, a nie był, co uważamy za zaniedbanie i zaniechanie. W życiu lekarza zaniechanie jest przestępstwem. Dlatego moje myślenie o zaniechaniu działania w ochronie zdrowia psychicznego jest takie, że ktoś dopuszcza się przestępstwa. To prowadzi do tego że młodzi ludzie, ale nie tylko, w różnego rodzaju kryzysach społeczno-politycznych nie otrzymują wsparcia.
Słyszymy teraz o kolejnych kampaniach dotyczących dopalaczy. Dużo mówi się o edukacji, ale nie o edukacji związanej ze zdrowiem psychicznym.
Sama wystąpiłam w lokalnej TV i radiu, bo rozumiem że działają one na zasadzie sensacji i tzw. news’ów. Pojawiło się kilka zatruć dopalaczami to robi się dużo hałasu. My ten problem mamy na co dzień, bo na ogół młodzi ludzie leżą u nas w szpitalu, po kilkanaście osób na oddziałach z ciężkimi uszkodzeniami mózgu na całe życie. Dla mnie to codzienność, bo dyżuruję w szpitalu na oddziale i praktycznie codziennie na każdym z nich pojawia się kilka zatruć dopalaczami. Mamy z tym do czynienia od dawna, nie od kilku dni. Gdyby ten Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego działał od pięciu czy, tak jak to planowano pierwotnie, od czterech lat, to jestem przekonana, że połowy, może więcej, problemów by nie było. Działałaby psychiatria środowiskowa z psychiatrą i psychoterapeutą w środowisku, a ludzie byliby wychwyceni wcześniej, bo zanim się zatrują wykazują pewne objawy mówiące o potrzebie zmiany stanu psychicznego. Bo po dopalacze sięgają w tym celu, by się „lepiej poczuć "
Co macie zamiar zrobić jako środowiska skupione wokół zdrowia psychicznego, żeby ta dziedzina medycyny zaczęła być brana pod uwagę i dofinansowywana w większym stopniu niż dotychczas?
Właściwie to nie bardzo wiemy co będzie skuteczne. Do tej pory napisaliśmy liczne pisma, apelowaliśmy, pisaliśmy do ministra, rządu, władz lokalnych z prośbą o wsparcie. Nie kojarzę abyśmy spotkali się w tym z jakimś sukcesem a mam kontakt z psychiatrami z całej Polski, skupionymi w sekcji psychiatrii środowiskowej. Chyba najlepiej radzi sobie Kraków. Tam tradycja i środowiskowego rozumienia zdrowia psychicznego jest najlepiej utrwalona a lekarze otrzymują wsparcie i zrozumienie od władz lokalnych. Ale w skali Polski to zrozumienie jest żadne. Może w większych miastach jakoś się udaje. Przeciętny Kowalski dobrze wie, że aby się dostać do psychiatry to trzeba odczekać w wielomiesięcznej kolejce, a kiedy już się dostanie to psychiatra jest tak obciążony, że nie bardzo ma ochotę z nami rozmawiać. Zostaje sektor prywatny, ale nie jest on tak skuteczny, jak w innych dziedzinach medycyny, bo osoba z zaburzeniami psychicznymi jest dysfunkcjonalna społecznie. Musimy mówić o tym, że osoby z zaburzeniami psychicznymi nie są w stanie skorzystać z prywatnej opieki.