Zdaniem rzecznika praw dziecka książeczka jest dobrym rozwiązaniem, bo monitoruje losy dziecka. Pomysł udało się przeforsować... Ale lekarze są przeciwko.
Według projektu nowelizacji ustawy o prawach pacjenta, książeczka zdrowia dziecka stanie się elementem dokumentacji medycznej, a jej wzór i dane, które się w niej znajdą, określi minister zdrowia. Ale zdaniem lekarzy to dodatkowa biurokracja.
- Książeczka to dodatkowa, prowadzona w podwójny sposób dokumentacja medyczna. Jest archaiczna już w samej formie – to dokument papierowy. To kolejny przykład nowotworu, który toczy proces wymiany i obiegu informacji w systemie ochrony zdrowia w Polsce - mówi Wojciech Perekitko specjalista medycyny rodzinnej z Porozumienia Zielonogórskiego.
Zwolennikiem przewrócenia książeczek zdrowia jest rzecznik praw dziecka. Wśród argumentów rzecznika pojawił się przykład 3,5-letniego dziecka, które trafiło do szpitala w stanie skrajnego wyczerpania - matka nie była ubezpieczona i bała się, że będzie musiała płacić za wizyty, dlatego nigdy nie zgłosiła się z dzieckiem do lekarza.
- Rzecznik Praw Dziecka dobrze postawił diagnozę, że matka dziecka niezgłoszonego i nieubezpieczonego bała się z nim pójść do przychodni. Diagnoza zatem dobra, jednak etiologia takiego stanu rzeczy oraz zaproponowane rozwiązania niczego małym pacjentom nie poprawią. Czy gdyby matka miała taką książeczkę w domu, to zmieniłoby to coś w jej postępowaniu? Uważam, że nie. Co zatem spowodowało, że bała się przyjść do lekarza? Otóż odpowiedź wydaje się być prosta - słabość naszego państwa w przyznawaniu i określaniu prawa do leczenia swoim obywatelom – stwierdza Wojciech Perekitko.
Źródło: materiały prasowe