Odpowiedzialny za przygotowanie projektu, który faktycznie „odciąży” budżet od miliardowych wydatków na zdrowie jest… minister zdrowia. Składki mają wystarczyć, między innymi, na finansowanie zadań zespołów ratownictwa medycznego (w piątek wiceminister Waldemar Kraska chwalił się, że w przyszłorocznym budżecie na ratownictwo przeznaczono ok. 4 mld zł), na zakup wszystkich szczepionek ujętych w PSO, na leki dla seniorów i kobiet w ciąży i wykonywanie kilkunastu najbardziej wysokospecjalistycznych procedur.
Opublikowany dokument budzi dużo pytań. Na przykład? Pojawiła się propozycja spożytkowania funduszu zapasowego NFZ, w którym po ubiegłorocznych niedowykonaniach świadczeń pozostało 10 mld zł. Rząd będzie chciał, by środki zasiliły… Fundusz Przeciwdziałania COVID-19. Po co NFZ miałby przekazywać rządowi pieniądze, zamiast samodzielnie finansować np. działanie szpitali czy oddziałów covidowych lub zakup szczepionek (zwłaszcza w kontekście przesunięcia obowiązku finansowania zakupów innych szczepionek)?
Nie wiadomo też, dlaczego takie zmiany mają być uchwalone w ramach nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, skoro dotyczą świadczeń finansowanych ze środków publicznych – być może resort pracuje jeszcze na jakimiś przepisami dotyczącymi rzeczywiście zawodów lekarskich, tylko na etapie założeń woli ich nie ujawniać?
To, co jest pewne: wygaszenie budżetowego finansowania części świadczeń oznacza, że w Funduszu będzie mniej pieniędzy na utrzymanie dostępu do świadczeń na obecnym poziomie. Co więcej, część zadań, za które miałby płacić Fundusz, realizowana jest bez względu na status ubezpieczenia (ratownictwo medyczne, bezpłatne leki dla kobiet w ciąży, zakup szczepionek). Są to też zadania, które – jak wielokrotnie podkreślali politycy PiS – są wprost zadaniem państwa, związanym z bezpieczeństwem wewnętrznym i zdrowiem publicznym, i dlatego to budżet państwa, a nie płatnik ubezpieczeniowy, gwarantował ich finansowanie.