)
Dlaczego na depresję cierpią częściej kobiety niż mężczyźni, mimo że statystycznie bardziej dbają one o swoje zdrowie? Na ten temat z prof. Aleksandrem Araszkiewiczem, kierownikiem Kliniki Psychiatrii Collegium Medicum UMK w Toruniu rozmawia Iwona Schymalla, redaktor naczelna Medexpress.pl
Iwona Schymalla: Czy właściwa jest opinia, że coraz częściej kobiety w Polsce chorują na depresję?
Prof. Aleksander Araszkiewicz: To opinia, którą trzeba zgeneralizować na cały świat. Zdecydowanie kobiety częściej chorują na depresję i to nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Stosunek kobiet do chorujących mężczyzn jest jak dwa do jednego. Osobami, które częściej chorują z powodu zaburzeń depresyjnych, są kobiety. Wynika to z wielu czynników, które decydują o powstaniu tej choroby. To są czynniki psychospołeczne, genetyczne, a przede wszystkim biologiczne. U kobiet ze względu na szczególny układ hormonalny, występuje element najważniejszego czynnika ryzyka zaburzeń depresyjnych. Układ hormonalny ma ścisły związek z neuroprzekaźnikiem mózgowym. Tam właśnie odnajdujemy przyczynę depresji. To powiązanie decyduje o tym, że kobiety częściej chorują na depresję. To nie dlatego, że są słabymi istotami, tylko rzeczywiście ustrój kobiety jest tak skonstruowany, że czynników ryzyka tej choroby jest u kobiet więcej niż u mężczyzn.
Użył Pan Profesor takiego sformułowania: kobiety częściej cierpią na depresję. Cierpią, ale jednocześnie nie chcą sobie pomóc czy zgłosić się do lekarza? Dlaczego?
To też złożona sprawa. Generalnie kobiety częściej dbają o swoje zdrowie niż mężczyźni. Zgłaszanie się do psychiatry i leczenie się z depresji wiąże się z ujawnieniem swojej słabości i obawą przed stygmatyzacją – zaliczeniem do osób chorych psychicznie. W 2006 r. prowadziliśmy badania nad rozpowszechnieniem zaburzeń depresyjnych u kobiet w okresie po menopauzie. Co ciekawe, lekarze ginekolodzy, do których zgłaszały się kobiety z powodu zaburzeń klimakterycznych, informowali, że podejrzewają u tych pacjentek depresję. Proponowali im zgłoszenie się do psychiatry. Z rady skorzystało tylko 49 proc. tych pacjentek. Upatruję to jako symptom obawy przed stygmatyzacją przed tym, że zostaną one uznane za niepełnosprawne. To istotny element, który decyduje nie tylko w społecznym rozeznaniu, ale też w relacjach partnerskich i rodzinnych. Ukrywanie tego faktu czy samoleczenie się różnymi środkami mogą doprowadzić do większych komplikacji.
Jak przełamać impas? Co zrobić, aby tej stygmatyzacji było mniej i jaką rolę mogą odegrać w tym projekty przygotowane przez samorządy lokalne, które wychodzą do ludzi i ich rodzin?
Na pewno ważne w tym są akcje edukacyjne i propagandowe. Od jakiegoś czasu mamy już dni walki z depresją - znane osoby mówią o tym, że mają depresję i jak z nią walczą. To daje innym odwagę, aby o tym mówić. Każda taka akcja wymaga pieniędzy oraz zaangażowania ludzi. Wydaje mi się, że ważniejsza jest zmiana postawy pracodawców - by pracodawca chciał pomóc pracownikowi z depresją. Tego nie ma. Teraz jeśli pracownik jest niewydolny, to usłyszy, że za bramą na jego miejsce czekają inni. Dlaczego kiedy pozostali chorzy mogą występować i głośno upominać się o swoje prawa, osoby chore psychicznie, w tym na depresję, nie chcą ujawniać się, pokazać swojej twarzy. Ktoś musi dać im taką możliwość. Niech to będą samorządy, osoby zaufania publicznego oraz media. Media powinny edukować, mówić głośno o problemie i propagować zmianę postaw nie tylko osób chorych, ale i pozostałych.